Autor |
Wiadomość |
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 11:12, 02 Maj 2009 |
|
O! Jak to dobrze, że ostatni post jest twój, LuCaS, nie będę się bawić w nadmierne cytowanie .
LuCaS napisał: |
blad logiczny. nigdy nie napisalem czegos takiego. spojrz na moje zdanie: X i Y -> Z. jesli X i Y to Z. koniunkcja i implikacja. slowem, aby wpasc w pulapke rezysera(Z) trzeba zadac sobie to pytanie(Y) i byc inteligentnym(X). |
OK., niech ci będzie. MEA CULPA... Ale nie wyskakuj mi tu z matematyką, bo i tak nic z niej nie rozumiem .
Co do reszty, to jeśli tą wielką tajemnicą filmu jest tylko to, kim był Fallon, klonem, czy bratem, to... I’m not impressed. Napisałam już, że dla mnie liczył się efekt końcowy. Kto tak naprawdę wygrał? NIKT! Do tego prowadzi i zawsze prowadziła obsesja. I nigdy nie uważałam Angiera za "tego złego i brzydkiego", bo tak naprawdę to wszystko wina Bordena. Fallon (kimkolwiek był) tylko szedł za nim, jak posłuszny piesek, ale to Borden mieszał przez cały czas. Angier po prostu zwariował po śmierci żony, a potem liczyła się tylko zemsta (jego późniejsze stwierdzenie, że nie chodzi o żonę jakoś mnie nie przekonało; pewnie przez to jak ginęły klony).
Co do tego, że Angier nie wiedział, że to co robił nie było jak "powrót do domu" się nie zgodzę. Dla mnie scena ze zlewem dobitnie pokazuje, że wiedział na co skazuje swoje kopie. Oczywiście nie do końca, ale pojęcie miał. Pomijając już samą symbolikę, ponieważ właśnie tak zginęła jego żona. Jedyne co mam mu do zarzucenia, to brak przemyślenia sprawy. Dlaczego po wejściu w posiadanie maszyny, nie zaczął realizować triku metodą Bordena? Można stwierdzić, że chciał być lepszy, ale mnie to nie przekonuje. Nie mnie oceniać, co myśli szaleniec.
Kolejna niespójność. Przyjmując twoją wersję (o której taktownie nie wspominam), Borden i tak musiał wiedzieć o Tesli i jego maszynie i co ona potrafi, ponieważ skierował do niego Angiera (kolejna ciekawostka: Angier mówi Tesli, że jakiś czas temu ten zbudował jego koledze po fachu maszynę, a on też by taką chciał. Tesla nie zaprzecza. Więc co? Kto wziął tę pierwszą? Co się z nią stało?). Natomiast później nie wiedział jak działa trik rywala, bo wyrzuca Fallonowi, że jeszcze tego nie rozgryźli. Druga sprawa, gdzie się podziewał Fallon, gdy Borden wraz z Angierem pracowali u starego magika (przed utopieniem żony Angiera)? Jeśli nawet już wtedy sobie pogrywali jak później, to tylko dobitnie świadczy o tym, jakim potworem był Borden.
Ktoś może powiedzieć, że on robił to samo co stary Chińczyk, ale to nie prawda. Chińczyk, owszem, poświęcił się dla sztuki, ale Borden pociągnął za swoimi ambicjami innych. Przez niego zginęła żona Angiera (małe ma znaczenie, że zgodziła się na inny węzeł, on powinien wiedzieć lepiej niż głupia siksa, ponieważ wiedział więcej od niej), przez niego Angier zrobił co zrobił, przez niego zginęła żona Fallona, jego kochanka odeszła, a córka została bez matki. Mogę zrozumieć poświęcenie, ale nie czyimś kosztem.
No, to na dzisiaj tyle w tym "prestiżowym" temacie .
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:40, 03 Maj 2009 |
|
Yes, Madam! / Police Assassins 2
reżyseria: Corey Yuen Kwai;
produkcja: Sammo Hung Kam Bo;
obsada: Michelle Yeoh, Cynthia Rothrock, John Sham Kein, Meng Hoi, Tsui Hark, James Tien Chun, Dick Wei;
rok produkcji: 1985;
To dosłownie niesamowite jak historia zatacza pełne koło (brzmi znajomo, czyż nie?). Ale tak jest naprawdę, ponieważ pamiętam jak oglądałam ten film jak byłam mała (dosłownie miałam te kilka lat). Pamiętałam go jak przez mgłę, pamiętałam aktorów, nieco wnętrz, nie pamiętałam nic z fabuły, ale pamiętałam, że bardzo lubiłam ten film.
I teraz znalazłam go gdzieś w jakichś odmętach i obejrzałam ponownie po tylu latach i co widzę? Że podoba mi się tak samo jak tyle lat temu. Ani trochę się nie zestarzał. Oczywiście, że fabuła jest prosta jak drut, krew nie wygląda jak krew (chyba w Hong Kongu nie mieli farby takiego koloru), ale to nie świadczy o tym, czy film jest dobry czy nie (przynajmniej dla mnie). Dlaczego? Dlatego, że całkiem niedawno wyszło kilka super-produkcji, które są jeszcze bardziej infantylne niż niejeden film sprzed 30-40 lat. Naprawdę, wiem co mówię.
Dla mnie to taka Chińska odpowiedź na Zabójczą Broń, która zamiast dwóch niecodziennych detektywów daje nam dwie panie detektyw w iście Hong Końskim stylu, czyli ma być szybko, mało składnie, ale za to ładnie. Tak po prawdzie, nie o fabułę tu chodzi, naprawdę...
Być może starsi na tym forum pamiętają jeszcze ten film z pirackich kaset VHS, z okropnym amerykańskim dubbingiem (tak jak ja) i zechcą go sobie przypomnieć (tak jak ja). Młodszym polecam, bo może będą chcieli zobaczyć jak kiedyś kręcono filmy akcji i czym tak się zachwycali ich rodzice, gdy walili drzwiami o oknami na produkcje pokroju Wejście Smoka (osobiście nie mam pojęcia co ludzie widzą w tym filmie? Dla mnie jest beznadziejny...).
Jest jeszcze jeden plus dla tego filmu. Ja tam się na sztukach walki nie znam ani trochę, ale naprawdę doceniam te stare i naiwne filmy również dlatego, że nie ma tam tylu efektów komputerowych, a to co widać na ekranie jest w 95% zasługą kaskaderów i samych aktorów (choćby Michelle Yeoh, Cynthia Rothlock, Sammo Hung), a nie linek, efektów, czy nie-wiadomo-czego-jeszcze. I również dla samego tego faktu warto sobie ten kawałek obejrzeć, zwłaszcza, że niegdyś dobre filmy nie musiały trwać 3h... dla dobrego filmu akcji wystarczyło, jak tutaj, ok. 1,5h.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez robaczek dnia Nie 21:41, 03 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:01, 08 Lip 2009 |
|
Batman Begins 2 / Batman: The Dark Knight
reżyseria: Christopher Nolan;
obsada: Christian Bale (Bruce Wayne), Heath Ledger (Joker), Aaron Eckhart (Harvey Dent), Michael Caine (Alfred), Maggie Gyllenhaal (Rachel Daws), Gary Oldman (Jim Gordon), Morgan Freeman (Lucius Fox);
gatunek: adaptacja komiksu / sensacyjny;
rok produkcji: 2008;
No, wreszcie nadszedł ten moment i obejrzałam nowego Batmana. W końcu jak coś tak reklamują, to musi w wreszcie wywołać podejrzenie, że jest przereklamowane, prawda? Cóż, szkoda, że tak się rzeczywiście okazało (choć to zależy, z której strony na to spojrzeć). Już wyjaśniam.
Film ten właściwie nie miałby tak dobrej reklamy, gdyby nie to, że niedługo po nim umarł jeden z aktorów, więc od razu tłumy ruszyły na film i od razu okrzyknięto grę tegoż aktora najlepszą w jego karierze (co jest dyskusyjne, bo są lepsze filmy z jego udziałem), a jego bohatera (a właściwie złoczyńcę) najlepszą postacią w filmie. No super, a może by tak ktoś spojrzał na to nie przez pryzmat Ledgera, tylko samego filmu, co? To ja spojrzałam i cóż tam zobaczyłam...
Dwie najbardziej irytujące rzeczy w tym filmie to... kwestie Jokera i Batmana. O ile do Batmana jeszcze można się przyzwyczaić, bo trik ze zmianą głosu zaserwowano nam już w latach osiemdziesiątych, a potem spokojnie sprzedawano nam później z dobrym powodzeniem, to dlaczego nie tutaj? Ale Joker? No, proszę... to jego mlaskanie jest po kilku minutach słuchania jego wywodów wręcz nie do wytrzymania. Ja rozumiem, że to tak miało być, żeby bardziej realistycznie wyglądały te jego blizny (których pochodzenia i tak się nie dowiedzieliśmy, a prawdziwy Joker nie miał gęby pokancerowanej nożem, czy co to tam było) i w ogóle, i w szczególe, ale nie tak nachalnie, dobrze?
Druga sprawa to sama kreacja Jokera. Oczywiście jest zupełnie inna niż to, co widzieliśmy w wykonaniu Jacka Nicolsona, ale tu naprawdę nie ma czego porównywać, ponieważ tamten Joker to był coś zupełnie innego niż tutaj. Ten tutaj to po prostu psychopata z pudrem na gębie, którego nie interesuje nic prócz wzbudzania w ludziach strachu.... i chęć posiadania pieniędzy (choć on sam zaprzecza).
A scenariusz? Ponownie okrzyknięto film najlepszą adaptacją komiksu. No, może i tak, ale ja jakoś tego nie widzę. A co jest w tym filmie lepszego od takiego Spidermana? To też komiksowy format, tylko nie tak brutalny i tyle. Ten film jest brutalniejszy, więc celuje do tej trochę starszej widowni, ale chyba ja jestem już na ten film za stara, bo wcale nie dostrzegam jego geniuszu. No to popatrzmy co w nim mamy prócz fajerwerków, które pochłonęły 75% budżetu (tak na oko licząc).
W mieście pojawiają się dwie nowe osoby. Anarchista Joker i nowy Prokurator Okręgowy, Harvey Dent, wspierany przez panią prokurator, Rachel Daws (z poprzedniego filmu). Do kompletu mamy jeszcze Batmana, jego lokaja, Alfreda i wynalazcę geniusza, Luciusa Foxa. Na dokładkę jeszcze policjanta Jima Gordona. Więc Joker szerzy w mieście postrach i wśród normalnych ludzi, i wśród przestępców, ponieważ jak który mu podpadnie, to go likwiduje. Ale w końcu ta reszta przestępców decyduje się zapłacić Jokerowi kupę pieniędzy, by zlikwidował Batmana, ponieważ ten pospołu z Dentem, Daws i Gordonem zabrali ich pieniądze z nielegalnych interesów, co więcej! powsadzali do więzienia większość średniego kalibru przestępców, więc szefowie nie mają kim dowodzić. Joker więc zaprowadza chaos w mieście i wymyśla chytry plan. Będzie zabijał ludzi każdego dnia, dopóki Batman sam się nie zdemaskuje. Batman, jako dobry rycerz, zaraz chce to zrobić, ale Dent uważa, że ten jest zbyt cenny, bo tylko on może pokonać Jokera, więc zajmuje jego miejsce. Przeskakujemy tak ze 45 min. i widzimy, że w efekcie Rachel Daws ginie, Harvey staje się Dwie-Twarze, a Batman staje do ostatecznego pojedynku z Jokerem. No i ciekawe kto wygra? Kaleki i psychopatyczny facet, czy wyposażony w najnowsze osiągnięcia techniki i znający wszystkie sztuki walki świata superbohater? Cóż za szok! Batman wygrywa i ratuje świat! Ale! Jak się okazało, Dwie-Twarze więzi rodzinę Gordona i Batman raz jeszcze musi stawić czoła złu, więc idzie tam i co? I znów sprawiedliwość tryumfuje. No tak, ale przecież ludzie nie mogą się dowiedzieć, że ich prawy i dobrotliwy Prokurator Okręgowy zmienił się w psychopatę i chciał mordować ludzi, więc rycerski Batman bierze wszystko na siebie i staje się wyrzutkiem ściganym przez policję. Koniec... NARESZCIE!
I niech mi ktoś powie, że to dobry film, to... ... ... dobra, już jestem spokojna. Tak chłodnym okiem, to jak na ekranizację najdłużej wydawanego komiksu świata, film ten nie jest zły, tylko po prostu jest to film stricte dla młodzieży. Natomiast dla dorosłych, którzy chcą od filmu czegoś więcej niż super efektów specjalnych (swoją drogą, fajnie wyglądała ta przewracająca się ciężarówka z trailerów), to nie jest najlepszy wybór. Fabuła jest zadziwiająco dobra jak na komiksowy format, ale to wszystko. Nie jest to z pewnością rzecz wybitna. Młodym się spodoba, ponieważ w dobie internetu i braku realnych wzorców, taki Batman staje się właśnie ikoną naszych czasów. Nie jest ani do końca dobry, ani zły, czyli ludzki, bo żaden człowiek nie jest kryształowy. A więc jest to postać atrakcyjna dla potencjalnego odbiorcy, ponieważ może się z nią identyfikować, a jednocześnie wiedzieć, że wciąż istnieją bohaterowie. Co z tego, że nie są prawdziwi? Ponadto, na te kilka godzin (tak, wciąż mam wrażenie, że ten film mógłby być o 1/4 krótszy, a i tak by nic nie stracił) człowiek może oderwać się od realnego świata i po prostu usiąść sobie wygodnie i pooglądać takie bohaterskie czyny, czy w to wierzy, czy też nie. Jakby nie patrzeć, dla masowego odbiorcy (bo do takiego jest ten film kierowany), jest to naprawdę fajne widowisko.
Na koniec napiszę o dwóch plusach, które mnie się osobiście podobały. A są nimi, Michael Caine oraz Morgan Freeman. Obaj są klasą samą w sobie, choć zawsze większy sentyment żywię do Freemana (odkąd zobaczyłam "Wożąc Panią Daisy", czyli już dawno). Caine bardzo przypomina Alfreda z komiksów i kreskówek, co jest olbrzymim plusem, jednak w najnowszych filmach odebrano mu jednak trochę tej jego angielskiej złośliwości, która przydałaby się tutaj, ale naprawdę uważam, że nie ma na co narzekać. Freeman natomiast chyba tę złośliwość przejął, ponieważ to on tutaj dostał te dowcipne i zaczepne kwestie (których w oryginale nie ma), więc obaj panowie świetnie się uzupełniają.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MgM
Starożytny wampir
Dołączył: 13 Paź 2007
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TvTropes
|
Wysłany:
Sob 21:48, 11 Lip 2009 |
|
Oj, robaczku, robaczku, robaczku...
robaczek napisał: |
Dwie najbardziej irytujące rzeczy w tym filmie to... kwestie Jokera i Batmana. O ile do Batmana jeszcze można się przyzwyczaić, bo trik ze zmianą głosu zaserwowano nam już w latach osiemdziesiątych, a potem spokojnie sprzedawano nam później z dobrym powodzeniem, to dlaczego nie tutaj? Ale Joker? No, proszę... to jego mlaskanie jest po kilku minutach słuchania jego wywodów wręcz nie do wytrzymania. Ja rozumiem, że to tak miało być, żeby bardziej realistycznie wyglądały te jego blizny (których pochodzenia i tak się nie dowiedzieliśmy, a prawdziwy Joker nie miał gęby pokancerowanej nożem, czy co to tam było) i w ogóle, i w szczególe, ale nie tak nachalnie, dobrze? |
Koszmarna wypowiedź. Kto jak kto, ale fani loka powinni wiedzieć najlepiej, że granie głosem to jedna z najważniejszych rzeczy budujących klimat. I o ile głos batmana jest z lekka irytujący, to głos Jockera jest zrobiony pierwszorzędnie. Moim zdaniem co do tego drugiego zarzut zupełnie na siłę i z uprzedzenia.
Cytat: |
Druga sprawa to sama kreacja Jokera. Oczywiście jest zupełnie inna niż to, co widzieliśmy w wykonaniu Jacka Nicolsona, ale tu naprawdę nie ma czego porównywać, ponieważ tamten Joker to był coś zupełnie innego niż tutaj. Ten tutaj to po prostu psychopata z pudrem na gębie, którego nie interesuje nic prócz wzbudzania w ludziach strachu.... i chęć posiadania pieniędzy (choć on sam zaprzecza). |
Rozumiem że według twojego słownika inny=gorszy, a chciwiec to "człowiek puszczajacy z dymem górę gotówki".
Cytat: |
A co jest w tym filmie lepszego od takiego Spidermana? |
AAAARGHHHH!! Khu!! Khh... (dzięki szybkiej reanimacji zdołano przywrócić pracę serca). To zupełnie tak jak byś napisała "A co jest w Milczeniu Owiec lepszego od takiej Godzilli?"
Cytat: |
fajerwerków, które pochłonęły 75% budżetu (tak na oko licząc). |
To zupełnie jak w połowie filmów akcji. W tej drugiej połowie pochłaniają więcej.
Zakończenie jest tandetne, ale każdy film ma jakieś wady. Pisząc w taki sposób nawet arcydzieło można zmieszać z błotem.
Podeszłaś do tego filmu z uprzedzeniem, opisujesz go stronniczo, oceniasz niesprawiedliwie. A opisanego przez ciebie wcześniej Hellboya II oceniasz dużo łagodniej, choć to film w każdym calu gorszy. Przykro mi to mówić, ale na ten widok przypominają mi się wielce mądrzy użytkownicy z niesławnych komentarzy na filmwebie.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 23:45, 11 Lip 2009 |
|
MgM napisał: |
I o ile głos batmana jest z lekka irytujący, to głos Jockera jest zrobiony pierwszorzędnie. Moim zdaniem co do tego drugiego zarzut zupełnie na siłę i z uprzedzenia. |
O głosie Batmana napisałam, że mi nie przeszkadza, bo ten trik już nam sprzedawano, więc przeszłam nad tym do porządku dziennego, o tyle głos Jokera mnie po prostu irytuje i tyle. Jednego będzie irytował, innemu się spodoba, ja po prostu należę do tej pierwszej grupy. Nie wszystko musi mi się podobać i to akurat mi się nie podoba, czy to źle?
MgM napisał: |
Rozumiem że według twojego słownika inny=gorszy, a chciwiec to "człowiek puszczajacy z dymem górę gotówki". |
Podałeś cytat, w którym nie napisałam, że inny=gorszy. Po prostu napisałam, że inny. A oceniłam Jokera w tym filmie tak jak ja go widzę, bo znam jeszcze trzech innych (a ty ilu jeszcze znasz?), więc mam z czym porównywać. Pamiętam (pewnie ty również) kreację Marka Hammila (w/g mnie najlepszy Joker w historii), Jacka Nicholsona oraz Jokera z komiksów. I o ile Jack to był element praktycznie komediowy (choć to była czarna komedia, oj czarna), to np. Joker Hammila, lub ten z komiksów to jest psychopata, a dla mnie Ledger wypada na tym tle po prostu blado. Choć cieszy mnie fakt, że nie próbowano zrobić z niego dowcipnisia jak Jack, tylko potraktowano tę postać na poważnie, ale cały czas mam wrażenie, że nie do końca wiedzieli co z nim zrobić.
Co do tego "chciwca", to jak najbardziej tak myślę, ponieważ: 1) ukradł forsę zaraz na początku filmu, 2) później okradł mafię 3) wszyscy, którzy znają postać Jokera choć trochę wiedzą, że ten kocha pieniądze... ale można powiedzieć, że skoro spalił, to mu nie zależy... to po co kradł? Co, nie szło już bez forsy zaprowadzić w mieście chaosu? Oczywiście, że się dało, sam Joker powiedział, że dynamit jest tani. To co? Mafię chciał ukarać, bo ich nie lubi? To po co ich okradać, skoro i tak ich później zabije? Coś mi tu śmierdzi i przykro mi to mówić, ale ja tego nie kupuję.
MgM napisał: |
To zupełnie jak w połowie filmów akcji. W tej drugiej połowie pochłaniają więcej. |
MgM napisał: |
Podeszłaś do tego filmu z uprzedzeniem, opisujesz go stronniczo, oceniasz niesprawiedliwie. A opisanego przez ciebie wcześniej Hellboya II oceniasz dużo łagodniej, choć to film w każdym calu gorszy. Przykro mi to mówić, ale na ten widok przypominają mi się wielce mądrzy użytkownicy z niesławnych komentarzy na filmwebie. |
Powinieneś przestać odwiedzać ten portal i tyle . Widzisz, wcale nie uważam, że podeszłam do tego filmu stronniczo. Zaraz wyjaśnię. "Batman: Begins" był jak na komiksowy format filmem bardzo dobrym. Naprawdę obejrzałam go z wielką chęcią i bardzo mi się spodobał. Było w nim wszystko to, co miało być w dobrym filmie na postawie komiksu: bohater, jego wróg, trochę jakichś wynurzeń, oczywiście nieodłączna tragedia Bruce'a itp. Było naprawdę świetnie. Więc skoro pierwszy film postawił poprzeczkę wysoko, a krytyka i fani oraz pseudofani wynieśli część drugą na piedestał, to i ja spodziewałam się czegoś dobrego, a tego nie dostałam. Według mnie część druga jest znacznie słabsza od pierwszej i tyle. Jeśli nikt nie starałby mi się sprzedać tego filmu jako arcydzieła, to nie starałabym się go tak oceniać. Napisałam przecież, że film ten jest zadziwiająco dobry jak na format komiksowy, ale nic poza tym.
A co do Hellboya II, to uważam, że oceniłam go tak jak na to zasłużył. Część pierwsza była kinem czysto rozrywkowym, w którym nikt nie starał mi się sprzedać tego filmu jako czegoś wybitnego; ot wysokobudżetowa adaptacja komiksu, efekty specjalne, dowcipne dialogi, akcja i tyle. Części drugiej również nikt nie starał mi się sprzedać jako dzieła ponadczasowego, tylko tak samo jak część pierwszą, czyli inna historia, dobre efekty, dowcipne dialogi, aczkolwiek niezbyt inteligentne i ok. Ponownie oceniłam ten film jako kino czysto rozrywkowe, co też napisałam. Hellboy II to typowy film na sobotni wieczór, co to "wyłącz mózg" i odpręż się przed TV i oceniając film w ten sposób, jest to film bardzo dobry, ponieważ spełnia pokładane w nim oczekiwania, czyli daje mi to, co mi obiecywano.
W przypadku nowego Batmana obiecano mi arcydzieło i złote góry, a dostałam tylko dobrą adaptację komiksu, więc uważam, że mam prawo czuć się oszukana i mam prawo oceniać film nie pod kątem Hellboya II, ale pod kątem tego co mi obiecywano, czyli czegoś więcej niż Hellboy. Film nie spełnił oczekiwań, ponieważ pozostał tylko dobrą adaptacją komiksu, ale arcydziełem to on nie jest. Tak samo poprzedni Batman. Nie starano mi się wcisnąć kitu, e to ponadczasowe arcydzieło, tylko nowe, poważniejsze spojrzenie na tę postać i rzeczywiście tak było. W przypadku najnowszego filmu, niestety nie.
Mam nadzieję, że rozumiesz do czego piję?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MgM
Starożytny wampir
Dołączył: 13 Paź 2007
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TvTropes
|
Wysłany:
Nie 0:19, 12 Lip 2009 |
|
robaczek napisał: |
Podałeś cytat, w którym nie napisałam, że inny=gorszy. Po prostu napisałam, że inny. |
Nie musiałaś tak napisać. Wystarczy że taki był wydźwięk twojej wypowiedzi.
Cytat: |
Co do tego "chciwca", to jak najbardziej tak myślę, ponieważ: 1) ukradł forsę zaraz na początku filmu, 2) później okradł mafię 3) wszyscy, którzy znają postać Jokera choć trochę wiedzą, że ten kocha pieniądze... ale można powiedzieć, że skoro spalił, to mu nie zależy... to po co kradł? Co, nie szło już bez forsy zaprowadzić w mieście chaosu? Oczywiście, że się dało, sam Joker powiedział, że dynamit jest tani. To co? Mafię chciał ukarać, bo ich nie lubi? To po co ich okradać, skoro i tak ich później zabije? Coś mi tu śmierdzi i przykro mi to mówić, ale ja tego nie kupuję. |
Jocker kradnie pieniądze, bo inni ich pragną, więc on im je zabiera na złość. Po za tym, on nie wiedział, że później zabije mafiozów - bo, jak sam twierdzi, on nie ma planu tylko działa spontanicznie.
Ale to nie ważne, bo mi tam wszystko jedno czy pragnie pieniędzy czy nie
Ale Ale! To, że widzowie wciskają wszystkim, ze film jest głęboki i mądry, nie znaczy że taki był zamiar twórców (może był, ale ja jakoś nie czułem się bombardowany tą próbą wciśnięcia głębokości z trailerów). Wobec tego, należy mieć pretensje do ludzi że przesadzają, a nie do filmu.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez MgM dnia Nie 0:19, 12 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 23:46, 19 Lip 2009 |
|
MgM napisał: |
Nie musiałaś tak napisać. Wystarczy że taki był wydźwięk twojej wypowiedzi. |
Jeżeli taki był, to uwierz, całkowicie niezamierzony.
MgM napisał: |
Ale to nie ważne, bo mi tam wszystko jedno czy pragnie pieniędzy czy nie |
Widzisz, u mnie to nie dokładnie tak działa. Jako że znam Jokera z komiksów i serialu (tego to uwielbiam), to wiem, że on pragnie władzy i pieniędzy, a niemożliwym jest, by całkowicie odciąć się od postaci wykreowanych przez te media, więc i ten Joker nie może być po prostu bezmyślnym szaleńcem, nie pragnącym niczego innego, jak tylko mordować i tym samym zaprowadzać chaos. Przykro mi, ja tego nie kupuję, ale to może dlatego, że zbyt utrwalił mi się obraz Jokera z tych innych historii.
MgM napisał: |
Ale Ale! To, że widzowie wciskają wszystkim, ze film jest głęboki i mądry, nie znaczy że taki był zamiar twórców (może był, ale ja jakoś nie czułem się bombardowany tą próbą wciśnięcia głębokości z trailerów). Wobec tego, należy mieć pretensje do ludzi że przesadzają, a nie do filmu. |
Tak, tylko ja znam kampanię reklamową z trochę innej strony, aniżeli tylko z trailerów. Pamiętam te strony w internecie tworzone przez WB tylko dla promocji filmów, gry Jokera, szukanie zagadek, odkrywanie tajemnic scenariusza, itd. Po drugie, same strzępki informacji wypływające od aktorów, reżysera i osób zaangażowanych w produkcję były bardzo obiecujące i właśnie to one obiecywały coś niesamowitego i na tym się opierałam, bo sami fani przecież nic nie wiedzieli, bo fabuły nie znał nikt. A to, co wszyscy opowiadali po premierze było dla mnie mało wiarygodne, bo wszystko to były tylko zachwyty nad Ledgerem (mnie osobiście bardziej podobał się w wyklętym przez fanów Batmana filmie pt. "Tajemnice Brokeback Mountain", czy jak to się pisze) i o tym, jaki to on nie był genialny, tak jakby tylko on w tym filmie był.
Kończąc, napiszę, że tak naprawdę możemy się tu spierać jeszcze długo i tak naprawdę oboje będziemy mieć rację i jednocześnie jej mieć nie będziemy. Więc zakończę na tym i tyle. Następny mój post w tym temacie to pewnie będzie kolejna recenzja.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MgM
Starożytny wampir
Dołączył: 13 Paź 2007
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TvTropes
|
Wysłany:
Śro 11:03, 22 Lip 2009 |
|
Skoro tak, to ja też coś dopiszę
The Wild Bunch 1969
Produkcja: USA
Gatunek: Western
Scenariusz i Reżyseria: Sam Peckinpah
Czas: 145 minut
Opis: Mamy rok 1913, zmierzch Dzikiego Zachodu. Po nieudanym, zakończonym krwawą łaźnią napadzie na bank, grupka bandytów pod wodzą Pike'a Bishopa próbuje uciec z kraju i przedostać się do Meksyku. Ich śladem podążają wynajęci przez kolej łowcy głów pod dowództwem Deke'a Thorntona - dawnego przyjaciela Pike'a.
Choć bardzo lubię Westerny (dobre), ten obejrzałem dopiero kilka tygodni temu. Śmiało mogę powiedzieć, że The Wild Bunch to jeden z najlepszych filmów w swoim gatunku, stający w szranki nawet z takim The Good, the Bad, and the Ugly (o którym też niewątpliwie napiszę).
Film zachwyca nie tylko niesamowitym kunsztem wykonania (scenariusz, reżyseria, gra aktorska - w zasadzie wszystko jest świetne ), ale również wartością merytoryczną.
W The Wild Bunch nie ma dobrych, są tylko nie-źli, źli i bardzo źli ( ). Do tej pierwszej kategorii można zaliczyć Pike'a i jego bandę, którzy, choć są kryminalistami, mają jeszcze jakieś ludzkie odruchy i poczucie honoru. Inni są tylko gorsi - dobrym tego przykładem jest fakt, że największymi zdrajcami są kobiety ( ), a najbardziej okrutne są dzieci (!). Sama historia jest smutna, pozbawiona jakichkolwiek złudzeń.
Mówiąc prościej: The Wild Bunch zrywa ze wszystkimi schematami filmowego Westernu.
Na uwagę i pochwałę zasługują również niesamowite, jak na owe czasy, efekty specjalne i rozmach. Widzowie będą świadkami regularnych bitew i jakże krwawych strzelanin.
Co tu dużo mówić, gorąco polecam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
michalchwesiuk
Hylden
Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:54, 07 Sie 2009 |
|
Nie wiem czy to dobry temat...
Obejrzałem Slumdog Milionaire i bardzo mnie zaciekawiła ta cała historia....
Nie zna ktoś może jakiegoś fajnego filmu o "Straconej miłości z dzieciństwa, ale odzyskanej w przyszłości, naprzeciw skutkom zachowań czarnych charakterów i kończącej się HAPPY-END'em".
Tylko musi się skończyć happy-endem, ponieważ jeśli NIE, to źle to przeżywam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Qjin
Strażnik Reavera
Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lake of the Dead (Górki)
|
Wysłany:
Czw 10:50, 13 Sie 2009 |
|
Reżyseria i Scenariusz: Jean-Jacques Annaud
Zdjęcia: Robert Fraisse
Muzyka: James Horner
Wasilij Zajcew: Jude Law
Major Konig: Ed Harris
Komisarz Daniłow: Joseph Fiennes
Tanya: Rachel Weisz
Nikita Chruszczow: Bob Hoskins
Kulikow: Ron Perlman
Czas trwania: coś ponad dwie godziny, w Polsacie przełożyło się to na ponad trzy :/, ale o tym później powiem...
Tak, tak, dokładnie, ten film obejrzałem w poniedziałek.
I co? Pierwsze wrażenie: OoO, początek taki sam jak w kampanii rosyjskiej w Call of Duty (choć to CoD zapożyczył początek od "Wroga u Bram", wyszedł dwa lata później), więc wiedziałem co się wydarzy.
Drugie wrażenie: film jest realistyczny, trup się ściele gęsto i to po jednym strzale, a nie a la Rambo, co to jednym czołgiem całą armię afganistańską wykosił jak zboże.
Trzecie wrażenie: 5 strzałów, 5 zabitych, to mi się podobało, ale mniejsza, zauważyłem przy tym, ze Jude Law całkiem dobrze zagrał. A i Joseph Fiennes wypadł nieźle. A co ja będę gadać, od takich aktorów wymaga się, by dobrze zagrali i każdemu się to udało.
Czwarte wrażenie: rozśmieszyło mnie ujęcie, jak Kulikow dostaje kulkę od Koniga w łeb. A czemu? No nie wiem, jakoś tak komicznie wyglądał ten "lot".
Piąte wrażenie: scena "łóżkowa", a właściwe "śpiworowa" - a co ja tu będę komentował... Dobra, nieważne...
Prawdzie piąte wrażenie: Sasza się nie mógł zdecydować chyba i to troszkę się w filmie nie udało, tak wypadło to sztucznie, ale...
Szóste wrażenie: ale finał tegoż wątku był zaiste dobry, aczkolwiek jakoś mnie wzruszył, chyba za późno ten film obejrzałem.
Siódme wrażenie: szczęśliwa końcówka, ale po takich wydarzeniach nie do końca.
Ósme wrażenie i finał: Film jest naprawdę, ale to naprawdę dobry. Wszystko w nim zgrywa się w jedną spójną całość, jedyne, co się nie do końca udało, to wątek niezdecydowanego Saszy, zbyt nierealistyczny, ale "dobrze zakończony". Specjalnie nie wymieniałem tych ważniejszych niuansów filmu, bo po co? A, sami zobaczcie . Powiem jeszcze:
-że wzrusza (choć nie mnie)
-że efekty specjalne są dobre i do tego nie są pokryte "komputerową klątwą"
- że muzyka jest niezła, aczkolwiek wydaje się taka cicha i niepozorna na tle całego filmu, tzn. dużo się dzieje, a melodia, w przeciwieństwie do "Call of Duty" jakoś nie porywa swoja spontanicznością
- że obsada dobrze wypadła
-=że scenariusz jest zgrabny i spólny.
To tyle. Aha, Polsat kontynuuje swoją strategię - reklamy trwały po 15 minut, o tak! I takich seansów cztery.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Qjin dnia Czw 10:50, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
MgM
Starożytny wampir
Dołączył: 13 Paź 2007
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TvTropes
|
Wysłany:
Czw 14:44, 13 Sie 2009 |
|
Qjin napisał: |
To tyle. Aha, Polsat kontynuuje swoją strategię - reklamy trwały po 15 minut, o tak! I takich seansów cztery. |
Chyba nigdy nie ogladałeś filmów na tvn-ie, skoro na polsat narzekasz
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Qjin
Strażnik Reavera
Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lake of the Dead (Górki)
|
Wysłany:
Czw 16:50, 13 Sie 2009 |
|
Na Tvn'ie oczywiście, że oglądałem filmy. Wbrew pozorom nie są takie długie, tylko filmy są zwykle lepsze, niż na Polsacie, więc się wydaje tak tylko. W rzeczywistości są trochę krótsze.
A na Polsacie patrzyłem na zegarek i minęło z 15 minut, nim zaczęło sie ponownie, na TVN'ie jakieś 10 - 12 minut.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:49, 17 Sie 2009 |
|
CHI BI a.k.a. RED CLIFF
rok produkcji: (red cliff I) 2008 (red cliff II) 2009;
reżyseria: John Woo;
scenariusz: John Woo, Khan Chan, Cheng Kuo, Heyu Sheng;
powieść (ok. XIIIw.): Luo Guanzhong;
zdjęcia: Yue Lu, Li Zhang;
muzyka: Taro Iwashiro;
obsada: (m.in.) Tony Leung Chiu Wai (Zhou Yu, na zdjęciu po lewej), Takeshi Kaneshiro (Zhuge Liang, na zdjęciu po prawej), Fengyi Zhang (Cao Cao, na zdjęciu po środku), Chen Chang (Sun Quan), Wei Zhao (Sun Shangxiang), Jun Hu (Zhao Yun), Chiling Lin (Xiao Qiao), Shido Nakamura (Gan Xing), Yong You (Liu Bei), Ba Sen Zha Bu (Guan Yu), Yong Hou (Lu Su);
Ok, jako że poziom mojego spamu osiągnął pułap 500 postów, to trzeba to jakoś uczcić. A więc dziś specjalna robaczkowa recenzja z tej okazji, która będzie opowiadać o filmie, który ostatnio mi się bardzo (ale to bardzo) spodobał. Przy okazji pobluzgam sobie trochę i poutyskuję na rodzimych wydawców, więc będzie też ciekawie.
Zacząć trzeba od tego, że jest to film Johna Woo, który to jest okrzyknięty mistrzem azjatyckiego kina akcji, i który podobno bardzo dobrze radził sobie w Hollywood. Osobiście poza jednym jego filmem ze starszych lat (Hard Target, a po polskiemu Nieuchwytny Cel), nie widzę w jego dorobku nic, co by było warte uwagi, a więc i film, który mam zamiar opisać również początkowo nie wzbudzał mojego zachwytu (głównie właśnie przez nazwisko rezysera). Jakież było moje rozczarowanie (obym miała takich więcej ^^).
Film nosi tytuł Chi Bi lub z angielska Red Cliff (o polskim tytule na razie jeszcze nie wspomnę) i jest adaptacją Chińskiej legendy o wojnie trzech królestw i właśnie bitwie pod Czerwonym Klifem. To tyle jeśli idzie o główny wątek fabularny. Poboczne wątki są o wiele bardziej ciekawsze, ale to właśnie nieuchronnie zbliżająca się bitwa łączy wszystko w spójną całość. A z tych pobocznych wątków najbardziej podobały mi się kolejne zwariowane pomysły głównego stratega Zuge Lianga i jego relacje z wicekrólem Zhou Yu (Zdobędę 100.000 strzał... A jak nie? To możesz skrócić mnie o głowę. Obłęd... ^^ przez duże "O").
Aha... i należy pamiętać o tym, że jest to kino na wskroś azjatyckie, a więc dla zachodniego widza pewne rzeczy mogą wydawać się niedorzeczne lub śmieszne, a niektóre po prostu niezrozumiałe i głupie. Ale trzeba mieć na uwadze, że to zupełnie inna kultura i tak jak ludzie w USA nie zrozumieją dlaczego my śmiejemy się z poczynań Kargula i Pawlaka, tak w tym filmie nie każdy zrozumie relacje i czyny bohaterów. Kolejną rzeczą, ka którą trzeba zwrócić uwagę jest, że to taka chińska wersja trylogii Sienkiewicza, więc nie ma się czemu dziwić, że niektóre rzeczy są naciągane. Legendy mają to właśnie do siebie, że są nieco naciągane (bo nie uwierzę w to, że opierano się głównie na materiałach źródłowych... tak, bo ta bitwa miała miejsce naprawdę). Ale poza tym dawno nie widziałam tak dobrego filmu. I co ważne, chińskie kino z gatunku superprodukcji (tak, bo to jest superprodukcja, budżet filmu pochłonął $80mln. i jak dotąd jest najdroższym filmem w historii azjatyckiej kinematografii, ale uważam, że warto było), nie osiągnęło jeszcze tego poziomu zdebilnienia jak kino z Hollywood.
To może teraz o tym co widać na ekranie. Kostiumy są śliczne, widać, że napracowano się, by oddać ducha minionych wieków. Na lokacjach (dwór króla i pałac wicekróla, baza pod Czerwonymi Klifami) miło zawiesić oko. O wiele gorzej moim zdaniem wypadły efekty specjalne. Niestety, tutaj film nieco kuleje, bo widać sztuczność, szczególnie tam, gdzie mamy do czynienia z ogniem, ale dla mnie (osoby, która najczęściej ogląda filmy z lat '60 i '70) to akurat tak ważne jak zeszłoroczny śnieg. Wspominam o tym, by nikt nie poczuł się zaskoczony. Nadmienię tylko, że jeszcze nie widziałam azjatyckiego filmu (a widziałam ich całkiem sporo), w którym efekty byłyby na takim poziomie jak w USA. Ale myślę, że jeszcze trochę i Azja dogoni Amerykę i będzie ok ^^. Poza tym jeśli ktoś nie jest wybredny, to nie będzie mieć z tym najmniejszych problemów.
Muzyka... również jest śliczna. Napisana przez japońskiego kompozytora Taro Iwashiro, dobrze oddaje to, co widzimy na ekranie, a i poza nim czasem dobrze jej posłuchać. Nadmienię też, że motyw przewodni wspiął się na znaczące miejsce w tamtejszych listach przebojów. Poza tym i tak uważam, że jest niezły (ale ja popu z lat '80 słucham, a nie jakiegoś dzisiejszego metalu, więc można powiedzieć, że niedzisiejsza jestem i się nie znam ^^). To by było tyle o muzyce.
A, no tak, miałam pobluzgać, a więc teraz zacznę. Celowo nie wspominałam o polskim tytule, ponieważ tutaj jest trochę zamieszania. Zaraz wszystko wyłożę. Oryginalnie film został nakręcony w 2008 roku i nosił dwa tytuły, jakie podałam wyżej, ale u nas (brawo dla dziadów z Monolithu) do kin trafił dopiero w lipcu tego roku, czyli 2009. Filmowi nadano tytuł Trzy Królestwa, co może być mylące, ponieważ istnieje inny film noszący taką nazwę, a dokładniej Three Kingdoms - Resurrection of the Dragon, którego historia zazębia się z Chi Bi, ale poza tym to zupełnie inna para kaloszy.
To teraz będzie o drugiej zbrodni (znacznie większej, za którą nawet wrzucenie do Otchłani jest za mała karą). A więc wytłumaczmy to na przykładzie. Wyobraźmy sobie takiego Władcę Pierścieni. Mamy jeden długi film, tyle że pocięty na trzy części po ok. 2h każda i ok. A teraz wyobraźmy sobie, że wydawca stwierdza, że film jest za długi jak na rodzimą widownię i postanawia uciąć go o połowę i trzy części posklejać w jedną i tak wypuścić do kin. I taki też los spotkał Chi Bi. Oryginalnie film ma dwie części po ok. 2,5h każda, ale nie u nas, o nie. Ci rzeźnicy z Monolithu stwierdzili, że utną film o połowę wydadzą go pod innym tytułem. A potem nie ma się co dziwić, że jak taką sieczkę do kin wypuszczają, to ludzie twierdzą, że azjatyckie kino jest do dupy. Hmpf!, sama bym tak powiedziała, jak by mi taki seans zafundowano. Także jeśli ktoś ma okazję, to tutaj jawnie i z premedytacją namawiam do piractwa. Jeśli ktoś ma zamiar obejrzeć, niech ciągnie z sieci wersję dwuczęściową, bo to, co pokazują u nas w kinach to zbrodnia! Mam tylko nadzieję, że na DVD wydadzą wersję nieokrojoną...
No, to 501 post zaliczony... alem się napisała.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Qjin
Strażnik Reavera
Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lake of the Dead (Górki)
|
Wysłany:
Wto 17:07, 18 Sie 2009 |
|
Cóż, tak to już jest z polskimi wydawcami.
A jako, ze ten temat jest nie tylko o filmach (choć głównie), ale też o wydawcach i twórcach, to, jak Robaczek, również trochę popsioczę, ale jest z czego.
1. Tłumaczenia:
a) Razu pewnego obejrzałem Silent Hill (ogarnęła mnie schiza po przejściu gry, a ta jest... samemu zagrajcie a swoją drogą kiedyś o filmie napiszę, ale teraz nie mam ochoty, jednakże film też obejrzyjcie ). Z napisami.
I to oryginalnymi. No jaka mnie chęć mordu ogarnęła na tłumaczu, który przetłumaczył całkiem dobrze, ale łącznie z tytułem i nazwą miejscowości!!!!
No, trzeba być totalnym idiotą, żeby przetłumaczyć TYTUŁOWĄ miejscowość i wszędzie ją nazywać Cichym Wzgórzem. No ludzie, to w takim razie przetłumaczcie sobie Buenos Aires i cały czas gadajcie "Do widzenia".
b) Oczywiście wspomnę tu o jakże umownym tłumaczeniu dialogów z Prison Break, nie będę jednakże cytować, bo jest tego od groma. Ale obejrzałem sobie na Canal+ "Johna Rambo", który również jest całkiem fajnym, acz BARDZO brutalnym filmem (realizm się kłania, choć 10m odrzut ze snajperki mnie dziwił). Gdy najemnicy płyną kutrem, jeden z nich nabija rzuca miechem, aż niemiło. A w tłumaczeniu były to określenia MAKS. walnięty, pieprz zdarzył się dwa razy i to nie tam. To tylko dwa przykłady z wielu. Ale: drodzy tłumacze, euefenzimy swoją drogą, a przekleństwa swoją. Jeśli koleś "faka" i "shita" ci na kilometr, to chyba się tego nie tłumaczy słowami "cholerny" i "kupa", a już na pewno, jak w tym filmie dzieją się z goła niedobre rzeczy (eufenizuję, bo akurat teraz jest to przydatne). No ludzie, w końcu skoro widz jest na tyle świadom tego, co ogląda, to chyba może i co nieco zrozumieć tak, jak to oddaje scenariusz, a nie lichej jakości tłumaczenie?
2. Rachu ciachu i po strachu, czyli podział:
Harry Potter i Insygnia Śmierci ma być podzielony na dwie części. Twórcy tłumaczą się tym, że w książce dzieje się zbyt dużo wydarzeń i właściwie każdy fakt w niej zawarty musi się znaleźć w produkcji, bo widz, który książki nie przeczytał, nie zrozumie, o co chodzi (zaleta książki, koniec z poucinanymi wątkami w ekranizacji).
Cy mnie to wkurza? Wkurzają mnie komentarze ludzi, którzy uważają, ze to "odcinanie kuponów" i zbijanie kasy. To jedna sprawa, ale druga to fakt zrozumienia sensu. Chcecie, żeby film jako jedna całość, a twórcy nie zarabiali kasy podwójnie, bo to darmozjadztwo? A proszę bardzo, tylko nie marudźcie potem, ze nic nie rozumiecie. Twórcy też to rozumieją i raczej wiedzą, ze przez to popularność spadnie, a zysk będzie mniejszy. W końcu muszą oni na czymś zarobić, a seria HP nie może w siódmej części okazać się zwykłym i nielogicznym natłokiem akcji.
Ja się cieszę, a wy też zrozumcie i wytłumaczcie to sobie sami w logice, o ile wiecie, co to jest.
Aczkolwiek nie jestem za głupim i niepotrzebnym podziałem filmu, takim jak podział filmu "chi Bi" wspomnianym przez robaczka w Polsce.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
michalchwesiuk
Hylden
Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 11:27, 19 Sie 2009 |
|
Z tym HP to według mnie dobry pomysł
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 15:36, 19 Sie 2009 |
|
Qjin napisał: |
Aczkolwiek nie jestem za głupim i niepotrzebnym podziałem filmu, takim jak podział filmu "Chi Bi" wspomnianym przez robaczka w Polsce. |
Taa... i to się właśnie nazywa nieumiejętność czytania ze zrozumieniem... Wygląda na to, że trzeba to wytłumaczyć jeszcze bardziej łopatologicznie. W oryginale, Chi Bi składa się z dwóch (2) części, ale w naszym ukochanym Ciemnogrodzie wydawca, czyli Monolith zrobił z tych dwóch (2) części jedną (1) i przy okazji robienia tego, skrócił oryginalny czas projekcji z 4h30min. do 2h20min (wycinając przy okazji co lepsze kawałki). Już chyba jaśniej się nie da...
A jeśli idzie o Harry'ego Pottera, to powiem tak. Nigdy go nie lubiłam, nie lubię i lubić najpewniej nie będę, ale jeśli idzie o podział filmu to stwierdzam, że jeśli to ostatni film z serii, to niepotrzebne zamieszanie, jeśli jednak nie, to całkiem niezłe posunięcie (głównie marketingowe). Z drugiej strony, litości... dwa filmy na książkę, która ma jakieś 400 stron? O.o Pomijam fakt, że normalnie widać, że kniga gruba, ale czcionka to tam chyba jest rozmiar 20... Jakby tak normalną czcionką drukować (czyli 10 TimesNewRoman), to z tych stron zrobiłoby się raptem kilka stroniczek, tak właśnie ze 400 może... Poza tym młodzież chyba nie zna różnicy pomiędzy adaptacją, a ekranizacją, a różnica jest i to całkiem spora.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Qjin
Strażnik Reavera
Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lake of the Dead (Górki)
|
Wysłany:
Śro 19:50, 19 Sie 2009 |
|
Robaczek, zrozumiałem to, co mówiłeś, tylko nie umiałem tego określić tak, aby wyrazić, że mam takie samo zdanie co ty odnośnie takiego miszmaszu.
<offtop>A widzę, że HP nie czytasz, bo czcionka to 12, a stron w Insygnii Śmierci jest prawie 800. Nie mówiąc już o tym, że akurat ta część ma zdecydowanie najwięcej akcji powiązanych ze sobą i dzieje się w niej najwięcej rzeczy. (Choć nie mówię, ze jestem wielkim fanem Harry'ego Potter'a, niestety w dobie dzisiejszej sieczki, którą HP nie jest, muszę albo spytać go i Wiedźmina i kryminały (Grange jest w tym świetny)po raz 'etny, albo się przesiąść na horrory i thrillery, od których czytania aż zęby bolą, bo wiadomo od razu, że zginie główny bohater/najbliżsi/będzie masakra.)
Koniec offtopu.
No niestety, adaptacja a ekranizacja różnię się dość mocno, a ta pierwsza jest wypierana przez drugą. Szkoda, tym bardziej że nawet tak prosta rzecz, jak zrobienie mało wiernej ekranizacji, może być nieudolna (Uwe Boll, pójdźże do szkoły reżyserskiej, błagam!)
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Qjin dnia Śro 19:57, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:35, 20 Sty 2010 |
|
Qjin, nie czytam HP, bo już z takich rzeczy po prostu wyrosłam... nie pociąga mnie jak kilkunastolatek lata na miotle i czaruje za pomocą magicznej różdżki. To już Wiedźmin bardziej do mnie przemawia. I tak, wiem, że im dalej, tym książki podobno bardziej mroczne, ale co z tego? I tak nie dorównają choćby np. takiemu "Nocarzowi".
Co do czcionki, to wiedz, że standard w książkach "dla dorosłych" to 10, a czasem nawet 8 (stare wydania sprzed 20-30 lat; tak, w tym przeklętym komunizmie książki były tanie jak barszcz i były DOBRE! Bo pisali ludzie, którzy wiedzieli jak to robić, a nie jakiś Dan Brown o kodzie DaVinci!) Książki dla dzieci mają dużą czcionkę, bo wzrok się mniej męczy, a poza tym dzieciakom wydaje się, że dużo stron przeczytały i szybciej to idzie, nieprawdaż? (W dobie dzisiejszego analfabetyzmu, jak dzieciak pójdzie do szkoły i się pochwali, że przeczytał w jeden dzień 50 stron, to jest kozak!) Taki mały trik marketingowy.
-------------------------------------
Wiem, że mało kto tu zagląda, ale... co mi tam? Oglądał ktoś tego Avatara? Podobno to fajne efekty i nic poza tym? Taka bajka dla dwunastolatków, którym to imponuje? Opłaca się? Bo bilety po 40PLN... jak dla mnie to drogo...
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez robaczek dnia Śro 21:49, 20 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
MgM
Starożytny wampir
Dołączył: 13 Paź 2007
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TvTropes
|
Wysłany:
Czw 9:12, 21 Sty 2010 |
|
Well, nie oglądałem. Ale z koro wszyscy na to idą... to ja nie zamierzam. Coś co jest tak popularne, że ma ledwo po premierze już kilkadzziesiąt tysięcy głosów i miejsce w czołówce Filmweba, a do sal kinowych wciąż kolejki mimo już stosunkowo długiego czasu emisji, zwyczajnie nie może być dobre.
EDIT do poniżej: BLOW STUFF UP! BLOW STUFF UP!
Ale jednak musisz przyznać, ze choć Dark Knight był sporym boomem reklamowym, to jednak to nie ta liga James Cameron's "Rewolucja na miarę wprowadzenia dźwięku!" Avatar, nie?
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez MgM dnia Czw 23:36, 21 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 18:41, 21 Sty 2010 |
|
Ha, Mgm, wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz i jednak mi odpowiesz. Pomimo to jednak chyba muszę się z tobą zgodzić... coś w tym jest, że jak coś jest tak reklamowane, to jest przereklamowane (no dobra, znów mam na myśli tego Batmana , no ale nie możesz mieć mi za złe, prawda?). Znalazłam nawet fajną [link widoczny dla zalogowanych] nowego arcydzieła. Niestety, potwierdza ona, to co słyszałam... od razu wiedziałam, że jak w Kinomaniaku dostał ocenę 8,5 to coś mi tu śmierdziało... recenzja sponsorowana?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Pią 18:44, 22 Sty 2010 |
|
Ekhm... Napiszę coś na temat Avatara (żadna recenzja, po prostu kilka podstawowych rzeczy):
- Cena biletu? Cóż, ja miałem chyba lepiej. Porównałem ceny:
2D- 14 zł
3D- 25 zł
Patrząc na cenę podaną przez Robaczka, to ja chyba jakąś promocję miałem
MOŻLIWE SPOJLERY!
- Fabuła... Ogólnie może być, chociaż jakaś super oryginalna nie jest. Na planetę Pandorę przyleciał były marine z piechoty morskiej, Jake Sully (Sam Worthington). Jego brat zginął zabity przez bandytę, więc Jake, niepełnosprawny na wózku inwalidzkim ma wziąść udział w programie Avatar zamiast brata. Ludzie tworzą ciała Na'vi (coś jak trzymetrowe, niebieskie elfy), które kontrolują umysłowo w specjalnych komorach. Oczywiście Jake dostaje swojego. Wyrusza na misję dogadania się i poznania zwyczajów tubylców. Poznał kilka osób: dr Augustine (sławna Sigourney Weaver od Aliens) i córkę wodza tubylców Neytiri (Zoe Saldana). Ludzie próbują dogadać się z Na'vi, żeby opuścili te tereny, na których są ogromne złoża unobtanium o cenie 20 mln $ za 1 kg.
Fabułę można streścić krótko: żołnierz wciela się w ciało Na'vi poznaje zwyczaje tubylców, ludzie chcą ich wyrzucić, żołnierza rusza sumienie i buntuje się przeciwko własnej rasie. Oczywiście wojna.
Czyli fabuła nie jest jakaś specjalnie oryginalna.
KONIEC SPOJLERÓW
- muzyka za to jest wyjątkowa, wpasowuje się w klimat. Spokojna przy podziwianiu widoków, przy bitwach też się zmienia. Razem z grafiką upiększają cały film i wtedy nie zwraca się większej uwagi na fabułę, która jest w sumie nieźle poprowadzona, chociaż wymyślna nie jest.
Film jednak wysoko cenię i chętnie mógłbym jeszcze raz pójść do kina. Polecam.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 1:44, 28 Sty 2010 |
|
OK, jestem świeżo po seansie pt. Avatar. Na szybko napiszę tylko, że czuję się obrażona przez zaserwowanie mi tak infantylnego "dzieła" jakie spłodził Cameron. To na razie tyle. Będę mieć więcej czasu, to wysmażę jakąś reckę.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Qjin
Strażnik Reavera
Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lake of the Dead (Górki)
|
Wysłany:
Pią 18:42, 29 Sty 2010 |
|
Hmmm, ja za to oglądałem ostatnio Kac Vegas i 2012 - pierwszy jest najmniej wtórną i najśmieszniejszą komedia tego roku ("wciąż ma to uderzenie..."), drugi słabszy fabularnie od Avatar'a, podobnie z efektami, więc teoretycznie powinien dostać baty tak srogie, jak to tylko możliwe - ale widok walącej się Kalifornii to coś niesamowitego - za takie widoki Emmerich ujdzie, szkoda że tylko za nie.
Niestety, ale Cameron zrobił kalkę "Tańczącego z Wilkami" (a przecież on tak potrafi zrobić efektowne filmy z niezgorszą fabułą vide Terminator czy Titanic, tak potrafi!), więc to jego bardziej by się przydało zbesztać. Ale ocenię, jak zobaczę.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:04, 04 Lut 2010 |
|
AVATAR
rok produkcji: 2009;
reżyseria: James Cameron;
scenariusz: James Cameron;
zdjęcia: Mauro Fiore;
muzyka: James Horner;
obsada: (m.in.) Sam Worthington, Zoe Saldana, Sigourney Weaver, Stephen Lang;
OK., jak już wspomniałam, jak coś jest tak reklamowane, to nie ma bata i musi, ale to musi być przereklamowane. Niestety, i jakkolwiek bym chciała inaczej, tak jest z Avatarem. Dowód? Jeśli fabułę filmu da się streścić w jednym zdaniu, to co można sądzić o czymś takim? Ano właśnie... No, ale żeby nie było, to po kolei.
Z obsady znam jedynie reżysera (Cameron), Sigourney Weaver (kto jej nie zna?), tą kobitkę, co brała udział w pierwszej części Szybkich i Wściekłych, głównego gryzipiórka (tego co tak bardzo chce ten drogi metal), a także gęba tego złego dowódcy wojsk wydaje mi się znajoma. I właściwie na tym moja znajomość gwiazd Avatara się kończy, więc powód jakobym oglądała film dla obsady można spokojnie odrzucić. Niczym nie zaskakuje, ale to chyba akurat dobrze. Nie ma zachwycania się jak to zwykle, że ten to znany aktor błyszczał, a tamci nieznani polegli. Wszyscy są obdzieleni po równo i jest OK.
To teraz przejdę do zachwytów. Film wygląda ślicznie! To fakt, którego nikt nie podważy. Jest kolorowo, baśniowo, typowy świat fantasy (chociaż jak ktoś dużo czyta / gra w różnego rodzaju gry fantasy, to czy ja wiem, czy jest się aż tak czym zachwycać?). Jest na co popatrzeć, ponieważ wszystko się rusza, świeci (chyba jeszcze w żadnym filmie nie widziałam, żeby tyle rzeczy się świeciło) i jest naprawdę kolorowo. Choć momentami miałam wrażenie, że aż za bardzo i niebezpiecznie ocierało się to o kicz albo o jakąś wizję naćpanego wariata. Mimo to, bardzo ładnie mi się to oglądało.
Jeśli idzie o muzykę i dźwięk, to był OK. Tylko tyle powiem, ponieważ nie znam się na tym zbytnio, żadnym koneserem nie jestem, więc i wypowiadać się nie ma zbytnio o czym. Muzyka była w porządku, odgłosy wymyślonych zwierząt też brzmiały wiarygodnie, ogólnie rzecz biorąc, dźwięki dobrze współgrały z tym co widać, więc przyczepić się nie ma do czego.
No to teraz będzie o porażce. Fabuła po prostu leży i kwiczy. To również fakt niepodważalny. I ja nie rozumiem? Ludzie narzekają na przykład na Hellboya, że jest wtórny i tak dalej. Hmpf!, niech obejrzą Avatara; tyle wtórności i głupoty już dawno w kinie nie widziałam. Naprawdę, kilka razy w tych rzekomo smutnych momentach miałam takiego banana na gębie, że aż miło. Dla przypomnienia: były marine zostaje wysłany na obcą planetę, gdzie poznaje tubylczą ludność (niebieskie elfy z trailerów), zakochuje się w ich kulturze, a przy okazji w córce wodza i zaczyna walczyć ze złymi ludźmi i wojskiem, bo chcą zniszczyć ich planetę dla jakiegoś drogiego kruszcu (nigdy nie dowiadujemy się do czego nam on potrzebny, ale niech będzie). Oczywiście na końcu mamy wielką bitwę elfów i ludzi i oczywiście źli ludzie przegrywają i jest happy end.
Naprawdę, gdyby ten scenariusz sprzedano mi 15 lat temu, to wyszłabym z kina zaczarowana. Jak sprzedaje mi się go dziś, to wywołuje tylko mój śmiech. I to nie jest tak, że tak tą fabułę przedstawiam, ona po taka prostu jest taka beznadziejna! Kilka momentów, które mnie rozwaliły doszczętnie:
- przysposabianie głównego bohatera na tubylca... nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dokładnie to samo widziałam w filmach z lat '80. Choćby Kickboxer, Lady Dragon, czy właśnie (jak wspomniał Qjin) Tańczący z Wilkami czy choćby ostatnio Ostatni Samurai (też wtórny jak szary papier toaletowy). Perfidna kopia i to jeszcze tak bezczelna;
- dowódca wojsk... taak, takiego pana widziałam chyba ostatnio w filmach z lat '70. Mózg ma jak orzeszek, zaprogramowany tylko na niszczenie. Nic do niego nie dociera. My wojsko, oni złe dzikusy. Osłabił mnie totalnie koniec, gdy na polu walki pozostał tylko główny bohater i właśnie on i oczywiście bohater mówi: "Poddaj się, to koniec", a tamten: "Po moim trupie!". Powalające. I bynajmniej nie umniejszam nic dialogom, naprawdę tam takie są! Kiedyś bym to kupiła, ale teraz...
- zniszczenie siedziby tubylców: nie zapomnę tych głupich min gryzipiórków, którzy najpierw tak chcieli zniszczyć ten kawałek lasu, a potem tak debile patrzyli się w monitory na ogrom swego zniszczenia. Oczywiście niektórzy płakali, inni byli przerażeni... ale najlepszy i tak był dowódca wojsk: "stawiam wszystkim kolejkę". Dobrze podsumował, sama musiałam się czegoś wtedy napić. To było... żałosne! Takie rzeczy to ja mogę łyknąć w Gumisiach, ale nie tutaj!
- zmiana głównego bohatera w tubylca. To już był gwóźdź do trumny. Główny bohater zasłużył się tubylcom w wojnie przeciwko ludziom i w nagrodę został przyjęty do plemienia (w praktyce oznacza to, że przenieśli jego duszę z człowieka do elfa i tak już został). Powalające.
Osobiście poczułam się obrażona infantylnością scenariusza i nie mogłam się nadziwić własnym oczom i uszom, że za taką kasę wyprodukowano taki kicz. To są tak wtórne i oklepane zagrania, że doprawdy nie mogę wyrazić jak mi głupio było na to patrzeć w tych czasach. To było dobre 2-3 dekady temu (jak kino takie było i takie proste filmy się kręciło), ale dziś?! Szlachetny bohater, bezduszni żołnierze i urzędnicy, naukowcy stojący po środku, ale ze skłonnościami doktora Frankensteina oraz dobrzy tubylcy, którzy tylko walczą o swój dom / rodzinę / planetę (niepotrzebne skreślić)...
Ale były też i fajne momenty; szkoda tylko, że było ich tak mało. Na przykład podobał mi się moment, gdy główny bohater spotkał latające meduzy. Jedna do niego podleciała i zamiast zobaczyć co się stanie, walnął ją na odlew, co by sobie odleciała. To było takie ludzkie i przewidywalne. Obce, leci, zbliża się do ciebie... nie ważne czego chce, rąbnąć, niech sobie idzie gdziekolwiek, byle nie do ciebie. Piękne.
Dobra, dość tego elaboratu. Na koniec podsumuję. Ten film jest niesamowity w kinie (najlepiej w 3D, choć wiem, że nie wszyscy są w stanie takie oglądać, niektórym kręci się w głowie już po krótkim czasie). Efekty specjalne są na najwyższym poziomie i naprawdę wizualnie jest na co popatrzeć. Ale cała reszta urąga inteligencji widza i raczej nie opłaca się tego oglądać nigdzie indziej. Może jak wyjdzie na jakimś BluRay-u, to może wtedy... ale co z tego, skoro znów tylko dla efektów? Gdyby film nakręcono wtedy, gdy powstał scenariusz (czyli rzekomo w latach '90; i tak, wiem, że podobno Cameron czekał aż technika pójdzie naprzód, ale dla mnie to marne wytłumaczenie), to byłoby nawet coś, dzisiaj to tylko, jak kiedyś napisał LuCaS, choc w innym temacie, produkt w sam raz dla ludzi o inteligencji patyczka do lodów.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 16:04, 06 Lut 2010 |
|
Coś mi się widzi, że piękna grafika i muzyka są tylko przykrywką. Film pewnie miał pokazać możliwości technologiczne współczesnego kina. Film bez fabuły? No to zrobili o ataku złych ludzi na Bogu ducha winne 3 metrowe niebieskie elfy z ogonami.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
|