|
|
Autor |
Wiadomość |
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 21:15, 01 Paź 2011 |
|
Postanowiłem napisać coś niesztampowego, osadzonego w dość ciekawych realiach fabularnych. Tym razem postanowiłem napisać coś z ujęcia innej ważnej fabularnie postaci, tym razem dla BO2. Czy się udało?
Akcja tego odcinka rozgrywa się w 50 lat po bitwie pod Meridian.
---------------------
Epizod I. Droga, którą podążam.
Przez ciemną uliczkę przebiegło dwojga postaci. Omijając światło bijące z nielicznych latarni, szybko kierowali się w tylko im znanym kierunku. Miejsce sprawiało wrażenie całkowicie opuszczonego. Rozsądni ludzie unikali miejsca, które zdobyło sobie ponurą sławę Zagłębia Przemytników, potworów w ludzkiej skórze. Ponoć jednak nie tylko ludzie tutaj dominowali...
Para postaci dalej biegła całkowicie bezszelestnie po ulicy, co biorąc pod uwagę fakt, że podłożem był tutaj kamienny chodnik, robiło wrażenie. Sama ulica, zczerniała i zaśmiecona, budziła wyłącznie wstręt. Niekiedy na skraju cieni można było dostrzec wędrujące tu i tam szczury, na których dietę oprócz śmieci składało się ludzkie mięso, bardzo łatwe do zdobycia.
Właśnie przechodzili pod łukowatym przejściem kiedy nagle uruchomiły się wcześniej niewidoczne mechanizmy umieszczone po bokach. Zielony rozbłysk i migotające pole siłowe zagrodziło drogę zamaskowanym postaciom, co jasno udowodniło ich rodowód. Bez żadnego słowa odwrócili i już zaczęli biec w kierunku przeciwnym by znaleźć inną drogę, gdy wtem do ich wyczulonych uszu dotarł niepokojący dźwięk. Stukot opancerzonych butów.
Ktoś zeskoczył z dachu obskurnego budynku mającego przypięty szyld o wdzięcznym napisie "Spszedam maczógi i sztylety fszelakie". Szyld był zbryzgany już zakrzepłą krwią i kawałkami mózgu. Zapewne niezadowolony klient złożył reklamację.
Tajemniczy przybysz w imponującym wyczynie akrobatycznym wykręcił śrubę w powietrzu i upadł na ziemię przyklękając na jedno kolano. Po chwili podniósł się, ujawniając swoje spiczasto zakończone uszy i niepokojąco świdrujące wgłąb duszy oczy o żółtych tęczówkach. Miał szlachetne rysy twarzy, orli nos, wysunięty i mocno zaznaczony podbródek, krótkie ciemne włosy. Przypominał dostojnego szlachcica i taki też był jego wyraz twarzy - pełen władczości i arogancji.
Zakapturzona para zatrzymała się w miejscu i przyjęła pozycję obronną. Ustawili się w jednej linii, przy czym wyższa postać, mężczyzna, wysunęła się lekko do przodu. W odpowiedzi, przybysz odrzucił swój ciemnobłękitny płaszcz do tyłu, odsłaniając niebiesko barwioną zbroję płytową starannie pokrywającą jego ciało, maestrię sztuki płatnerskiej. Jego rękawice pozostawiły otwory na palce, wydłużone i zakoczone ostrymi czarnymi pazurami. Nie nosił broni.
Jak się okazało, palce zakapturzonych wampirów dopiero zaczynały ewoluować w pazury. Jednak zamiast zbroi płytowej nosili ćwiekowane zbroje skórzane, mniej ograniczające ruchy. Mężczyzna miał przy sobie dobrze wyważony długi miecz. Druga postać, kobieta, nosiła dwa sztylety.
- Długo was szukałem, moje dzieci. - przybysz uśmiechnął się drapieżnie, odsłaniając kły. - Zaprawdę, poruszacie się w sposób godny najlepszego łowcy, to jednak za mało by mnie zwieść.
- Sebastian. - odrzekł krótko mężczyzna.
Wyżej wzmiankowany uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Moja sława mnie wyprzedza. Jakże cudownie... A za sławą krok w krok idzie władza, moje dzieci. Kiedyś to zrozumiecie, jeśli dożyjecie do tego momentu. Przykro mi odkryć, że ukradłyście coś ważnego... Coś, co jest własnością Lorda Sarafan.
Kobieta, młodo wyglądająca szatynka o całkowicie ludzkim wyglądzie, wyskoczyła do przodu, sycząc wściekle przez zaciśnięte w grymasie wściekłości zęby.
- A ty oczywiście przyszedłeś tu za nami, sarafański hyclu? Sprzedałeś nas wszystkich w zamian za własne przetrwanie i odrobinę władzy.
Sebastian zachował spokój, choć przez ułamek sekundy można było dostrzec nerwowy tik jego lewego oka. Poczuł wściekłość.
- Nie pouczaj mnie, niedojrzała suko. - odrzekł zimno. - I słuchaj uważnie tego co teraz powiem. Oddaj... Mi... Plany... Centrum Dzielnicy Przemysłowej. Nie dla was te informacje.
Teraz głos zabrał mężczyzna.
- Nigdy nie spełnimy twych żądań, będziesz musiał odebrać je z naszych zimnych, martwych rąk. - rzucił hardo.
W odpowiedzi Sebastian zaśmiał się dziko, niemal obłąkańczo.
- Wy już jesteście martwi, bando kretynów. Ja tylko sprawię, że tym razem umrzecie na zawsze. - stwierdził.
Osaczone wampiry rzuciły się do wściekłego ataku, wyjmując jednocześnie swój oręż. Sebastian ruszył na nich, rozwierając swoje palce. Zderzyli się.
Mężczyzna ciął z doskoku, Sebastian uniknął ataku i machnął pazurami. Wampir zdążył odskoczyć, ale jego ręce już zostały poznaczone szponami przeciwnika. Kobieta roztoczyła ochronną burzę sztyletów by dać partnerowi czas na zebranie sił do kolejnego ataku. Działali bardzo sprawnie, jak jeden wojownik. Na przemian atakując i osłaniając się z flanki, prowadząc z Sebastianem bardzo wyrównaną walkę. Nagle kobieta zrobiła niski wypad do przodu, jednym sztyletem wymachując w powietrzu, a drugi ustawiła poziomo, jakby chciała wypatroszyć przeciwnika. W ostatniej chwili uskoczyła w bok, robiąc miejsce dla partnera który używając swej siły i wściekłości wyprowadził serię straszliwych cięć, druzgocących dla nawet wprawnych wojowników. Sebastian był jednak najpotężniejszym wampirem na usługach Lorda Sarafan, doskonale oswojonym z walką przez długie lata praktyki. Wyeksploatował lukę, jaką pozostawiła kobieta przez unik jaki musiała wykonać. Przepłynął pomiędzy ciosami mężczyzny, którego obrona była dziurawa, gdyż skupił całe swe siły na miażdzącej ofensywie. Sebastian nie zawachał się ani chwili dłużej i zaczął rozdzierać swego przeciwnika na strzępy.
Wampir zawył świdrująco pełnym bólu i protestu krzykiem. Kobieta rzuciła mu się na pomoc, ale została odepchnięta silnym kopniakiem Sebastiana. Sługa Lorda Sarafan wpadł w Berserk, był niepowstrzymany. Okaleczony mężczyzna upadł w morzu strzępów i własnej krwi, jęcząc i wyjąc, widząc uciekającą krew. Konwulsyjnie, próbował sięgnąć głową strumieni krwi lejących się ze swego ciała. Wysunął język, jakby chciał tę krew wypić. W jego oczach migotał zwierzęcy strach - strach przed śmiercią. Po chwili opadł i znieruchomiał, z ust uleciał ostatni dech.
Kobieta zawyła nieludzko, fala dźwiękowa rozeszła się i zbiła szyby znajdujące się w oknach budynków stojących wzdłuż ulicy. Skowyt wydawał się wywierać też pewien wpływ na Sebastiana. Niewątpliwie to był jej Mroczny Dar. Wampir skurczył się w sobie, przygiął do ziemi i wręcz żabim skokiem doskoczył do wampirzycy, ryzykując zderzenie z epicentrum dźwięku. Chwycił ją za gardło w przelocie i obalił na chodniku. Przysunął swą twarz do jej i wysyczał.
- Pięknie ryczysz, spróbuj teraz, dziwko...
Rozległ się trzask miażdżonego gardła i kręgów szyjnych, gdy Sebastian zacisnął swój chwyt. Kobieta wytrzeszczyła oczy w niemożliwy sposób, zaczęła miotać się, próbując sięgnąć swego oprawcę nierozwiniętymi szponami. Potem również znieruchomiała.
Sebastian wstał wymownie powoli, spoglądając wyniośle na otoczenie, jakby szukał kogoś, kto chciałby mu jeszcze rzucić wyzwanie. Przy ciele kobiety znalazł plany. Następnie zniknął w cieniu.
Gdy tylko wstało słońce, ciała wampirów zaczęły płonąć, po chwili został z nich tylko proch który wiatr rozwiał po ohydnych uliczkach Zagłębia Przemytników.
---------------
- Zatem zadanie zostało wykonane, mój sługo? - zapytała głębokim basem potężna postać w złotej zbroi. Z jej oczu i głowy uchodziły niesamowicie płonące zielone płomienie. Rysy jej twarzy były ukryte pod złotym hełmem. Sebastian jednak wiedział, jak wyglądał bez tej osłony.
- Tak, całkowity sukces. Dywersanci zniszczeni, plany Dzielnicy Przemysłowej odzyskane. Tak, jak rozkazałeś.
Sarafan Lord uśmiechnął się triumfalnie.
- Doskonale, doskonale... Wszystko idzie zgodnie z planem... Po raz kolejny udowodniłeś swą przydatność, Sebastianie, mój sługo. Zostaniesz za to nagrodzony. Tymczasem jednak dostałem ważne wieści, z którymi musisz się natychmiast zapoznać.
W odpowiedzi wampir przyklęknął na jedno kolano z szacunkiem pochylając głowę.
- Czekam na rozkazy... Mój mistrzu.
Oczy Sebastiana zapłonęły zimną żółcią.
|
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Śro 16:48, 07 Gru 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 16:09, 05 Paź 2011 |
|
Nie wiem dlaczego wcześniej tego posta nie zauważyłam. Już się poprawiam.
Nareszcie ktoś napisał coś z czasów BO2. Miło się czytało, mam jednak małą uwagę. Jakoś nie pasuje mi, by Sebastian rzucał takim mięchem. Zawsze wydawał się tym rycerskim (co prawda zdradzieckim), dobrze wychowanym i ułożonym typem, a nie opryszkiem z byle tawerny, który wdział zbroję i udaje paniczyka z dobrego domu, choć słoma mu jeszcze z butów wystaje.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Śro 17:55, 05 Paź 2011 |
|
Znaczy, chodzi o słownictwo? No, trochę był wyprowadzony z równowagi, (już napisałem o okolicznościach nerwowego tiku jego oka ) możliwe że próbował podkreślić swoją wyższość, stąd jego pogardliwy stosunek do osaczonych młodzików (czy jak się "fledgeling" tłumaczy) . Napisanie kontynuacji jest pewne, trochę pisałem w międzyczasie ale nie w świecie Nosgoth.
Kolejny odcinek będzie toczył się zaraz po kolejnym. Sebastian pozna ważne informacje i wyruszy na kolejną misję. Postaram się rzucić nieco światła na pewne sprawy. Jeśli chodzi o te plany Centrum Dzielnicy Przemysłowej, to po prostu chodziło mi o plany położenia Nexus Stone Chamber. Jak się domyślam, Sebastian był jego strażnikiem. Tym wampirom nie mogło powieść się dostarczenie tych planów, gdyż prawdę poznała dopiero Umah. Kain musiał ją w tym celu uratować z Sarafan Keep. Niby niuanse, ale to ważne.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lord /<ain
Scion of Balance
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 728
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Coorhagen
|
Wysłany:
Śro 21:08, 05 Paź 2011 |
|
Zawsze uważałem, że era BO2 ma ogromny niewykorzystany potencjał. Też kiedyś pisałem ff w tych klimatach, ale po dwóch rozdziałach mi się odechciało. Obyś ty miał więcej samozaparcia. Póki co masz okejke na zachętę
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Czw 19:40, 06 Paź 2011 |
|
Podzieliłem ten odcinek na dwie części. Próbowałem naświetlić parę spraw. Niestety, tego jest zbyt dużo by zmieścić to w jednym. Kolejny już niedługo.
Podróżując w Ciemności cz. 1
EDIT: By trzymać się dwóch części, musiałem połączyć. Wychodzi diabelnie długi epizod. Trochę tam zawarłem rozmyślania nad słusznością działań Sarafan, jak również wprowadziłem nową wampirzą postać.
---------
Epizod II. Podróżując w Ciemności. Cz I.
Raz jeszcze Sebastian powrócił w noc. Podróżował bez zwłoki, pokonując kolejne ulice, wspinając się na dachy budynków i skacząc z jednego na drugi. Powoli zmieniał się krajobraz. Piękne, bogato zdobione wille szlachty i patrycjuszy ozdobione malowidłami i freskami zaczęły ustępować miejsca bardziej zwyczajnym domostwom. Wampir dostrzegł co raz częściej zaznaczającą się obecność przeróżnej maszynerii, od dźwigów do wind.
Spojrzał w dół, na skromny o tej porze ruch uliczny. Skuleni ludzie chyłkiem przemykali się, unikając światła, skupieni na swych podejrzanych interesach. Gdzieś w oddali słychać było grupkę pijanych mężczyzn, którzy właśnie dostojnie wywlekli się z oberży. Chwilę stali przed drzwiami, mówiąc w kółko coś niezrozumiałego. Wtem z karczmy wyleciały dwie postacie, otrzymujące straszliwe razy metalową chochlą. Jej użytkownik, potężna, barczysta barmanka z wprawą weterana Legionów Lorda Sarafana pacyfikowała pijaków próbujących wrócić do środka. Nie pomogły krzyki, robienie smutnych psich oczu (których efekt psuły nalane twarze) ani nawet zasłanianie się dłońmi. Sromotnie pokonani, uciekli w sobie tylko znanym kierunku ruchem jednostajnie wstęgowym. Karczma nazywała się "Czerwony Kruk".
Sebastian jednak jeszcze przed końcem tej batalii ruszył dalej, niezbyt zainteresowany jej rezultatem. Do jego nozdrzy zaczął docierać zapach morza, na twarzy poczuł morską bryzę. Kierował się na Nabrzeże. Zeskoczył z dachu ostatniego budynku między ustawione przez robotników kontenery dostawcze. Nabrzeże było bardzo ważnym punktem handlowym Meridian, za jego pomocą komunikowano się i prowadzono handel z rozmieszczonymi na morzu licznymi wyspami. Kupczono wszystkim: żywnością, bronią, techniką, rzemiosłem, nawet magicznymi stworami do badań i cyrków dla Nosgothian z kontynentu. Istniała także kontrabanda. Sarafanie zdołali po wielkim wysiłku i reformach systemu finansowego zdobyć pełną władzę nad wszystkim co miało tu miejsce. Ciągle jednak zdarzały się przypadki łamania prawa, żądza zysku była jednak większa od strachu przed surową karą.
Sebastian dotarł na sam brzeg, do głównej przystani. Kręciło się tam kilku Sarafan pilnujących robotników. Wyglądali, jakby na coś czekali. Na widok Sebastiana, zakonnicy wyprężyli się na baczność, zasalutowali w żołnierski sposób.
- Witajcie, mój panie. Czekamy na ładunek i zostaliśmy przysłani Tobie na pomoc. - odezwał się rycerz w ciężkiej pancernej zbroi Sarafan. Na głowie nosił charakterystyczny hełm z czerwonym pióropuszem. Wygląd uzupełniał szkarłatny płaszcz, symbol Sarafan i potężny miecz obosieczny z dodatkiem tarczy. W oczach rycerza błyskała inteligencja, jak również lojalność wobec sprawy.
- Nazywasz się... sir Martin Cohen , o ile dobrze pamiętam? - zapytał Sebastian. Zawsze lubił wiedzieć z kim ma do czynienia, nieważne od rasy.
- Tak jest, mój panie. Lord Sarafan przysłał nas jako asystę do Twojej misji.
Sebastian uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Czyli wiecie, co tutaj robimy? Czekamy na dostawę, przejmujemy ją i sprowadzamy do Dzielnicy Przemysłowej. Jesteśmy tu dlatego, że to coś ważnego. Coś, co nie powinno wpaść w ręce wampirów. Widzę, że jest tutaj kilku glyphowych... - Sebastian rzucił okiem na resztę oddziału, dwóch szeregowych rycerzy glyphów, trzech wielkich rycerzy i sześciu zwykłych.
- Tak jest. Przygotowaliśmy się do tej misji i jesteśmy wprowadzeni w jej plany. Wiemy co do nas należy i wykonamy nasze zadanie co do joty. Dzięki naszym pancerzom, żaden wrogi wampir nie weźmie nas z zaskoczenia.
Sebastianowi zaczął podobać się ten rycerz. Miał wszystko, co powinien mieć prawdziwy oficer. Szacunek, dyscyplinę, inteligencję i zmysł praktyczny.
- Sprawcie się dobrze, a osobiście poręczę za was wszystkich. Promocja was nie ominie.
Morale oddziału wzrosło wyczuwalnie. Sebastian uśmiechnął się do siebie w myślach. Zawsze umiał motywować swych podwładnych. Czekając na Nabrzeżu, powrócił do szczegółów swej misji.
***
- Jak już powiedziałem, nadszedł czas, byś zapoznał się ze szczegółami kolejnej misji. - rzekł Lord Sarafan. - Potem wyruszysz natychmiast.
- Oczywiście, mój panie. - zgodził się Sebastian.
Przechadzali się po Twierdzy Sarafan. Właśnie znajdowali się w głównym hallu. To miejsce nigdy nie nudziło wampira. Oprócz przeróżnych dzieł sztuki i kultury - połączonych z surową żołnierską praktycznością, Sebastian mógł także zaspokajać swój niższy instynkt. Instynkt nasyconej zemsty. Znajdowało się tutaj wiele obrazów i arrasów przedstawiających Lorda Sarafan triumfującego nad swymi wrogami. Sebastiana jednak interesowało coś innego.
Pośrodku wielkiej ściany znajdował się ogromny obraz batalistyczny, opowiadający o ostatniej fazie bitwy pod Meridian. Wyraziste kolory, płynne przejście z tła do głównego planu. Wszystko było tutaj perfekcyjne, bez żadnej skazy. Tak jak doskonałe było zwycięstwo Sarafan. Widać było ginące w przerażeniu całymi batalionami wampiry. W pierwszym planie znajdowało się to, co najbardziej radowało Sebastiana. Oto Lord Sarafan straszliwym poziomym cięciem rozcina pierś swego wroga. Cesarza Wampirów, Kaina. W oczach pokonanego maluje się niewypowiedziany ból, niedowierzanie, strach i szał. Z krzykiem spada w płonącą czeluść. Soul Reaver, upuszczony, wbił się w ziemię. Sarafan Lord triumfalnie ogłasza swoje zwycięstwo. Jego pierś ozdabia tajemniczy pozłacany artefakt. Okrągły kształt, z wcięciem i wgłębieniem na błękitną sferę, połyskującą czystą potęgą. Od artefaktu odchodzą cztery wypustki, umożliwiające przypięcie do zbroi. Na bokach są wyryte napisy w języku znanym jedynie nielicznym. Kamień Nexus.
Lord Sarafan ponownie podjął wcześniejszy temat.
- Dzięki temu, że odzyskałeś plany Centrum Dzielnicy Przemysłowej, Cabal wciąż pozostanie nieuświadomione i zagubione. Dyskrecja jest chwilowo naszym największym sprzymierzeńcem. Te plany... - przywódca złamał pieczęć i podał Sebastianowi do obejrzenia. - Mają zaznaczony opis właśnie skonstruowanej Komnaty Kamienia Nexus. Ten artefakt umożliwił nam zdobycie władzy nad Nosgoth i pokonanie Kaina. Nie wolno nam dopuścić, by trafił w ręce Ruchu Oporu. Jednocześnie musimy mieć go pod ręką. Stąd nadszedł czas jego "przeprowadzki". Będziesz w tym bardzo pomocny.
- Czekam na twe polecenia, mój panie. - rzekł wampir.
- Udasz się na Nabrzeże, do głównego portu. Tam będzie na ciebie czekał specjalnie dobrany oddział. Będą tam również glyphowi rycerze. Ich dowódcą jest bardzo obiecujący człowiek, sir Martin Cohen. Są doskonale przygotowani do walki z wampirami.
Sebastian miał jednak problem, którego nie mógł rozwiązać, zatem zapytał o to swego pana.
- Cóż jednak po ich zbrojach, gdy magia glyphów będzie wykrywać mnie? Będą się świecić jaśniej niż Stos Maleka.
Nazwa tego dość popularnego w Nosgoth powiedzenia: "Świecić się jaśniej niż Stos Maleka" wzięła się od Pierwszej Krucjaty Sarafańskiej. Kiedy Malek Paladyn rozkazał zebrać ciała wampirów nabite na pale w jedno miejsce i podpalić. Największy stos liczył sobie pięć tysięcy wampirów, a ciągnął się aż po horyzont. Płomienie były widoczne od Coorhagen po Willendorf.
Lord Sarafan uśmiechnął się nieco gorzko, wyobrażając sobie widok takiego Stosu. Jakże żałował, że był wówczas uwięziony przez Wiązanie Filarów! Mógł tylko sobie wyobrazić ten widok!
- Zapomniałeś, że dysponuję niewyobrażalną mocą? Kontroluję również magię glyphów. Spójrz...
Przywódca rozpostarł ręce, pomiędzy którymi zaczęła się formować gładka ciemnozielona kula wielkości ludzkiej głowy. Powoli zaczął zbliżać dłonie do kuli, uzupełniając ubytki, by miała doskonały kształt. Kumulując w sobie moc, przesłał ją wgłąb sfery. Kula rozbłysła energią magiczną. Lord Sarafan upuścił ręce i rzekł do Sebastiana:
- Przyjmij, to co dane. Wiedz jednak, że zaklęcie trwa tylko dwie noce. To nie jest trwały dar, jednak bez wątpienia wesprze cię w twej misji. Magia glyphów nie będzie wywierała na tobie wpływu.
Wampir przyklęknął i upuścił głowę, dziękując w milczeniu za bezcenny dar. Po chwili powstał.
- Przejmij ładunek i Kamień Nexus. Dostarcz do Dzielnicy Przemysłowej, zmiażdż każdego głupca, który śmiałby stanąć ci na drodze. Strzeż się Cabal. Oni wiedzą o dostawie tej nocy. Będą próbowali cię powstrzymać, mój sługo. Pragną przejąć ten ładunek. Nie pozwól im na to. Już poznałeś mą hojność i szacunek dla twej mocy. Nie zawiedź mnie. - przemówił Lord Sarafan.
- Zawieść cię, mój panie? Nie... Mam zupełnie inne plany dzisiejszej nocy. Nad ranem powrócę z Kamieniem Nexus. I z głowami twych przeciwników. - obiecał wampir.
***
Wspomnienia Sebastiana przerwał okrzyk żołnierza.
- Statek na horyzoncie!
Wampir na chwilę przymknął oczy. Wyczuł obecność innych Dzieci Nocy. Nadchodzą.
***
Zaatakowali szybko i bez wahania. A jednak niespodziewanie. Otrzymali wsparcie.
Wyłonili się z cienia i natychmiast uderzyli na rozproszonych Sarafan, którzy dopiero po okrzyku żołnierza zaczęli przyjmować pozycję bojową - wygiętego łuku, skierowanego w stronę lądu. Z dzikim okrzykiem, ludzcy najemnicy Cabal uderzyli na rycerzy.
Sebastian spodziewał się, że Ruch Oporu z pewnością zaangażuje poszukiwaczy skarbów i bandytów do przejęcia ładunku. Skusiwszy ich obietnicą zdobycia bogactwa i, być może, nieśmiertelnego życia. Buntownicze wampiry, których liczba stale malała, próbowały w ten sposób oszczędzić sobie własnych strat. W ten oto sposób Piraci Południowego Morza, Najemnicy Vasserbunde i Wilki z odległego Ziegsturl uderzyli na Sarafan.
Rycerze pozostawali w defensywie, przytłoczeni przewagą liczebną przeciwnika. Piraci o pomarszczonych i smaganych wiatrem twarzach, nosili lekkie skórzane pancerze, a w zwarciu posługiwali się zakrzywionymi szablami, buławami i sztyletami. Wilki uzbrojone były bardzo podobnie, jednak w ich oczach świeciła o wiele większa bezwzględność, nieograniczona przez Piracki Kodeks. Najbardziej niebezpieczni byli jednak Najemnicy z Vaaserbunde. Ich ekwipunek (kolczugi i tarcze) jak i wyszkolenie, stały na najwyższym poziomie. Wcześniej służyli w armii Willendorfu, jednak opuścili ją by poszukiwać lepszego życia. Przewodził im Daniel Fargus, były kapitan, żołnierz surowy i nieznoszący sprzeciwu.
Wampiry z Cabal, czaiły się w cieniu licząc na łatwy łup. Wyczuły jednak obecność obcego wampira. Postanowiły jednak poprzestać na czekaniu.
Sir Martin wyczuł szansę na łatwe pokonanie przeciwnika. Tymczasem jednak walczył aktywnie. Wszedł z jakimś piratem w ostrą wymianę ciosów. Choć morski wilk walczył zaciekle swoją szablą, nie był w stanie jednak dotrzymać kroku rycerzowi. Wyczerpany, opuścił nisko gardę. Martin gładkim cięciem rozciął jego gardło. Fontanna krwi rozbrysgła na ścierający się tłum. Dowódca spojrzał na bok. Ujrzał, jak wielki sarafański rycerz z ogromnym toporem, pionowym cięciem rozciął najemnika od głowy do krocza. Zdekapitowany wróg rozkleił się na dwie części i opadł z mlaśnięciem na ziemię. Olbrzym ruszył szukać kolejnej ofiary. Sir Martin zdążył już tymczasem znaleźć kogoś innego do zabicia. Jeden z Wilków tnąc powietrze dwoma sztyletami, skoczył na rycerza. Dowódca zdążył jednak zasłonić się tarczą i wyprowadzić kontrę. Bandyta zwinnie uniknął cięcia i ponowił próbę. Martin zablokował sztylety mieczem i uderzył przeciwnika tarczą w twarz. Bandzior zaskowytał, plunął krwią i odłamkami zębów. Ignorując ból, zaczął wymachiwać na oślep swym orężem by odwlec nieuniknione. Dowódca Sarafan w odpowiedzi odciął mu ręce i wypatroszył go.
Następnie rozejrzał się po polu bitwy. Zauważył, że gdyby środek sarafańskiego łuku wygiął się do tyłu, najemnicy zaczęliby przeć do przodu, mając Sarafan po flankach. Na własne życzenie zamknęliby się w kotle. Sir Martin już wiedział, co musiał zrobić.
- Ustawienie "Młot Zakonu"! Wycofać się!
Zakonnicy przerabiali to wielokrotnie, wiedzieli o co chodziło ich dowódcy. Przeciwnicy jednak nie. Sebastian domyślił się całego planu i postanowił czekać na swoją kolej. Tak jak przewidziano, przynęta została chwycona. Sarafanie, parci do morza, jednocześnie rozpraszali się na flanki. W końcu Martin uznał, że pora zamknąć obwód.
- Jest Kowadło, pora na Młot! - ryknął z całych sił.
Sebastian wyskoczył jak z pod ziemi, zapomniany przez wszystkich. Zdezorientowani napastnicy wiedzieli, że znaleźli się w potrzasku. Sebastian rozwarł swe pazury i z pełną prędkością uderzył w tłum. Obalając i miażdżąc kości swych przeciwników, wampir parł do samego środka. Drogę zagrodziło mu dwóch Najemników i Wilk. Nie patrząc na tego ostatniego, rozszarpał go szponami. Najemnicy odsunęli się przerażeni. Sebastian naparł na nich, wpadając w Berserk. Wojownicy nie stawili wielkiego oporu. Ich cięcia przecinały powietrze, wampir był dla nich po prostu zbyt szybki. Pojawił się za ich plecami. Pierwszego zabił skręcając mu kark. Drugi uniósł miecz, ale opuścić już nie zdążył. Sebastian widział odsłoniętą pierś. Jego szpony przebiły zbroję, wbiły w skórę, zmiażdżyły żebra i chwyciły serce. Potężnie szarpnął, wyrywając jakże życiowy organ z klatki piersiowej najemnika. Człowiek zawył, w jego oczach oprócz bólu, Sebastian zobaczył błaganie o zakończenie tego nędznego życia. Wampir spełnił jego prośbę.
Sarafanie już zdążyli w tym czasie wybić większość ludzkich zdrajców, samemu odnosząc niewielkie straty. Sir Martin dojrzał Daniela Fargusa, dowódcę Najemników Vasserbunde. Jego twarz, niezakryta hełmem, miała ponury wyraz determinacji. Włosy przyprószone siwizną, głębokie zmarszczki i płonące oczy trzymały Sarafan na odległość. Na widok rycerza, zrobił wściekły grymas.
- Jakże możecie sprzymierzać się z tym... Potworem. - ruchem głowy wskazał na znajdującego się w oddali Sebastiana, zajętego mordowaniem swych ofiar.
- A jakże wy możecie próbować przejąć coś, co do was nie należy? A wiecie, komu tak naprawdę służycie? - zapytał Martin.
- To nie miało dla nas znaczenia. - odparł weteran. - Liczył się tylko zysk. I możliwość zaszkodzenia wam.
- Służycie Wampirzemu Ruchowi Oporu, głupcy! Nie wiedzieliście o tym, oszukano was. Dlatego mówię: złóżcie broń, a oszczędzimy was. Walczcie dalej, a wyrżniemy was do nogi. Nikt nie będzie sprzeciwiał się Zakonowi Sarafan.
- Wy i ten wasz Zakon! Walczycie z wampirami, a niczym się od nich nie różnicie. - ryknął Daniel. - Wiecie, dlaczego was nienawidzę? Mieszkałem w Vasserbunde, a służyłem w armii Willendorfu. Miałem rodzinę, żonę, córkę i syna. Wy tymczasem, zaraz po ustaleniu waszego Porządku, zaczęliście szukać heretyków. Szpiegowaliście niewinnych, terroryzowaliście Nosgoth. Pod Vassebunde istniała pewna wieś... Nie miała nazwy, ale nikomu to nie przeszkadzało. Podobno znaleźliście tam heretyków, służących wampirom. Tam żyła moja rodzina. Kiedy ja byłem w Willendorfie, wy postanowiliście najechać tę wioskę i wyrżnąć wszystkich do nogi. Wieści rozeszły się szybko. Zdezerterowałem, nie chciano mi dać przepustki i powróciłem do domu. Tam ujrzałem martwe zgliszcza... - weteran opuścił głowę, a kiedy podniósł ją znowu, w jego oczach migotały łzy. - Dyszę nienawiścią do was, zebrałem innych, mi podobnych. Uformowaliśmy oddział i do dzisiaj walczymy z wami. Mam czterdzieści pięć lat, walczę z wami lat osiemnaście.
Sir Martin pokręcił przecząco głową.
- Dlaczego jednak mierzysz wszystkich jedną miarką? Jesteś zaślepiony. Mogłeś się zwrócić do hierarchii zakonnej. Jesteśmy surowi, ale to też dotyczy nas samych. Samowola jest tępiona.
Weteran Najemników uśmiechnął się gorzko.
- A jak miała mi pomóc wasza pokręcona biurokracja? Zabiliby mnie na miejscu, gdybym powiedział skąd pochodzę. Uznali za niedobitka "krucjaty" jaką tam urządziliście. Nie, nie dla mnie ta droga.
- Czy to ma być twoje usprawiedliwienie dla rozbojów jakie dokonywałeś na kupcach i podróżnikach na traktach kupieckich? - zapytał ostro Martin. - Walka z Zakonem Sarafan ma być twoim usprawiedliwieniem? W takim razie jesteś po prostu żałosny.
Daniel powstał szybko, chwycił mocniej miecz. Łzy zniknęły, zamigotały wściekłe iskry. Jego nienawiść powróciła.
- Walcz ze mną. Jeden na jednego, bez żadnych sztuczek. Udowodnijmy sobie kto ma rację w pojedynku. - wysyczał.
- Jestem gotów bronić ideałów i honoru Zakonu Sarafan. - powiedział dumnie Sir Martin.
- To potrwa za długo! - krzyknął nagle obcy głos. Zbroje Sarafan zaświeciły żółto.
Daniel Fargus odwrócił się i zobaczył przed sobą wampira, ubranego w jaskrawe czerwienie, o długich białych włosach. Twarz krwiopijcy wyrażała pogardę i okrucieństwo. Uśmiechał się, ale to był uśmiech oprawcy nachylonego nad swą ofiarą. Oczy świeciły się intensywną zielenią. Roztaczał wokół siebie aurę zagrożenia. Sarafanie zadrżeli, jednak nie ulegli lękowi i pozostali na swych pozycjach obronnych. Najemnik instynktownie skulił się pod spojrzeniem istoty, poczuł, że coś jest nie tak.
- To ty! - zawołał weteran. - To ty namówiłeś mnie do tego!
- To prawda. - wyszczerzył się wampir. - Jednak nie wypełniłeś swego zadania. Teraz my zrobimy to, czego ty nie mogłeś, stary głupcze.
Były żołnierz nie był w stanie nawet zareagować gdy miecz wampira przebił jego serce. Krew szybko wypełniła jego płuca i usta.
- Jednak... Miałeś rację... Rycerzu Sarafan...
Z tymi słowami, umarł.
Wampir jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Przestąpił nad martwym ciałem i podszedł bliżej. Zza jego pleców zaczęły wysuwać się z cienia kolejne Dzieci Nocy, ubrane w kolorowy, wręcz hedonistyczny sposób. Mimo pewnego drapieżnego piękna, zionęło od nich ulotnym zapachem śmierci i rozkładu, czego bynajmniej nie kryli, by wzbudzać większy postrach.
- Nie doceniliśmy was, Sarafanie. Ciebie też, Sebastianie. Nie mogę uwierzyć, że nareszcie mamy szansę na zniszczenie twej osoby. Długo czekałem na tę chwilę. Pamiętasz mnie, prawda? Jam jest Azariel, niegdyś twój podkomendny i legionista Kaina. Dopóki nas nie zdradziłeś, nie skazałeś nas na klęskę pod Meridian.
Sebastian uśmiechnął się zimno. Nigdy specjalnie nie przepadał za Azarielem.
- Zawsze miałeś się za potężnego. Silniejszego ode mnie. Ciągle wspominałeś Kainowi, że to ty powinienieś był być jednym z dowódców, a nie ja. - przypomniał.
- Teraz wszyscy wiemy dlaczego. - warknął wampir. - Ja byłem wobec niego lojalny, tak jak jestem wobec sprawy Cabal.
- Zła odpowiedź, mój przyjacielu. Prawda jest zupełnie inna. Zazdrościłeś mi potęgi i pozycji, którą sobie ciężko wypracowałem. Miałem jednak od ciebie zawsze trudniej. Myślałeś, że to tak łatwo być dowódcą odpowiedzialnym za innych?
- Na pewno byłbym lepszym od ciebie, Sebastianie. Na koniec i tak wszystkich porzuciłeś. - powiedział Azariel. - Jestem przekonany, że Kain kiedyś powróci. Wówczas nadejdzie czas rozliczenia. Zdrajcy zostaną zniszczeni.
Sebastian zachichotał, jakby jego były podkomendny opowiedział wyborny żart.
- Choć nie lubiłem twej nędznej osoby, potrafiłeś mnie rozśmieszyć. Wierzysz, że Kain powróci? Wierzysz, że nagrodzi lojalnych wobec niego? Wszyscy byli dla niego narzędziami, odrzucał je gdy były mu niepotrzebne. Oszczędzę ci tego rozczarowania i zabiję cię teraz. - obiecał.
- Nie dasz mi rady, Sebastianie. Kiedy obrastałeś w krew i tłuszczyk u Lorda Sarafan, ja hartowałem swe ciało i duch w najgorszych warunkach jakie tylko mógłby spotkać wampir. Moja potęga przwyższa twoją. - odparł butnie Azariel.
Sir Martin w międzyczasie zebrał swój oddział i uformował w zwarte kilkuosobowe grupki. Wiedział, że jeden człowiek to zbyt mało dla wampira. Klucz do zwycięstwa krył się w myśleniu strategicznym. Oraz pomocy Sebastiana.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Śro 21:20, 07 Gru 2011, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 20:31, 09 Paź 2011 |
|
Malek napisał: |
Ujrzał, jak wielki sarafański rycerz z ogromnym toporem, pionowym cięciem rozciął najemnika od głowy do krocza. Zdekapitowany wróg rozkleił się na dwie części i opadł z mlaśnięciem na ziemię. |
Finish Him! Fatality! A na poważnie, to on w końcu mu obciął głowę, czy rozciął na pół, bo jedno chyba wyklucza drugie. Chyba, że najpierw mu obciął głowę, a potem przeciął.
I jeszcze jedna uwaga. Strasznego banana miałam jak w samym środku jatki sarafan z najemnikiem zaczynają łzawe rozmowy i wzajemne wyrzuty ("Nienawidzę was, bo zamordowaliście moją rodzinę"). A inni naokoło to co? Stali i słuchali tych wynurzeń? Może popłakali się, użalając nad biedakiem? Poza tym taka tyrada w środku wzajemnego mordowania, w dodatku z ust jakiegoś wiejskiego kmiota (bo niby kto to jak nie chłop z zapadłej prowincji, który zaciągnął się do wojska?) to raczej takie trochę nie bardzo.
Ale poza tym jest dobrze. Mnie się podoba.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Pią 21:16, 14 Paź 2011 |
|
Pytania Robaczka.
1. Tak, tak właśnie to wyglądało. Kung Lao mnie natchnął.
2. Jeśli chodzi o wzajemne wyrzuty, to po prostu po raz kolejny wpycham tutaj drobne rozmyślanie: czy Sarafanie byli naprawdę tacy źli? Zobacz sobie temat "Wampiry czy Sarafanie". Sporo mięcha tam leciało, ja walczyłem (i walczę) z wizerunkiem podłego Sarafana i dobrego wampira (przy czym Janos Audron to już jest taki słodziutki i święty, że mdleję). Każda ma strona ma jakieś grzeszki. Po prostu taki jest urok Nosgoth - szarośc, dwuznaczność moralna, manipulacje, paradoksy.
Dowódca Sarafan kazał poddać się swoim przeciwnikom. Najemnicy byli otoczeni, mieli do wyboru zostać wybitymi do nogi lub iść w niewolę. Sarafan z BO2 raczej przedstawiono jako tyranów, z Hyldenami i całą pozostałą zastawą. Nie wszyscy byli tacy. Sir Martin postępuje zgodnie ze swoim rycerskim kodeksem. Tak jak w życiu - są świnie, ale też zdarzają się porządni.
Choć... "Good, bad, I am the guy with gun"
4. Jeśli chodzi o wiejskiego kmiota to naprawdę ciężko mi tu wymyślić cokolwiek. Widać w wojsku jako oficer zdobył trochę ogłady. Lub po prostu lubił mieszkać na wsi. Mało ludzi wyprowadza się z miasta by mieć czystsze powietrze?
5. Co prawda tego pytania nie zadałaś, ale jakby ktoś był ciekaw: Azariel w armii Kaina miał stopień Faustusa. Jego stosunek do Kaina opisuję. Podlegał jednak Sebastianowi. Skoro jednak Faustus nie wyróżniał się niczym szczególnym, jako legionista był jednym z wielu. Azariel z kolei chyba będzie trochę silniejszym, walczącym o względy Kaina z Sebastianem (zazdrościł mu pozycji). Zdrada Sebastiana go zdruzgotała, gdyż oznaczała zniszczenie marzeń Kaina o władzy.
------------------------
Epizod II. Podróżując w Ciemności. Cz II.
Widząc upadek swego dowódcy, najemnicy razem z piratami i bandytami rozpłynęli się na wszystkie strony świata jak liście na wietrze. Głośno krzycząc i wzywając na pomoc swych bogów, biegli na oślep, potykając o siebie i przeklinając. Całkowicie stracili serca do walki. Kilku Sarafan już próbowało zacząć pościg, jednak drogę zagrodził im Sir Martin o zaciętym wyrazie twarzy.
- Żadnego pościgu. Nie mamy na to czasu. - warknął głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ależ... Oni uciekają! - wydukał zakłopotany Sarafan.
- Niech biegną. Wampiry nie pozwolą im uciec. Wyłapią ich i zaczną powoli zabijać aż zaczniesz żałować, że matka wydała cię na świat. Spójrz.
Martin wskazał ręką jeden z kierunków ucieczki najemników. Kilka wampirów rzuciło się za nimi w pościg. Chwilę później do uszu rycerzy dotarły bolesne, pełne bólu krzyki, aż włosy na karku im stanęły dęba a zimny pot spłynął po ich twarzach.
Sebastian tymczasem parsknął lekceważąco do Azariela.
- Ostatecznie to jednak ja wyszedłem lepiej. Ty jesteś jedynie pachołkiem. Ja należę do elity. Vorador nigdy nie dopuści cię do siebie. Jesteś słaby, żałosny i słaby. Wie, jak bardzo ubóstwiasz Kaina. Wie też, że gdyby Kain powrócił to wtedy szybko staniesz po stronie swego... Cesarza. Koła polityki mielą nieubłaganie.
- Zatem dlaczego ja zostałem przydzielony do tej misji? - zapytał Azariel.
- Gdyż... Vorador pozbędzie się ciebie raz na zawsze. Jesteś niewygodny, zbyt lojalny wobec Kaina. To go zgubi pewnego dnia.
Azariel błysnął kłami i zasyczał.
- Zapłacisz za swoje czyny, zdrajco. - obiecał.
Rzucił się do ataku. Sebastian przywołał do siebie jakiś miecz. Błysk stali i zderzenie kling. Ziemia zadrżała, jakby poczuła nienawiść bijącą od obojga wampirów. Teraz miało rozstrzygnąć się wszystko, zbyt długo na to czekali, by teraz ustąpić.
Rozpętało się piekło.
Formacja Sarafan wytrzymała natarcie. W ruch poszły wyświęcone miecze. Wampirów było mniej, na każdego przypadało trzech Sarafan. To dawało ludziom szanse na zwycięstwo. Sir Martin wspomagany przez elitarnych rycerzy glyphowych walczył z wyprostowanym jak struna krwiopijcą o białych włosach i szaleństwie w oczach. Potrafił posługiwać się telekinezą. Odrzucił od siebie rycerzy, a zaatakował samotnego Martina. Dowódca zasłonił się tarczą, sapnął gdy wampir zawisł na jego tarczy. Zrzucił go na ziemię i pchnął mieczem, licząc że trafi w serce. Wampir przeturlał się i obalił Martina kopniakiem. Gdy ten próbował się podnieść, uderzył falą telekinetyczną. Dowódca poleciał kilka metrów i uderzył mocno w ścianę jednego z kontenerów dostawczych. Ciemne plamy wykwitnęły przed jego oczami, kręgosłup bólem wyraził swój protest. Wampir powoli zbliżał się, zachwycony perspektywą zbliżającej się uczty. Im wyższa ranga, tym smaczniejsza krew. Nachylił się nad szyją ofiary.
Nie docenił go.
Dowódca Sarafan chwycił go za gardło jak w żelaznym imadle. Wampir charknął wściekle, siła uchwytu człowieka całkowicie go zdezorientowała. Poczuł jak zimne ostrze podcięło ścięgna jego nóg. Następnie okaleczono jego dłonie. Mógł tylko patrzeć bezradnie jak miecz zagłębił się w jego sercu. Obrócił się w proch.
Sebastian ciągle jednak walczył z Azarielem. Sługa Lorda Sarafan posługiwał się agresywnym, choć jednocześnie wyrazistym i pełnym pewnej elegancji, stylem prawdziwego łowcy. Azariel jednak był pogrążony w bitewnym szale. Potęga jego ciosów sprawia, że aż trzęsie się ziemia, a szybkość zatrważa. Sebastian patrzył z obrzydzeniem na Bestię ujawniającą się w swym przeciwniku. Sam korzystał z Berserku, serii błyskawicznych, celnych choć wzmacnianych siłą ciosów. Azariel był rzeźnikiem. Lubił zabijać. To było widać w jego zaciekłym stylu walki.
Wymienili wstępne cięcia. I kolejne. Sprawdzali się. Oceniali swoje szanse i analizowali. Azariel rycząc wściekle naparł mocniej na Sebastiana. Zasłona. Odskok. Sługa Lorda Sarafan trzymał przeciwnika na bezpiecznym półdystansie, nie dążył do pełnego zwarcia. Wiedział, że ma czas. Azariel ponownie natarł, ustawił ostrze miecza poziomo by wybebeszyć przeciwnika. Sebastian jednak odepchnął miecz, jakby odganiał muchę. Nie zdołał jednak korzystać z luki. Azariel kopnął go, wampir wykonał śrubę w powietrzu i pewnie opadł na obie nogi. Uniósł miecz wysoko nad głową. Wampir Cabal zrobił tak samo. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem szybko wymienili ciosy. Sebastian zaatakował cięciem niskim, niebezpiecznym. Azariel błyskawicznie opuścił miecz w dół, ale trafił tylko na powietrze. Pęd i ciężar miecza i rzuciły go w dół. Stracił równowagę. Sebastian ciął na odlew by rozpłatać twarz wampira, ale nie trafił. Leżąc na ziemi, Azariel podciął mu nogi. Sebastian sapnął i runął na dół. Legionista Kaina uderzył go pięścią w twarz i szybko wstał. Pobiegł po miecz, chwycił w dłoń i ruszył na Sebastiana, który właśnie wstał. Sarafański wampir rozwarł szpony i chlasnął Azariela po twarzy. Okaleczony krwiopijca zawył wibrująco. Oko zaczęło wypływać ze zniszczonego oczodołu. Ciosy Sebastiana oprócz ran szarpanych, mogły też miażdżyć kości swą siłą. Choć wampiry mogą regenerować zniszczone organy (jak to nieumarli) to jednak zniszczenie sprawia im ból.
Sebastian spojrzał triumfalnie na swego przeciwnika. Teraz już wiele nie pozostało. Azariel nie stawił oporu. Sługa Lorda Sarafan wpadłszy w Berserk zaczął masakrować swego przeciwnika dopóki nie zmienił się w pulsujący korpus pełen okrwawionych strzępów skóry, mięsa i ubrań. Wyłuskał miecz z martwych rąk leżącego niedaleko, zimnego już najemnika z rozstrzaskaną głową. Następnie odciął głowę Azarielowi, kończąc jego żywot.
Rzucił okiem na pobojowisko, pokryte trupami Sarafan, najemników i wampirzych pozostałości. Podszedł do niego Sir Martin, zakrwawiony, posiniaczony i zmęczony. Ciężko stał na nogach.
- Zadanie wykonane, mój panie. Ładunek został zabezpieczony i może zostać przetransportowany do Twierdzy. - zameldował posłusznie.
- Dobrze się spisaliście. Zabierzcie zabitych Sarafan, resztę zostawcie by zgniła. - polecił wampir. Sprawiał wrażenie zamyślonego.
Dowódca rycerzy zasalutował i powrócił do swych żołnierzy. Konwój ruszył i bez żadnych przygód dotarł do Twierdzy jeszcze przed świtem.
Ciał na Nabrzeżu nikt nie ruszał. Robaki i morskie ptaki miały co jeść. Wśród nich znajdowało się ciało kapitana Fargusa.
***
Lord Sarafan powitał ich w Sali Tronowej. Nie krył swej radości, zachowując jednak majestat i godność Wielkiego Mistrza Zakonu.
- Jestem z was dumny. Wszystko co najlepsze oferuje Zakon, znajduje się w was. Nagroda was nie ominie. Wiedzcie, że zadanie jakie wykonaliście, przybliży nas do ostatecznego wyplewienia wampirzej plagi. - powiedział rycerzom.
- Ku chwale Zakonu i Nosgoth, panie! - odkrzyknęli zakonnicy, zasalutowali mechanicznie.
- Dla ciebie też mam słowa uznania, Sebastianie. Raz jeszcze udowodniłeś, że nie popełniłem błędu przyjmując cię pięćdziesiąt lat temu na swe usługi. Nagrodą będzie rozszerzenie twych wpływów. Przyklęknij, mój sługo. - polecił.
Sebastian posłusznie wypełnił polecenie.
- Ja, Lord Sarafan, Opiekun Nosgoth i Przywódca Zakonu Sarafan ogłaszam co następuje: mianuję ciebie, Sebastianie, Strażnikiem Kamienia Nexus. Dopilnujesz przeniesienia go do Dzielnicy Przemysłowej gdy budowa zostanie zakończona. Kolejnym punktem jest przekazanie ci nowego domu. Niedawno w górnym mieście umarł pewien bogaty szlachcic. Nie miał rodziny, a swe dobra oddał Zakonowi. Od teraz to ty będziesz tutaj mieszkał. Rycerze, którzy towarzyszyli w twej misji zostaną twoją strażą przyboczną. Zajmiesz też miejsce u boku mych doradców, będziesz wspierał mnie w rządzeniu Nosgoth, gdyż oprócz władania wielką mocą, dysponujesz też inteligentnym i elastycznym umysłem. Znajdziesz miejsce w Radzie Sarafan. Powstań, Sebastianie, mój wierny sługo.
Sebastian powstał. Poczuł w końcu satysfakcję. Nareszcie zdobył władzę o której tak bardzo marzył. Pod stopami Kaina nigdy nie doszedłby tak daleko. Dostrzegał to wyraźnie. Uśmiechnął się. Nosgoth należało do niego. Kain zaś gnije w Otchłani.
Niech tak pozostanie na wieki.
------------------------
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Śro 21:15, 07 Gru 2011, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:17, 15 Paź 2011 |
|
Jeśli idzie o Kung Lao, to chodzi mi nie o twoją inspirację (która jest dla mnie akurat oczywista, ale to ja tak tylko mam), ale o brak logiki, o którym już pisałam. Napisałeś, że przeciął go na pół, a potem, że był zdekapitowany. Jedno wyklucza drugie. Tylko o to mi chodziło.
Cytat: |
Jesteś słaby, żałosny i słaby. |
To tak ma być, czy powtórzyłeś przez pomyłkę? Bo jakoś to dziwnie wygląda.
Cytat: |
Sługa Lorda Sarafan posługiwał się agresywnym, choć jednocześnie wyrazistym i pełnym pewnej elegancji prawdziwego łowcy. |
A czym się posługiwał?
Cytat: |
przybliży nas do ostatecznego wyplewienia wampirzej flagi |
Chyba "plagi".
Cytat: |
Raz jeszcze udowodniłeś swoje kompetencje, że nie popełniłem błędu przyjmując cię pięćdziesiąt lat temu na swe usługi. |
To zdanie mi jakoś nie pasuje. "Udowodniłeś kompetencje, że"?
Ogólnie to wydaje mi się, że w tej części poległeś. Jest w niej chyba najwięcej błędów ze wszystkich. Czekam na poprawioną wersję. O bananie na widok zniesmaczonego Sebastiana, gdy oglądał Azariela wpadającego w szał, który chwilę potem sam dokonał rzezi i zmasakrował jak najlepszy rzeźnik swego przeciwnika nie wspomnę.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 23:06, 15 Paź 2011 |
|
Aj, literówki się wkradają. Do poprawy, na pal pójdą nabite.
"Posługiwał się agresywnym stylem."
Jeśli chodzi o flagę, to o Elderze! Całkowicie niezamierzone to było. Wampiry są plagą i powinny być wybite do nogi.
Powtórzenia są zamierzone.
Jeśli chodzi o dekapitację: dla mnie to słowo oznaczało generalnie zmasakrowanie kogoś. Poza tym brzmi tak "badass" że wstyd byłoby nie wstawić, szczególnie przy Kung Lao Fatality. Oczywiście nie pofatygowałem się sprawdzić, że dekapitacja oznacza utratę głowy. Cóż, nie każdy jest takim ekspertem od Mortala i zwróci uwagę na taki detal.
Sebastian w szał nie wpada jako taki ogólnie znany. Nawet jego umiejętność berserk oznacza wbrew nazwie zadawanie szybkich i mocnych ciosów bez jednak wydawania dzikich wrzasków. W BO2, Sebastian używa Berserku by biegać szybciej po ścianach, więc ten Dark Gift trochę traktuję jak przyspieszenie ruchów. Może tutaj lekko naginam, ale jako autor mam prawo.
Chyba trochę przesadziłem z naturalistycznym opisem pracy pazurków Sebastiana. Przypuszczam, że ograniczenia sprzętowe czy jakieś względy estetyczne (no i ESRB) nie pozwoliły grafikom pracującym nad BO2 na dokładne przedstawienie wszystkiego. Przecież wiemy jak wygląda Berserk w BO2, jakie to szybkie i potężne ataki, do tego zadawane szponami. Tak przynajmniej sobie wyobrażałem efekt takiego ataku.
A pierwsze spotkanie Sebastiana z Kainem w BO2 dowodziło, że ten pierwszy lubił urządzać sobie rzeźnię na środku ulicy. Miał wygórowane mniemanie o sobie, wyglądał i zachowywał się jak szlachcic, a przynajmniej za takiego chciał uchodzić. W końcu coś osiągnął w życiu, gdy Cabal kryje się po kanałach. Do tego niezbyt przepadał za byłym podkomendnym, jego śmierć z pewnością dała mu sporo satysfakcji.
"Raz jeszcze udowodniłeś swoje kompetencje, że nie popełniłem błędu przyjmując cię pięćdziesiąt lat temu na swe usługi."
Zmieniam na:
"Raz jeszcze udowodniłeś, że nie popełniłem błędu przyjmując cię pięćdziesiąt lat temu na swe usługi." Chyba brzmi logiczniej.
Zastanawiam się nad rozpiętością czasową kolejnych wydarzeń. Sebastian raczej sporo robił przez te 200 lat do czasu powrotu Kaina. Zamierzam poruszyć inne wątki, którymi jak dotąd się nie zająłem. Znamy już okoliczności powstania Nexus Chamber, jak przeniesiono tam ów Kamień. Wiemy też, że w szeregach Cabal istniał silny ruch "pro-Kainowy" co zagrażało jedności tej organizacji. Pozostało jeszcze wiele niewykorzystanych elementów i zapewniam, że mam o czym pisać. Mógłbym nawet napisać co robił Kain od Upadku Filarów do bitwy pod Meridian - też 200 lat. Niestety jestem zbyt wielkim fanboyem Sarafan, by nie zaczynać właśnie od nich. Innym mym zamiarem było napisanie czegoś o antycznej wojnie oczami Hyldenów. Pokazać, że wcale nie byli tacy paskudni jak ich opisano, że przedstawianie ich na zasadzie kontrastu ze Starożytnymi dobro-zło jest poważnym błędem. Defiance odsłoniło całkiem sporo w tej kwestii, Raziel był też bardziej nieufny wobec Janosa.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Sob 23:28, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 15:16, 05 Lis 2011 |
|
Niedługo dorobię drugą część.
-----------------
Epizod III. Niespodziewane spotkanie cz. I
Pięć lat później.
Jako członek Rady Sarafan, Sebastian miał znacznie mniej czasu niż kiedyś. Urok polowań został zastąpiony przez popijanie krwi z najlepszych pucharów. Choć krew również była doskonałej jakości, wampirowi brakowało tych emocji jakie towarzyszyły polowaniu. Każdy krwiopijca miał w sobie zaszczepiony instynkt łowcy, wewnętrzną Bestię szukającą okazji by zabić. Taki instynkt posiadał nawet ten, który "odrzucił" swój wampiryzm by przystać do Sarafan. Bardziej prozaicznym powodem było przyzwyczajenie do świeżej krwi z tętnicy szyjnej ofiary, szczególnie łabędziej szyi dziewicy. Sebastian nie zawsze był pewny tego ostatniego, ale ostatecznie to nie miało wielkiego znaczenia oprócz subtelnej nuty słodkości.
Sebastian preferował krew półwytrawną. Wstrząśniętą strachem, niezmieszaną widokiem kłów.
Zgodnie z rozkazami, dopilnował przenosin Kamienia Nexus na wyznaczone wcześniej miejsce w Dzielnicy Przemysłowej. Nie nastręczyło to wiele wysiłku, Cabal po ostatnich klęskach pochowało się do najgłębszych dziur i nawet starania najlepszych informatorów nie umożliwiły Zakonowi odkrycia zamiarów lub kryjówki ruchu oporu. Powoli zaczęto się zastanawiać, czy nie opuścili Meridian. To było jednak niemożliwe, zauważono by tak wzmożoną aktywność wampirów. Lord Sarafan wydał cichy rozkaz oczekiwania i wzmożonej czujności. Glyphwrights nieustannie zajmowali się rozwojem i usprawnianiem sieci Glyphów w Meridian. Poziom bezpieczeństwa wzrósł zauważalnie, co przyniosło stabilizację miastu.
Przenosiny Kamienia Nexus ograniczyły się do zwykłej papierkowej roboty. Szczęśliwie Sebastian odebrał za ludzkiego życia odpowiednie wykształcenie, więc przedsiębiorczość nie stanowiła dla niego większego problemu. Po dopilnowaniu tej sprawy, wampir mógł zwrócić się ku kolejnym zadaniom nie cierpiącym zwłoki.
Jako członek Zakonnej Rady Sarafan (której podlegała Miejska Rada Meridian), Sebastian często zabierał głos w sprawach dotyczących miasta lub okolic. Bardzo podobało mu się to zajęcie, w końcu był drugim po Lordzie Sarafan członkiem Rady. Zabawnym było dla niego oglądanie podległych rajców miejskich z wypchanym trzosem monet, pragnących załatwić ważny interes. Jednym pomagał, drugich nakazywał wtrącić do lochu za łamanie sarafańskiego prawa. Nie interesowało go, co dalej się z nimi działo. Uchwalane ustawy dobrze wpłynęły na rozwój miasta - przede wszystkim nastąpił wielki rozwój przemysłu wspomagany magią Glyphów oraz rozwój handlu morskiego z oddaloną kilkanaście mil morskich Wyspą Moonshade oraz morsko-lądowy handel z Freeport. Rozbudowano antywampirzy aparat policyjny, całkowicie nieprzekupny przez co wiele razy udowodnił swoją skuteczność.
Wracając do spraw obecnych. Pewnego razu, Sebastian dostał polecenie udania się do Wiecznego Więzienia w celu rozmówienia się z władzami tej instytucji. Lord Sarafan pragnął wzrostu efektywności resocjalizacji osadzonych przestępców, których w ostatnich latach zaczęło przybywać. Przekazał Sebastianowi specjalne dyrektywy postępowania i wysłał do Atriusa, naczelnika placówki.
Sebastian wziął ze sobą trzech Sarafan ze swej straży przybocznej, w tym Sir Martina. Rycerz przez te kilka lat nie zmienił się specjalnie. Awansowany na Lorda Inkwizytora, zakonnik oprócz poważniejszego i bardziej rozważnego wyrazu twarzy, nosił też krótką brodę, przez co wyglądał na bardziej doświadczonego rycerza. Kogoś z kim należy się liczyć. Pozostała dwójka to byli wielcy rycerze Sarafan, ubrani w charakterystyczną zbroję i wielkie dwuręczne topory. Obaj mieli ogolone głowy, zgodnie z przyjętą regułą czystości.
Ich podróż zaczęła się na Nabrzeżu, gdzie czekał na nich statek transportowy mający ich przewieźć do Wiecznego Więzienia. Oczywiście to nie była byle krypa, lecz galeon napędzany energią Glyphów i wiatru jednocześnie. Nadawało mu to sporą prędość. Załoga liczyła sobie dwustu ludzi, na każdej burcie stało po dwadzieścia dział. Doliczając po pięć na rufie i dziobie, okręt liczył sobie pięćdziesiąt dział. Nazywał się "Postrach Krakena". Podróż zajęła kilka dni, wypełnionych nudą gdyż nie było nic czym mógłby się zająć Sebastian. Jako wampir, większość czasu wolał spędzać w swej kajucie by unikać kontaktu z wodą. Czasami jednak, gdy Południowe Morze było spokojne, lubił wyjść i popatrzeć na spokojnie płynące fale. Wiedział, że nigdy więcej nie będzie w stanie ich dotknąć. Mimo tylu lat, jego pasja i miłość do morza nie zaniknęła. Urodzony w szlacheckiej posiadłości położonej nad Jeziorem Łez, które uchodziło do morza, Sebastian od dzieciństwa był oswojony z wodą. Przemiana zmieniła go, teraz zaczęły nawracać do niego wspomnienia. Gdy trwała podróż, wampir W końcu przyzwyczaił się do nowych warunków, spędzając większość czasu na nostaligicznej obserwacji tego, co utracił. Chował się tylko, gdy nadchodził sztorm.
Eskorta Sebastiana spędzała czas na rozmowach z załogą i zapoznawaniem się z jej codziennym życiem. Uczyli się marynarskich zadań, pojęć i poleceń. Sir Martin jak zawsze wychodził z założenia: wszystko może się w życiu przydać. A nawet jak się nie przyda, to przynajmniej mam zajęcie. Szkoda życia na leżenie pokotem.
Bez żadnych przygód dotarli do podnóża Wiecznego Więzienia. Znajdował się tam niewielki port, "Postrach Krakena" jakoś zdołał tam zacumować. Kapitan statku obiecał, że zaczeka na powrót Sebastiana. Wampir wszedł do środka, gdzie już czekało na niego powitanie. To sam Atrius z kilkoma Strażnikami pofatygowali się, by osobiście go przywitać.
Strażnicy wyglądali w niemożliwy do pomylenia z kimś innym sposób. Nosili długie, ciemne płaszcze z kapturami, szare zbroje płytowe i stożkowate hełmy. Rysy ich twarzy były ukryte w całunie ciemności. Najbardziej rozpoznawalnym elementem były świecące fosforyzującą zielenią oczy. Nosili też swój atrybut: długie kosy, gdyż byli Żniwiarzami Dusz. Każdy z nich unosił się lekko w powietrzu, wszyscy milczeli.
Ich przywódca, Atrius, był Strażnikiem tak jak i oni. Wyróżniał się z tłumu tym, że był wyższy, masywniejszy i nosił karmazynowy płaszcz spięty niebieską broszą z wybitym symbolem klepsydry. Oczy miał takie same jak inni, ale świecące się bardziej intensywnie, wręcz wwiercające się w duszę. Sarafanie mimowolnie zadrżeli na ten widok. Sebastian zachował spokój.
Wampir uścisnął zimną rękę Atriusa.
- Jesteśmy zaszczyceni gościć tak ważną personę w naszym przybytku. - odezwał się nadzorca.
- Cieszę się, że nasze drogi znowu się spotkały. - odparł Sebastian. - Przybyłem jednak tutaj również w interesach nie cierpiących zwłoki.
Atrius westchnął zrezygnowany.
- Jak zawsze przechodzisz do rzeczy. Śpieszy ci się? Tutaj czas stoi w miejscu, a sekunda staje się wiecznością. Na razie wejdziemy do środka, a kiedy powrócisz, odkryjesz że minęły ledwie minuty. Poprowadzę, przez ostatnie pięćdziesiąt pięć lat powierzchniowych wiele się tutaj zmieniło. Z pewnością zechcesz poznać szczegóły.
Sebastian uśmiechnął się dyplomatycznie.
- Z przyjemnością, gospodarzu. Mechanizmy od pewnego czasu zaczęły budzić we mnie zainteresowanie i chętnie zapoznam się z nimi bliżej. Prowadź. - rzekł wampir.
Strażnicy poprowadzili swych gości wzdłuż długiego korytarza. Wszystko wyglądało tutaj surowo, zimno lecz nie odpychająco. Na ścianach rozwieszono liczne zegary i inne mechanizmy służące pomiarom mijającego czasu. Niektórych Sebastian w ogóle nie widział na oczu. Co chwili rozbrzmiewał dźwięk dzwonków, kołatania, stukania gdy zegary wybijały kolejne godziny. Każdy chodził inaczej. Korytarz nie miał żadnych odgałęzień, Sebastian nie widział tego co było dalej, gdyż z przodu jak i z tyłu majaczyła nieprzenikniona czerń. Kolejne przedmioty znikały w mroku. Wampir zaczął się zastanawiać, czy nie dreptają w miejscu.
- Wyczuwam wasze zakłopotanie, Sarafanie. - odezwał się Atrius- To moment przejścia pomiędzy światem zewnętrznym a Więzieniem. Nieprzyjemne wrażenia po chwili znikną.
Atrius nagle parsknął śmiechem. Jego usta na chwilę stały się widoczne. Były ludzkie.
- A teraz spróbujmy zdefiniować pojęcie chwili. To jakieś miejsce w ramach czasu... Czas, czas, czas. Tutaj jest cała wieczność. Wystarczy wyciągnąć rękę, a poczujesz jej ulotny dotyk. Przepływa wokół ciebie, zmienia cię. Dostosowuje do swych warunków. Jesteś jej niewolnikiem.
Sarafanie patrzyli na Strażnika spojrzeniem będącym kombinacją zdziwienia jak i fascynacji. Spokojny ton głosu Atriusa uspokajał ich, sprawiał że zapominali o wszystkim. Pogrążyli się w opowiadaniach Strażnika.
W ten sposób powoli zmierzali do celu, powoli mijając kolejne miejsca. W każdym można było znaleźć coś niepowtarzalnego, czego już nie ma, a jednak znalazło się w tym zbiorze. Niektórzy Strażnicy byli kolekcjonerami, zbierali pamiątki dni minionych i umieszczali w specjalnie przystosowanych gablotach.
Sarafanie i Strażnicy dotarli do wewnętrznej części Wiecznego Więzienia. Tam nastąpiło zderzenie z bardziej okrutną rzeczywistością. Przed ich oczami przeszła niezgrabna, łysa kobieta w białym fartuchu. Snuła się po całym korytarzu, całkowicie nieświadoma tego, co się dzieje. Coś mamrotała do siebie, jednak Sebastian nie zrozumiał nic z tych nieartykułowanych pomruków.
Nic dziwnego, skoro jej usta były zaszyte. Oczy spotkał ten sam los. Jednak nawet mając uszy, nie mogła wyczuć obecności gości. Żyła całkowicie zanurzona we własnym świecie widm i koszmarów z którego nigdy już nie miała się wydostać.
- To chyba pacjent numer B325, mistrzu Atriusie. - powiedział jeden ze Strażników.
- Ciekawe. To nie jest jej skrzydło. - odpowiedział zamyślony nadzorca. - Trzeba wezwać kogoś, by ją przeniósł. To jest skrzydło D.
- Na szczęście nie stanowi żadnego zagrożenia. Strażnicy tej sekcji już są w drodze. - zameldował drugi Strażnik towarzyszący Atriusowi.
Mistrz pokiwał głową i ruszyli dalej.
Sebastian miał teraz szansę zobaczyć Wieczne Więzienie również od środka. Jego ostatnia wizyta ograniczała się ledwie do przetransportowania kilku ważnych więźniów, z których Lord Sarafan już nie miał pożytku. Poznał wtedy Atriusa. To było dwadzieścia lat temu. Dziwnym dla niego było, że nadzorca tej instytucji znał jego charakter i przyzwyczajenia choć spotkali się tak dawno temu do tego tak krótko.
Rozmyślania przerywały mu widoki więźniów podobnie okaleczonych jak spotkana wcześniej kobieta. Byli tam również męźczyźni, a w niektórych dolnych salach spotykał również białe, przerośnięte pająki. Bez wątpienia demonicznego pochodzenia. Jak się dowiedział od Strażników, te pająki pojawiają się w nieużytkowanych częściach Więzienia, ciężko je wyplenić, ale z drugiej strony są skuteczne przeciw intruzom i zagubionym więźniom. Sebastian wolał nie wiedzieć, co te pająki robią tym "zagubionym".
Nagle do jego uszu dotarł hałas. Krzyki, stęknięcia i odgłosy uderzeń mieszały się z komendami Strażników i tupotem stóp przerażonych więźniów. Sarafanie pobiegli, by sprawdzić co się dzieje. Dźwięk dochodził zza rogu jednego z korytarzy. Sebastian wyskoczył pierwszy, po czym ze zdziwieniem stwierdził że w jego kierunku leci zakrwawiony korpus więźnia. Wampir warknął i nadludzko szybko uskoczył przed makabrycznym pociskiem. Korpus uderzył w ścianę gdzie pękł na kawałki. Krew rozprysła na powierzchni tworząc artystyczny wzór krwawej róży.
Naprzeciw Sebastiana, znajdował się dziwaczny stwór siejący śmierć wokół zgromadzonych więźniów. Warczał, gulgotał i wydawał dzikie wrzaski od których włosy stawały dęba. Potwór był straszliwie okaleczony. Oprócz długich uszu i krótkich rudych włosów, jego twarz była całkowicie zakrwawiona. Sine, podkrążone oczy kryły w sobie czarne, płonące źrenice w żółtych tęczówkach. Paszcza bestii była rozwarta do granic możliwości. W jamie gębowej kryły się kawałki mięsa ściekające krwią jak również uzębienie z wydłużonymi kłami. To był wampir. Innym detalem przykuwającym jego uwagę były widoczne wnętrzności brzucha. Nie wiadomo jakim cudem jelita krwiopijcy trzymały się w miejscu. Na plecach nosił ogromny kocioł buchający kłębami ognia i dymu. Właśnie masakrował swe ofiary przy użyciu zakrzywionych szponów rąk i nóg.
- Świeże mięso! Dajcie mój przydział! Tysiąc czterysta uncji! - ryczał dziko. - Nie dostałem! Zatem wezmę sam!
Atrius warknął wściekle.
- Magnus. Znowu wymknął się spod kontroli.
- Musimy go powstrzymać, mój panie! - zawołał Strażnik. - Potrzebujemy wsparcia!
Sebastian stanął jak wryty. Magnus. Zatem tak skończył największy sługa Kaina zaraz po tym głupcu Azarielu. Ten drugi był jednak słaby, zaś Magnus... Podobno był potężniejszy od samego Kaina, jednak nigdy nie pomyślał o zdradzie. Gdy jednak zniknął podczas bitwy pod Meridian, jego los stanął pod znakiem zapytania. Zatem tutaj trafił... Tylko: jak? Przez głowę Sebastiana przeleciało tysiąc możliwych odpowiedzi. Szybko jednak przestał myśleć o czymkolwiek.
Oszalały wampir zaszarżował prosto na niego.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Śro 16:54, 07 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 23:47, 07 Lis 2011 |
|
O dziewicy rozpisywać się nie będę, bo o tym już było na shoucie.
I czy mogę prosić, by w kolejnej odsłonie Magnus spuścił Sebastianowi łomot? Nie lubię go.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Pią 23:07, 18 Lis 2011 |
|
Część II Epizodu III.
---------------
Epizod III. Niespodziewane spotkanie cz. II
Sebastian zniknął z drogi Magnusa, błękitny płaszcz sługi Lorda Sarafan zawirował w powietrzu. Z jednego z wielu licznych korytarzy
odchodzących no innych części Więzienia, wyłoniło się sześciu Strażników, uzbrojonych i zdeterminowanych. Wznieśli swe kosy do góry w ostrzegawczym geście, przyjmując pozycje bojowe.
- Ty! Dosyć tego! Nie wolno tobie tu przebywać i mordować współwięźniów! - krzyknął jeden z nich.
Wampir mlasnął głośno i spojrzał dziwnie na Strażnika. W jego żółtych ślepiach rozbłysło szaleństwo i dzika radość, euforia rzezi.
- Nie dano mi wyboru! Mam ustalony przydział! Więzień też ma prawo do życia, wy o tym zapomnieliście, tak jak te kamienie zimne a teraz
krwią splamione! - ryknął, po chwili jednak uśmiechnął się przebiegle. - Smutna przed wami przyszłość. Wywróżę ją z waszych wnętrzności!
Wampir wparował prosto w grupę Strażników. Dopadł tego, który przemawiał wcześniej do niego. Nadzorca krzyknął, potem zawył gdy wampir szybkim ruchem rozpruł jego gardło. Nie czekając aż się wykrwawi, Magnus rzucił się na kolejnego. Lawirował pomiędzy ostrzami, chichocząc obłąkańczo. Musiał jednak przyjąć na siebie sporo
cięć, ale nawet nie dbał o to. Jego wytrzymałość i zdolność do regeneracji były niespotykane u zwykłych wampirów. Jedynie najbardziej poważne rany wymagały dłuższego czasu do zabliźnienia. Świadom swej siły, Magnus nie potrzebował finezji i ostrożności do zmiażdżenia swych wrogów. Szalejąc w amoku, był niemal niepowstrzymany.
Kolejny Strażnik stracił życie. Potem następny. Zginęli tak samo szybko i boleśnie. Pozostała przy życiu trójka nadzorców w niemej zgodzie
postanowiła podać tyły. Magnus warknął wściekle, gdyż nie lubił gdy ofiary wymykały się z jego sideł. Zaraz jednak przybrał minę, jakby go
olśniło. Zachichotał i mlasnął.
- Nie lubię gdy surowe mięso ucieka. Musi być usmażone! Płoń mój przydziale, płoń! Upiekę cię na wolnym ogniu!
Magnus zgiął się wpół, jakby go coś zabolało, kurczowo zaciskając pięści przy piersiach. Wyprostował się, wyciągnął ręce przed siebie,
składając je ze sobą w nadgarstkach i tworząc kształt półkuli. Skumulowana energia rozbłysła kolorem ognia, a Strażnik który znajdował się najbardziej z tyłu, nagle uniósł się do góry. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy w mgnieniu oka został spopielony. Wszyscy wyczuli w swych
umysłach głos, jakby odległy jęk setek dusz. Zwęglone ciało uderzyło o ziemię. Magnus zawył i ponownie rzucił się na więźniów.
- Chyba zbyt dużo ognia, jest zbyt suche! Krwi!
Wszyscy nagle zdali sobie sprawę, że od ataku Magnusa do ucieczki Strażników minął ledwie moment. Zagrożenie jednak nie minęło.
- Zróbcie coś! Rządzicie tu, czy nie? - warknął Sebastian. - On nas pozabija! Co z was za Strażnicy Więzienia?
- Jakby to było takie proste, wampirze, to już dawno byśmy zajęli się tą sprawą. - odpowiedział Atrius. - Woda mu szkodzi, w okolicy można
znaleźć mnóstwo odpływów i tuneli kanalizacyjnych. Gdyby go tam wrzucić, zostałby unieszkodliwiony. Następnie zabezpieczymy wszystkie wejścia i znajdziemy go słabego. To jedna z naszych procedur. - wyjaśnił mistrz.
Na przód wysunął się Sir Martin razem ze swoimi Sarafanami. Wyprostował się dumnie, a jednak pochylił się lekko przed ważniejszymi osobami.
- Jesteśmy Strażą Przyboczną Lorda Sebastiana, my zwabimy Magnusa w pułapkę. - rzekł dobitnie.
Sebastian pokiwał głową przecząco.
- Nie będę was narażał. Nie macie najmniejszej szansy w walce z nim. Ja się tym zajmę. Jestem wystarczająco potężny, by przetrwać jego ataki. -
odparł. - Dziękuję jednak za waszą ofiarność.
- Myślę jednak, że możemy coś zrobić. - powiedział rezolutnie rycerz. - Lord Sebastian zwabi Magnusa w pułapkę. Tam będę czekał ze swoimi Sarafanami. Wtedy zwiążemy więźnia walką, a Lord Sebastian i Pan Atrius dokończą dzieła. Pociągnijcie za dźwignię, wtedy kraty studzienek
zostaną podniesione a Magnus wpadnie prosto do wody.
Sebastian uśmiechnął się.
- Widzisz, Atriusie? Moja Straż reprezentuje ideał Zakonu Sarafan. Wykonajmy ich plan i skończmy z tym.
***
Oszalały Magnus dostrzegł Sebastiana dopiero, gdy ten ostatni znalazł się naprawdę blisko. Odwrócił się i spojrzał na niego dziwnie. Jego płonące
oczy były pokryte mgłą, która zniszczyła wspomnienia Magnusa. Nie znał siebie. Nie mógł znać, wszystko zostało stracone.
- Czy cię znam? Jesteś mną, tak jak byłem wcześniej tobą? Wielu wrogów, czy jesteśmy podobni? Poczuj mój ból! - krzyknął Magnus.
Sebastian odwrócił się i pognał w przeciwnym kierunku. Słyszał jak więzien rzucił się za nim w pościg. Przebiegali przez kolejne korytarze, w
biegu nieskończoności. Natura Wiecznego Więzienia dała o sobie znać, gdy wszystko na przemian stawało w miejscu i ruszało w najmniej
spodziewanych momentach. Biegli nieprzerwanie, jakby pragnąc dogonić stracony czas. Kolejne przejścia, bramy i korytarze migały, a potem
przemijały. Choć Sebastian zapamiętał drogę, to przez efekty czasowe musiał w pewnym momencie pomylić drogę. Powinien już dawno być na miejscu. Teraz zaś pozostał w obcym miejscu, uciekając przed przeciwnikiem ze swojej przeszłości. Którego zdradził, tak jak całą resztę. Nie uniknęła mu ironia tej sytuacji. Nieświadomy Magnus dostał szansę na zemstę. Sebastian zaś miał wrażenie jakby znalazł się wewnątrz
koszmaru, z którego nie ma ucieczki.
Przełom nastąpił gdy Magnus wyskoczył wysoko w górę i uderzył pięścią w ziemię. Fala uderzeniowa przeszła wzdłuż korytarza, druzgocąc podłogę i
zasypując dalsze przejście przez naruszenie konstrukcji. Sebastian uniknął fali, ale nie mógł nigdzie uciec. Musiał przebić się przez Magnusa.
- Mięso stoi, nie ucieknie. Jest inne, nieznane, dawno nie widziane. Zapomniałem smaku? Skosztuję! - zawołał triumfalnie szaleniec.
Sebastian natarł na Magnusa, połączyli się w wirze cięć, bloków i kontr. Walczyli szponami, nie mając żadnej broni. Magnus mimo braku finezji
był bardzo szybki i zwinny. Sebastian wyrównywał braki siłowe wyćwiczonymi ruchami szermierza stosując taktykę "przeczekania" przeciwnika. Czekał, aż w swym szale zacznie popełniać błędy.
Domyślał się, że Magnus ma ogromny zasób sił, ale z bezbłędnością różnie bywa. Sebastian wykonał salto w tyłu, uciekając przed wściekłym
chlaśnięciem wampira, niczym atakiem jadowitej kobry. Magnus użył decydującej mocy, by spopielić wampira. Ponownie wzniósł dłonie, a Sebastian skrzyżował swe ręce na piersiach, zbierając wszystkie swe siły. Poczuł przeraźliwe gorąco, gdy jego moc Odparcia pozwoliła mu w pewnym
stopniu pochłonąć ciepło. Jednak nie do końca. Na jego dłoniach pojawiły się pęcherze, a twarz zapiekła żywym ogniem. Krzyknął boleśnie, gdy
gorąco dotknęło innych części jego ciała, zatrząsł się i zacisnął zęby z bólu.
Musiał uciekać. Wiedział, że nie przeżyje drugiego ataku. Mroczny Dar wyczerpał Magnusa, był nieprzygotowany na fakt, że ofiara przeżyła.
Sebastian resztkami sił dopadł wampira, szybkimi ruchami rozdarł jego wnętrzności i kopnął w twarz. Magnus bez żadnego jęku uderzył o ścianę.
Sługa Lorda Sarafan rzucił się do ucieczki, ale więzień zdążył powstać i ruszyć w pościg.
Tym razem Sebastian bez żadnych komplikacji dotarł tam gdzie chciał, jednak na końcówce biegu zatoczył się i upadł na ziemię, dysząc ciężko.
Jego Straż Przyboczna ruszyła do obrony. Sir Martin i jego dwóch wielkich rycerzy Sarafan z okrzykiem bojowym wpadło na Magnusa. Szybko
zostali zepchnięci do defensywy, ale wciąż godnym podziwu był fakt, że byli w stanie stawić opór. Porozumiewali się bez słów, osłaniali swe boki w
czasie bloków i kontr. Magnus nie był w stanie znaleźć żadnej luki, a taranowanie również nie wchodziło w grę. Sarafanie byli zbyt ciężcy w
swych zbrojach.
Znajdowali się w wielkim pomieszczeniu, a konkretnie: Odpływie Kanalizacyjnym Bloku D. Zamiast normalnej podłogi znajdowała się tu ogromna krata, którą można było podnieść mechanizmem umieszczonym na wyższym piętrze. Atrius i jego Strażnicy już uruchomili ów mechanizm. Sarafanie spychani do tyłu, byli zagrożeni wpadnięciem do wirującej kipieli, ogromnego wiru, wciągającego swe ofiary wgłąb. Atrius osobiście zeskoczył na dół za plecami Magnusa. Wampir szybko zwrócił się w jego stronę i natarł w dzikiej furii. Uwolnieni Sarafanie szybko się wycofali do Sebastiana, który ciągle nie mógł pozbierać się po Immolacji Magnusa.
Tak jak można było oczekiwać, Atrius wykorzystywał czas do walki. Mógł lekko naginać przestrzeń czasu, by łatwiej uniknąć cięcia lub szybciej wyprowadzić miażdzący atak. Bez wątpienia to był potężny dar, jednak Magnus zdawał się w pewnym stopniu przewidywać działania
Atriusa, gdyż toczyli walkę na bardzo wyrównanym poziomie. Podobno szaleńcy mają własny "głos" który doradza im co lepiej zrobić, niezależnie od okoliczności czy siły z którą trzeba walczyć. Kto wie, czy nie ma w tym ziarna prawdy? Tego się jednak nie dowiemy.
Atrius postawił wszystko na jedną kartę i wykonał skok nad głową Magnusa i wirującą kipielą. Rozwścieczony wampir skoczył za nim, ale emocje
go zawiodły. Spróbował ostatnim podrygiem kończyn dosięgnąć drugiej strony, ale nie zdołał. Z głośnym krzykiem wpadł do wody. Wyjąc i zawodząc, jego ciało syczało gdy woda spalała Magnusa. Stopniowo jednak krzyk ucichł. Skończyło się. Strażnicy ruszyli zabezpieczyć przejścia.
Sebastian zakasłał głośno. Jeden z pęcherzy pęknął, a fala bólu rozeszła się po całym ciele. Dokładniejszy rzut oka dowodził martwicy skóry.
Oczywiście jako wampir był martwy już wcześniej, ale takie rany leczą się wyjątkowo wolno. Pewnie minie parę miesięcy a może nawet cały rok zanim powróci do pełni sił. Sarafanie pomogli mu wstać.
Atrius stał cały czas w tym samym miejscu, w którym wylądował po swym ryzykownym skoku. Sebastian odprowadzany przez Sarafan kazał im się
zatrzymać, a sam spojrzał na Nadzorcę Więzienia w lekko kpiący sposób.
- Wygląda na to, że muszę skrócić tu swoją wizytę. Lord Sarafan pragnie byście zwiększyli swoją skuteczność w resocjalizacji osadzonych
przestępców. Chciałem radzić, byście zrobili to szybko. Dzisiaj... Zróbcie to natychmiast. Odpowiadasz za to, Mistrzu Atriusie. Lord Sarafan
nie będzie zadowolony, jeśli podobny incydent powtórzy się w przyszłości.
- Wszystko jest dla mnie zrozumiałe. - odparł
chłodno Atrius. - Protekcja Lorda Sarafan jest dla nas zbyt ważna, by tak po prostu z niej zrezygnować. Nowe zarządzenia wkrótce wejdą w
życie. Ja zaś życzę tobie powrotu do zdrowia w jak najszybszym... Czasie.
***
- Zatem sytuacja znowu jest pod kontrolą? - zapytał Lord Sarafan. - Nie będzie potrzeby, bym musiał dopilnować tego osobiście?
- Wyraziłem twą prośbę niezwykle wyraźnie i rzeczowo mój panie. - odparł Sebastian. - Liczę, że dla ich własnego dobra, zrobią to co trzeba. Zdobyte doświadczenie pozwoli podjąć im właściwe decyzje. Nie potrzebujemy destabilizacji w tym rejonie, nasza władza musi być silna i pewna.
- Dosyć o tym. - zakończył wyraźnie znudzony Wielki Mistrz. - Zainteresowało cię jednak coś innego prawda? Wyczułem to w twym głosie. Pytaj, jeśliś ciekaw. Odpowiem, jak będę w stanie.
Sebastian chrząknął niepewnie, wyglądał jakby się wahał. W końcu jednak zadał swe pytanie, gdyż to go męczyło od najnowszej misji.
- W Wiecznym Więzieniu spotkałem wampira. Znałem go jako Magnusa, był czempionem Kaina. Podobno był od niego potężniejszy, a jednak pozostawał lojalny. Zniknął w początkowej fazie bitwy pod
Meridian. Jak mógł się znaleźć w takim miejscu jak Wieczne Więzienie. - zapytał Sebastian.
Lord Sarafan powstał ze swego tronu, zbliżył się do wampira i spojrzał mu prosto w oczy. Płonące, zielone oczy Mistrza i żółte podwładnego.
- Gdyż to ja go pokonałem i tam wtrąciłem. - powiedział Lord z przebiegłym uśmiechem. - Nie był wcale potężniejszy od Kaina. Walczyłem z obojgiem i to właśnie Dziedzic Głupoty był bardziej niebezpieczny. Cóż, przegrał i tak. Vae Victus, Kain.
- Jak doszło do waszego spotkania? - zapytał Sebastian, wyraźnie zaintrygowany całą sprawą.
- "Czempion" Kaina wpadł do obozu, prawiąc jakieś patetyczne hasła o końcu ery Sarafan i nadejściu ery jego władcy. Wyrżnął połowę mych strażników, co było imponującym wyczynem. Zaproponowałem mu
służbę w mej armii. On jednak zaprzeczył, splunął na moje buty i zadeklarował wierność swemu... Cesarzowi. - Lord Sarafan nie krył pogardy wobec pokonanego Kaina. - Zaatakował mnie. Muszę przyznać, walczył dobrze a jego Mroczny Dar Immolacji miał ogromny potencjał. Cóż jednak z tego, gdy ja byłem od niego dalece bardziej rozsądny i doświadczony. Pokonałem go intelektem. Przełamałem jego psychiczną obronę, pomieszałem mu zmysły i zmiażdżyłem osobowość. Gdy odesłałem
go do Więzienia, był śliniącym się katatonikiem. Widać trochę się pozbierał od tego czasu. Nigdy mnie nie przestanie zadziwiać zdolność wampirzej
regeneracji, choć sam potrafię się szybko uzdrowić.
Sebastian pokiwał głową w zamyśleniu, analizując otrzymane informacje. Wyglądał na usatysfakcjonowanego. I na poparzonego. Chodził z
trudem, czasem cicho syknął z bólu. Potrzebował sporo czasu i najlepszej medycyny by dojść do siebie. Lord Sarafan był jednak zadowolony, że jego sługa, choć nie tak potężny jak Magnus, wciąż dysponował sporą mocą, którą mógł dalej w sobie rozwijać, a miał też inne talenty do
dyspozycji. Pozostała ostatnia kwestia.
- Wszystko idzie zgodnie z moim planem. Niedługo zobaczysz pierwsze owoce tego, co udało nam się stworzyć. To było pracowite pięćdziesiąt lat, a przecież to do nas należy Nosgoth i jego przyszłość. Ostateczny czas nadchodzi! Opozycja Cabal przestanie istnieć.
Sebastian skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Już obrzydło mu słowo "czas" i wszystkie wyrazy w jakikolwiek sposób z nim związane.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Śro 16:55, 07 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 12:55, 19 Lis 2011 |
|
Cytat: |
- Ty! Dosyć tego! Nie wolno tobie tu przebywać i mordować współwięźniów! - krzyknął jeden z nich. |
Chyba "ci".
Cytat: |
Nadzorca krzyknął, potem zawył gdy wampir szybkim ruchem rozpruł jego gardło. |
Jak mu rozpruje gardło, to już raczej wyć nie można. Tak jak z tą dekapitacją po rozcięciu na pół.
Cytat: |
Jego wytrzymałość i zdolność do regeneracji były niespotykane u zwykłych wampirów. |
To czemu miał flaki i mózg na wierzchu (o kociołku na plecach nie wspomnę), skoro tak dobrze się regenerował? Pomijam tyradę Lorda Sarafan pod koniec. To zwyczajnie głupie, że ktoś kto szybko się regeneruje, przez dekady lata z wnętrznościami na wierzchu.
Cytat: |
Pozostała przy życiu trójka nadzorców w niemej zgodzie postanowiła podać tyły. |
Cytat: |
- Nie lubię gdy surowe mięso ucieka. |
Od razu pojawia się pytanie, czy jak smażone mięso ucieka, to jest w porządku? No bo jak nie lubi jak surowe ucieka, to uciekające smażone jest ok.
Cytat: |
Sebastian zniknął z drogi Magnusa, (...) - On nas pozabija! |
Jak Magnus ma "ich" pozabijać jeśli on ich nawet nie widzi?
Cytat: |
Gdyby go tam wrzucić, zostałby unieszkodliwiony. Następnie zabezpieczymy wszystkie wejścia i znajdziemy go słabego. To jedna z naszych procedur. |
Gdybym nie grała w BO2, to w życiu nie wiedziałabym o co tu chodzi. Co to znaczy "znajdziemy go słabego"? Bo jak tak czytam, to wygląda na to, że jedną z procedur więzienia jest znalezienie go słabego.
Cytat: |
Wyprostował się dumnie, a jednak pochylił się lekko przed ważniejszymi osobami. |
To on się w końcu wyprostował, czy pochylił? Bo nijak obu czynności na raz wykonać się nie da.
Cytat: |
- Jesteśmy Strażą Przyboczną Lorda Sebastiana, my zwabimy Magnusa w pułapkę. - rzekł dobitnie. |
A to ktoś jakąś pułapkę zastawiał? Nigdzie wcześniej nic o żadnej pułapce nie było napisane.
Cytat: |
Pociągnijcie za dźwignię, wtedy kraty studzienek zostaną podniesione a Magnus wpadnie prosto do wody. |
Ale... jakich studzienek?! Jakie dźwignie, jakie kraty?! Co to? Zbudowali naprędce? Wcześniej nic nie było o żadnych studzienkach. Może Elder im to zmaterializował.
Cytat: |
- Widzisz, Atriusie? Moja Straż reprezentuje ideał Zakonu Sarafan. Wykonajmy ich plan i skończmy z tym. |
No, a wcześniej powiedział, że "nie będzie ich narażał", a teraz "no tak, to wy idźcie i dajcie cię poharatać i będzie git". I co to jest "ideał Zakonu Sarafan"?
Cytat: |
Sebastian odwrócił się i pognał w przeciwnym kierunku. |
To znaczy, w którym? Bo z tego wynika, że stał naprzeciw Magnusa (pomijam, że nigdzie nie jest napisane, że skądś przyszedł), potem odwrócił się i "pognał w przeciwnym kierunku", a więc i tak w kierunku Magnusa (bo stał do niego tyłem).
Cytat: |
Teraz zaś pozostał w obcym miejscu, uciekając przed przeciwnikiem ze swojej przeszłości. |
Co to znaczy "pozostał w obcym miejscu"?
Cytat: |
zasypując dalsze przejście przez naruszenie konstrukcji |
To tam jakaś konstrukcja była? Bo wcześniej nic o niej nie było.
Cytat: |
Walczyli szponami, nie mając żadnej broni. (...) wyćwiczonymi ruchami szermierza |
Na co mu te ruchy szermierza, skoro walczy wręcz?
Cytat: |
Sebastian (...) szybkimi ruchami rozdarł jego wnętrzności (...) ale więzień zdążył powstać i ruszyć w pościg. |
... ale jelita mu się owinęły wokół stóp i wyrżnął nosem wprost w marmurową, więzienną posadzkę, pozostawiając na niej krwawego kleksa. (nie mogłam się powstrzymać)
Cytat: |
Sarafanie spychani do tyłu, byli zagrożeni wpadnięciem do wirującej kipieli |
To jak się ta krata "podnosiła", że mogli wpaść? Skoro cofali się, to chyba, pod ścianę? Kompletnie tego nie rozumiem. I gdzie się potem wycofali? Chyba nie jeszcze bardziej do tyłu? Logicznie powinni iść na tą "górę", gdzie się uruchamia mechanizm, ale... o tym też nic nie ma.
Cytat: |
Dokładniejszy rzut oka dowodził martwicy skóry. |
Noc dziwnego, że ma martwicę skóry, skoro... jest martwy. Poza tym martwica tak szybko? Eee...
Cytat: |
Lord Sarafan nie będzie zadowolony, jeśli podobny incydent powtórzy się w przyszłości. |
- A-ale, Sebastianie - przecież to jest na porządku dziennym. To żaden incydent! Po prostu jesteś za głupi i za słaby, żeby zająć się Magnusem. - odparł pokornie naczelnik.
A teraz to przetłumaczmy... "Biada pokonanemu, Kain." A może "biada pokonanemu, Kainie"? W ogóle do kogo on to mówi? Do siebie, czy Sebastiana?
Cytat: |
Widać trochę się pozbierał od tego czasu. |
Cytat: |
Potrzebował sporo czasu i najlepszej medycyny by dojść do siebie. |
Przecież on nie żyje! Jest trupem! Na kiego grzyba mu medycyna?! Pastylki przeciwbólowe będzie łykał? Czy Panthenolem spryskiwał?
--------------------------------
Na koniec napiszę, że podobało mi się opisane szaleństwo Magnusa. Naprawdę było dobrze opisane. Ale te nielogiczności sprawiają, że i tak za dobrze nie jest. Niemniej jednak, po poprawie będzie dobrze.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 14:44, 19 Lis 2011 |
|
Cytat: |
Jak mu rozpruje gardło, to już raczej wyć nie można. Tak jak z tą dekapitacją po rozcięciu na pół. |
Zabieg upiększający.
Cytat: |
To czemu miał flaki i mózg na wierzchu (o kociołku na plecach nie wspomnę), skoro tak dobrze się regenerował? Pomijam tyradę Lorda Sarafan pod koniec. To zwyczajnie głupie, że ktoś kto szybko się regeneruje, przez dekady lata z wnętrznościami na wierzchu. |
A czemu Kain tak długo się leczył w śpiączce po laniu jakie mu spuszczono w intrze BO2? Też jest wyjątkowym wampirem, po prostu mocno oberwał. Lord Sarafan umie mocno przyłożyć.
Jeśli chodzi o podanie tyłów, to sam gdzieś to przeczytałem w którejś książce. Nie wiem, czy to dziwny zwrot tłumacza ale było coś w guście: "ci co przeżyli, szybko podali tyły". Czyli wzięli nogi za pas i uciekli.
Cytat: |
Od razu pojawia się pytanie, czy jak smażone mięso ucieka, to jest w porządku? No bo jak nie lubi jak surowe ucieka, to uciekające smażone jest ok. |
A kto powiedział o uciekających smażonych? Nie spodziewaj się zbyt logicznych wypowiedzi po Magnusie. Gość jest żywy, czyli surowy. Ucieka.
Cytat: |
Jak Magnus ma "ich" pozabijać jeśli on ich nawet nie widzi? |
Sebastian raczej zszedł Magnusowi z drogi. Właściciel kociołka rzucił się na więźniów, a Sebastian chyba poczuł lekkiego stracha na widok tak szybkiej śmierci Strażników. Gdyby Magnus zabił wszystkich więźniów to naturalną siłą rzeczy zaatakowałby Sarafan.
Cytat: |
Gdybym nie grała w BO2, to w życiu nie wiedziałabym o co tu chodzi. Co to znaczy "znajdziemy go słabego"? Bo jak tak czytam, to wygląda na to, że jedną z procedur więzienia jest znalezienie go słabego. |
Nie moja wina, że oni zrobili to tak głupio w grze. Kain ciągle wrzucał Magnusa do wody, a ten nadal wracał. Jak tak patrzę, to trochę głupio to wygląda: jak tylko Magnus dostaje szału, to się go zwabia, spuszcza wodę a na koniec przy którymś odpływie znajduje się go przemoczonego i wpół zdechłego.
Cytat: |
o on się w końcu wyprostował, czy pochylił? Bo nijak obu czynności na raz wykonać się nie da. |
Stanął na baczność, a potem lekko pochylił głowę.
Cytat: |
A to ktoś jakąś pułapkę zastawiał? Nigdzie wcześniej nic o żadnej pułapce nie było napisane. |
Atrius marudził o tych odpływach i spuszczaniu wody. Rycerze Sarafan wpadli na pomysł, by zwabić Magnusa w tę właśnie pułapkę.
Cytat: |
Ale... jakich studzienek?! Jakie dźwignie, jakie kraty?! Co to? Zbudowali naprędce? Wcześniej nic nie było o żadnych studzienkach. Może Elder im to zmaterializował. |
Mówiąc szczerze, żałuję, że nie obejrzałem sobie filmiku w którym Magnus po raz pierwszy spotkał się z Kainem. Pamiętam, że ten ostatni zwabił go do jakiegoś pomieszczenia, pociągnął za dźwignię i wrzucił Magnusa do wody. Pamięć zawodzi.
Cytat: |
No, a wcześniej powiedział, że "nie będzie ich narażał", a teraz "no tak, to wy idźcie i dajcie cię poharatać i będzie git". I co to jest "ideał Zakonu Sarafan"? |
Jako ludzie nie są tak silni fizycznie jak Magnus, są też zbyt wolni by przed nim uciec. Stąd Sebastian nie chciał, by zginęli tak bezsensowną śmiercią. Jako wampir, Sebastian mógł nawiązać walkę z Czempionem, jak również trzymać go na dystans. Potem był zbyt okaleczony by walczyć, stąd wsparli go Sarafanie, broniąc przed Magnusem. Ideał Zakonu Sarafan? Zwykłe pochlebstwo. Jacy to oni są silni, inteligentni, sprytni... Inni mogą im buty czyścić! (bo to prawda )
Cytat: |
Co to znaczy "pozostał w obcym miejscu"? |
Sebastian raczej nie jest stałym bywalcem tego miejsca, stąd jest mu ono obce.
Cytat: |
To tam jakaś konstrukcja była? Bo wcześniej nic o niej nie było. |
No coś chyba podtrzymywało ten sufit czy ściany przed zapadnięciem się? Może źle się wyrażam, albo muszę się dokładniej zastanowić nad budową ściany.
Cytat: |
Na co mu te ruchy szermierza, skoro walczy wręcz? |
No takie "chody" ma po prostu.
Cytat: |
... ale jelita mu się owinęły wokół stóp i wyrżnął nosem wprost w marmurową, więzienną posadzkę, pozostawiając na niej krwawego kleksa. (nie mogłam się powstrzymać) |
No fajnie, ale co to ma do rzeczy?
Cytat: |
To jak się ta krata "podnosiła", że mogli wpaść? Skoro cofali się, to chyba, pod ścianę? Kompletnie tego nie rozumiem. I gdzie się potem wycofali? Chyba nie jeszcze bardziej do tyłu? Logicznie powinni iść na tą "górę", gdzie się uruchamia mechanizm, ale... o tym też nic nie ma. |
Krata podnosiła się do góry. Jak to inaczej zobrazować, hmm... Ta scena z 300. Jak Leonidas zanim ze "Spartą" na ustach zrzucił tego perskiego dyplomatę. Ten dyplomata to Sarafanie, za sobą mieli przepaść. Leonidas to Magnus, on ich spychał do tej przepaści.
Cytat: |
Noc dziwnego, że ma martwicę skóry, skoro... jest martwy. Poza tym martwica tak szybko? Eee... |
Wiem, że jest martwy! Nie jest jednak szkieletem, stąd jego skóra jest tak samo wystawiona na obrażenia jak zawsze. To nie starszy Kain, który sobie skórę "usprawnił" w procesie ewolucji, na to trzeba wiele czasu o czym wiemy.
Cytat: |
- A-ale, Sebastianie - przecież to jest na porządku dziennym. To żaden incydent! Po prostu jesteś za głupi i za słaby, żeby zająć się Magnusem. - odparł pokornie naczelnik. |
Lol.
Cytat: |
Przecież on nie żyje! Jest trupem! Na kiego grzyba mu medycyna?! Pastylki przeciwbólowe będzie łykał? Czy Panthenolem spryskiwał? |
Jakieś maści ziołowe, ludowym sposobem wykonane i przez wiedźmy z Łysej Góry przez pokolenia przekazywane, inakszy maść swoją moc uzdrowienia z niemocy straciwszy, dla Sebastiana nie zdawszy, wiele cierpienia mu w ten sposób sprawiwszy. W skład maści wchodzą zioła zbierane o północy, pępowina noworodka, ślina bizona i liść zielony odmiany indyjskiej maryśką zwany.
-------------------
Medycyna - specyfik/i wspomagające regenerację. Krew rzecz jasna. Może coś jeszcze, na przyspieszone gojenie.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Sob 14:48, 19 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 11:42, 20 Lis 2011 |
|
Cytat: |
Cytat: |
... ale jelita mu się owinęły wokół stóp i wyrżnął nosem wprost w marmurową, więzienną posadzkę, pozostawiając na niej krwawego kleksa. (nie mogłam się powstrzymać) |
No fajnie, ale co to ma do rzeczy? Razz
Cytat: |
- A-ale, Sebastianie - przecież to jest na porządku dziennym. To żaden incydent! Po prostu jesteś za głupi i za słaby, żeby zająć się Magnusem. - odparł pokornie naczelnik. |
Lol. |
To takie moje dodatki do twojej radosnej twórczości.
Cytat: |
Zabieg upiększający.
A czemu Kain tak długo się leczył w śpiączce po laniu jakie mu spuszczono w intrze BO2? Też jest wyjątkowym wampirem, po prostu mocno oberwał. Lord Sarafan umie mocno przyłożyć.
A kto powiedział o uciekających smażonych? Nie spodziewaj się zbyt logicznych wypowiedzi po Magnusie. Wink Gość jest żywy, czyli surowy. Ucieka.
No takie "chody" ma po prostu. |
Ok.
Cytat: |
Nie moja wina, że oni zrobili to tak głupio w grze. Kain ciągle wrzucał Magnusa do wody, a ten nadal wracał. Jak tak patrzę, to trochę głupio to wygląda: jak tylko Magnus dostaje szału, to się go zwabia, spuszcza wodę a na koniec przy którymś odpływie znajduje się go przemoczonego i wpół zdechłego.
Stanął na baczność, a potem lekko pochylił głowę.
Atrius marudził o tych odpływach i spuszczaniu wody. Rycerze Sarafan wpadli na pomysł, by zwabić Magnusa w tę właśnie pułapkę.
Mówiąc szczerze, żałuję, że nie obejrzałem sobie filmiku w którym Magnus po raz pierwszy spotkał się z Kainem. Pamiętam, że ten ostatni zwabił go do jakiegoś pomieszczenia, pociągnął za dźwignię i wrzucił Magnusa do wody. Pamięć zawodzi.
No coś chyba podtrzymywało ten sufit czy ściany przed zapadnięciem się? Może źle się wyrażam, albo muszę się dokładniej zastanowić nad budową ściany.
Krata podnosiła się do góry. Jak to inaczej zobrazować, hmm... Ta scena z 300. Jak Leonidas zanim ze "Spartą" na ustach zrzucił tego perskiego dyplomatę. Ten dyplomata to Sarafanie, za sobą mieli przepaść. Leonidas to Magnus, on ich spychał do tej przepaści. |
Ano właśnie. Po prostu leżysz, gdy chodzi o opisy. Ty jako autor wyobrażasz sobie jakąś scenę, ale ja, jako czytelnik, nie siedzę w twojej głowie i nie wiem co tam sobie umyśliłeś. Opis, że "Sarafanie spychani do tyłu, byli zagrożeni wpadnięciem do wirującej kipieli" co ma mi powiedzieć? Nie mówi mi kompletnie nic. Wiem z tego tyle, że cofali się gdzieś, podnosiła się jakaś krata i zaraz do niej wpadną. I tyle. Nie wiem czy nie mogli uciec gdzieś na bok. Dlaczego? Nie opisałeś w ogóle pomieszczenia. Dopiero później objaśniłeś, że chodzi o taką "studnię" jak w "300". Tylko, że powinieneś to opisać i umieścić to od razu w opowiadaniu. Skąd ja mam wiedzieć, jako czytelnik, że ty sobie wyobraziłeś taką studnię, a Magnus jest Leonidasem? Pół biedy, jeśli oglądałam "300", a jakbym nie oglądała?
I nie mówię tu, że masz się od razu na Mickiewiczowskie opisy porywać. Ale jakiś prosty opis dający czytelnikowi choć podstawy, np.: "Wpadli do komnaty, w której większą część podłogi zajmował zakratowany, olbrzymi, okrągły zbiornik wodny. Nie mogli go przekroczyć, ponieważ Strażnicy Więzienia już podnieśli kratę, więc nijak nie mogli się dostać na drugą, bezpieczną stronę, a w oddali słychać już było krzyki ścigającego ich Magnusa." Zobacz, nic szczególnego, raptem dwa zdania. Ale wiem chociaż, że w pomieszczeniu jest okrągła studnia z kratą, nie da się jej przekroczyć i zaraz do komnaty wpadnie Magnus, a więc nie ma drogi ucieczki. Jakbym chciała się bardziej pomęczyć, to można jeszcze napisać jaki był kolor pomieszczenia (np. "ściany z szarego kamienia, porośniętego gdzie nigdzie fosforyzującymi mchami i porostami niespotykanymi nigdzie indziej w Nosgoth, będącymi jedynym źródłem światła), jego wielkość, itp., itd. Ale nie ma sensu. Wystarczy się ograniczyć do najpotrzebniejszych rzeczy, to w końcu nie epopeja narodowa, a czytelnik mając podstawy dopowie sobie resztę.
Cytat: |
Sebastian raczej nie jest stałym bywalcem tego miejsca, stąd jest mu ono obce. |
To może lepiej napisać "znalazł się w obcym (lub nieznanym sobie) sobie miejscu"?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Nie 13:39, 20 Lis 2011 |
|
Dobra, mamy teraz poważniejsze konkrety.
Jak już wspominałem, popełniłem podstawowy błąd jeśli chodzi o to nieszczęsne pomieszczenie. Dawno nie grałem/ nie odświeżyłem sobie pamięci filmikiem. Stąd nie wiedziałem jak za bardzo to napisać. Czemu nie nadrobiłem zaległości - cholera wie, czasem sam siebie nie rozumiem. Tak, teraz mogę się zabrać za poprawki. Jednak ulituje się nad Magnusem i nie pozwolę mu przewracać się o własne jelita.
Jakieś tam błędy gramatyczne też naprawię.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 20:51, 03 Gru 2011 |
|
Epizod III. Niespodziewane Spotkanie cz. II (edited & remastered edition )
Sebastian zniknął z drogi Magnusa, błękitny płaszcz sługi Lorda Sarafan zawirował w powietrzu. Z jednego z wielu licznych korytarzy odchodzących no innych części Więzienia, wyłoniło się kilku Strażników. Wznieśli swe kosy do góry w ostrzegawczym geście, przyjmując pozycje bojowe.
- Ty! Dosyć tego! Nie wolno ci tu przebywać i mordować współwięźniów! - krzyknął jeden z nich.
Wampir mlasnął głośno i spojrzał dziwnie na Strażnika. W jego żółtych ślepiach rozbłysło szaleństwo i dzika radość, euforia rzezi.
- Nie dano mi wyboru! Mam ustalony przydział! Więzień też ma prawo do życia, wy o tym zapomnieliście, tak jak te kamienie zimne a teraz krwią splamione! - ryknął, po chwili jednak uśmiechnął się przebiegle. - Smutna przed wami przyszłość. Wywróżę ją z waszych wnętrzności!
Wampir wparował prosto w grupę Strażników. Dopadł tego, który przemawiał wcześniej do niego. Nadzorca krzyknął, potem zawył gdy wampir szybkim ruchem rozpruł jego gardło. Nie czekając aż się wykrwawi, Magnus rzucił się na kolejnego. Lawirował pomiędzy ostrzami, chichotając obłąkańczo. Musiał jednak przyjąć na siebie sporo cięć, nie dbał jednak o to. Jego wytrzymałość i zdolność do regeneracji były niespotykane nawet u wampirów. Jedynie najbardziej poważne rany wymagały dłuższego czasu do zabliźnienia. Świadom swej siły, Magnus nie potrzebował finezji i ostrożności do zmiażdżenia swych wrogów. Szalejąc w amoku, był niemal niepowstrzymany.
Kolejny Strażnik stracił życie. Potem następny. Zginęli tak samo szybko i boleśnie. Pozostała przy życiu trójka nadzorców w niemej zgodzie postanowiła podać tyły. Magnus warknął wściekle, gdyż nie lubił gdy ofiary wymykały się z jego sideł. Zaraz jednak przybrał minę, jakby go olśniło. Zachichotał i mlasnął.
- Nie lubię gdy surowe mięso ucieka. Musi być usmażone! Płoń mój przydziale, płoń!
Magnus zgiął się wpół, jakby go coś zabolało, kurczowo zaciskając pięści przy piersiach. Wyprostował się, wyciągnął ręce przed siebie, składając je ze sobą w nadgarstkach i tworząc kształt półkuli. Skumulowana energia rozbłysła kolorem ognia, a Strażnik który znajdował się najbardziej z tyłu, nagle uniósł się do góry. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy w mgnieniu oka został spopielony. Wszyscy wyczuli w swych umysłach głos, jakby odległy jęk setek dusz.
Zwęglone ciało uderzyło o ziemię. Magnus zawył i ponownie rzucił się na więźniów.
- Chyba zbyt dużo ognia, jest zbyt suche! Krwi!
Wszyscy nagle zdali sobie sprawę, że od ataku Magnusa do ucieczki Strażników minął ledwie moment. Zagrożenie jednak nie minęło.
- Zróbcie coś! Rządzicie tu, czy nie? - warknął Sebastian. - Kiedy tylko skończy z tymi głupcami, weźmie się za nas!
- Jakby to było takie proste, wampirze, to już dawno byśmy zajęli się tą sprawą. - odpowiedział Atrius. - Woda mu szkodzi, a niedaleko stąd znajduje się Centralny Odpływ Wiecznego Więzienia, jedno z najważniejszych pomieszczeń zakładu. Zbiornik wodny jest zakratowany i zabezpieczony. Jest jednak mechanizm... Dźwignia, zainstalowana na wyższym piętrze, na które dostaniemy się windą. Wystarczy pociągnąć za dźwignię, wtedy krata podniesie się do góry. Gdybyśmy zdołali zrzucić Magnusa do otwartej toni wodnej, zostałby unieszkodliwiony. Nieważne jak bardzo jesteś potężnym, zawsze będzie cię krępować swe pochodzenie. Takie są wyroki czasu. - wyjaśnił mistrz. - Czym jesteś, tym pozostaniesz.
Na przód wysunął się Sir Martin razem ze swymi Sarafanami. Zasalutowali swym przełożonym. Dowódca wysunął się o krok do przodu, jego podkomendni pozostali z tyłu, niespuszczając wzroku z Magnusa, który przecierał kolejne krwawe ścieżki w ciałach ofiar.
- Jesteśmy Strażą Przyboczną Lorda Sebastiana, my zwabimy Magnusa w pułapkę. - rzekł dobitnie. - Jeżeli to jest jedyna metoda, my to zrobimy. Ten potwór musi ugiąć się przed potęgą Zakonu, który my tutaj reprezentujemy. Nie poddamy się bez walki.
Sebastian pokiwał głową przecząco.
- Nie będę was narażał. Nie macie najmniejszej szansy w walce z nim. Ja się tym zajmę. Jestem wystarczająco potężny, by przetrwać jego ataki na tyle, żeby wykorzystać słabośc Magnusa przeciwko jemu samemu . - odparł. - Dziękuję jednak za waszą ofiarność, choć to gest bezsensowny i absolutnie marnotrawiący środki. Trzeba tutaj kogoś więcej... Mnie.
- Myślę jednak, że możemy coś zrobić. - odpowiedział rezolutnie rycerz. - Lord Sebastian zwabi Magnusa w pułapkę. Tam będę czekał ze swoimi Sarafanami. Wtedy zwiążemy więźnia walką, a Lord Sebastian i Pan Atrius dokończą dzieła. Pociągnijcie za dźwignię, a krata zostanie podniesiona a Magnus wpadnie prosto do wody. Będziemy w stanie zrobić choć tyle!
Sebastian uśmiechnął się dumnie.
- Widzisz, Atriusie? Moja Straż reprezentuje ideał Zakonu Sarafan. Przystąpmy do dzieła i skończmy z tym.
***
Oszalały Magnus dostrzegł Sebastiana dopiero, gdy ten ostatni znalazł się naprawdę blisko. Odwrócił się i spojrzał na niego dziwnie. Jego płonące oczy były pokryte mgłą, która zniszczyła wspomnienia Magnusa. Nie znał siebie.
- Czy cię znam? Jesteś mną, tak jak byłem wcześniej tobą? Wielu wrogów, czy jesteśmy podobni? Jesteś drugi tak jak niegdyś ja? A może pierwszy? Wiele zmian, nic nie pozostało. Tylko ból... Poczuj mój ból! - krzyknął Magnus.
Sebastian odwrócił się i pognał w przeciwnym kierunku. Słyszał jak więzien rzucił się za nim w pościg. Przebiegali przez kolejne korytarze, w biegu nieskończoności. Natura Wiecznego Więzienia dała o sobie znać, gdy wszystko na przemian stawało w miejscu i ruszało w najmniej spodziewanych momentach. Biegli nieprzerwanie, jakby pragnąc dogonić stracony czas. Kolejne przejścia, bramy i korytarze migały, a potem przemijały. Choć Sebastian zapamiętał drogę, to przez efekty czasowe musiał w pewnym momencie pomylić drogę. Powinien już dawno być na miejscu. Teraz zaś pozostał w obcym sobie miejscu, uciekając przed przeciwnikiem ze swojej przeszłości. Którego zdradził, tak jak całą resztę. Nie uniknęła mu ironia tej sytuacji. Nieświadomy Magnus dostał szansę na zemstę. Sebastian zaś miał wrażenie jakby znalazł się wewnątrz koszmaru, z którego nie ma ucieczki.
Przełom nastąpił gdy Magnus wyskoczył wysoko w górę i uderzył pięścią w ziemię. Fala uderzeniowa przeszła wzdłuż korytarza, druzgocąc podłogę i zasypując dalsze przejście przez naruszenie konstrukcji fundamentów. Sebastian uniknął fali, ale nie mógł nigdzie uciec. Musiał przebić się przez Magnusa.
- Mięso stoi, nie ucieknie. Jest inne, nieznane, dawno nie widziane. Zapomniałem smaku? Skosztuję! - zawołał triumfalnie szaleniec.
Sebastian natarł na Magnusa, połączyli się w wirze cięć, bloków i kontr. Walczyli szponami, nie mając żadnej broni. Magnus mimo braku finezji był bardzo szybki i zwinny. Sebastian wyrównywał braki siłowe wyćwiczonymi ruchami szermierza stosując taktykę "przeczekania" przeciwnika. Czekał, aż w swym szale zacznie popełniać błędy. Domyślał się, że Magnus ma ogromny zasób sił, ale z bezbłędnością różnie bywa. Sebastian wykonał salto w tyłu, uciekając przed wściekłym chlaśnięciem wampira, niczym atakiem jadowitej kobry. Magnus użył decydującej mocy, by spopielić wampira. Ponownie wzniósł dłonie, a Sebastian skrzyżował swe ręce na piersiach, zbierając wszystkie swe siły. Poczuł przeraźliwe gorąco, gdy jego moc Odparcia pozwoliła mu w pewnym stopniu pochłonąć ciepło. Jednak nie do końca. Na jego dłoniach pojawiły się bąble, a twarz zapiekła żywym ogniem. Krzyknął boleśnie, ledwo powstrzymując się od zwierzęcego skowytu, gdy gorąco dotknęło innych części jego ciała, zatrząsł się i zacisnął zęby z przenikającego bólu, który chciał rozerwać go od wewnątrz.
Musiał uciekać. Wiedział, że nie przeżyje drugiego ataku. Mroczny Dar wyczerpał Magnusa, był nieprzygotowany na fakt, że ofiara przeżyła. Sebastian resztkami sił dopadł wampira, szybkimi ruchami rozdarł jego wnętrzności i kopnął w twarz. Magnus bez żadnego jęku uderzył o ścianę. Odbił się od niej i runął pokotem na podłogę korytarza. Pod jego ciałem zaczęła szybko powstawać kałuża krwi i strzępów wnętrzności. Sługa Lorda Sarafan rzucił się do ucieczki, ale więzień zdążył powstać całkiem szybko jak na kogoś, kto odniósł tak potworną ranę i ruszyć w pościg. Kroki jednak stawiał wolniejsze i ostrożniejsze niż wcześniej.
Tym razem Sebastian bez żadnych komplikacji dotarł tam gdzie chciał. Wybiegł z przejścia dysząc ciężko. Poczuł mdłości, świat zakręcił się w głowie wampira, który zatoczył się i upadł na ziemię. Zaraz za nim wypadł jego prześladowca. Z głośnym rechotem przeciął szponami znajdujący się obok przewód energii Glyphowej. Odpowiadał za oświetlenie. Zapadła złowieszcza ciemność, którą rozświetlała jedynie zbroja Sir Martina, niczym ostatnia latarnia pożerana przez mrok. Sarafańska Straż Przyboczna ruszyła do obrony swego zwierzchnika. Sir Martin i dwóch wielkich rycerzy Sarafan z okrzykiem bojowym wpadło na rozwścieczonego Magnusa. Szybko zostali zepchnięci do defensywy, ale wciąż godnym podziwu był fakt, że byli w stanie stawić opór. Porozumiewali się bez słów, osłaniali swe boki w czasie bloków i kontr. Magnus nie był w stanie znaleźć żadnej luki, a taranowanie również nie wchodziło w grę. Sarafanie byli zbyt ciężcy w swych zbrojach.
Znajdowali się w imponująco wielkim pomieszczeniu, a konkretnie: Centralnym Odpływie Wiecznego Więzienia. Zamiast normalnej podłogi znajdowała się tu ogromna krata, którą można było podnieść mechanizmem uruchamianym przez dźwignię umieszczoną na wyższym piętrze. By się tam dostać, trzeba było użyć windy zasilanej mocą Glyphów. Atrius i jego Strażnicy już uruchomili ów mechanizm (który był zasilany innym połączeniem). Sarafanie spychani do tyłu, byli zagrożeni wpadnięciem do wirującej kipieli, ogromnego wiru, wciągającego swe ofiary wgłąb. Atrius osobiście zeskoczył na dół za plecami Magnusa. Wampir szybko zwrócił się w jego stronę i natarł wściekle. Uwolnieni Sarafanie szybko się wycofali do Sebastiana, który ciągle nie mógł pozbierać się po Immolacji Magnusa. Prawa ręka Lorda Sarafan ze zdziwieniem stwierdził, że z wirującej otchłani ulatniał się jasnozielony opar rozchodzący się po całym pomieszczeniu. Zauważył, że wszystko w zetknięciu z gazem nabierało fosforyzujących właściwości. Wszechogarniająca ciemność częściowo ustąpiła miejsca, co ludzcy rycerze przyjęli z ulgą.
Tak jak można było oczekiwać, Atrius wykorzystywał czas do walki. Mógł lekko naginać przestrzeń czasu, by łatwiej uniknąć cięcia lub szybciej wyprowadzić miażdzący atak. Bez wątpienia to był potężny dar, jednak Magnus zdawał się w pewnym stopniu przewidywać działania Atriusa, gdyż toczyli walkę na bardzo wyrównanym poziomie. Podobno szaleńcy mają własny "głos" który doradza im co lepiej zrobić, niezależnie od okoliczności czy siły z którą trzeba walczyć. Kto wie, czy nie ma w tym ziarna prawdy?
Atrius postawił wszystko na jedną kartę i wykonał skok nad głową Magnusa i wirującą kipielą. Rozwścieczony wampir skoczył za nim, ale emocje go zawiodły. Spróbował ostatnim podrygiem kończyn dosięgnąć drugiej strony, ale nie zdołał. Z głośnym krzykiem wpadł do wody. Wyjąc i zawodząc, jego ciało syczało gdy woda spalała Magnusa. Stopniowo jednak krzyk ucichł. Skończyło się.
Sebastian zakasłał głośno. Jeden z bąbli pęknął, a fala bólu rozeszła się po całym ciele. Dokładniejszy rzut oka dowodził martwicy skóry. Oczywiście jako wampir był martwy już wcześniej, ale takie rany leczą się wyjątkowo wolno. Pewnie minie parę miesięcy zanim powróci do pełni swych sił. Sarafanie pomogli mu wstać, choć Sebastian starał się jak najmniej korzystać z ich pomocy. Szlachecka duma wciąż nie pozwalała mu na nadmierne okazywanie słabości, choćby tak oczywistej jak w tej chwili.
Atrius stał cały czas w tym samym miejscu, w którym wylądował po swym ryzykownym skoku. Sebastian odprowadzany przez Sarafan kazał im się zatrzymać, a sam spojrzał na Nadzorcę Więzienia w lekko kpiący sposób.
- Wygląda na to, że muszę skrócić tu swoją wizytę. Lord Sarafan pragnie byście zwiększyli swoją skuteczność w resocjalizacji osadzonych przestępców. Chciałem radzić, byście zrobili to szybko. Dzisiaj... Zróbcie to natychmiast. Odpowiadasz za to, Mistrzu Atriusie. Lord Sarafan nie będzie zadowolony, jeśli podobny incydent powtórzy się w przyszłości.
- Wszystko jest dla mnie zrozumiałe. - odparł chłodno Atrius. - Protekcja Lorda Sarafan jest dla nas zbyt ważna, by tak po prostu z niej zrezygnować. Nowe zarządzenia wkrótce wejdą w życie. Od siebie zaś życzę powrotu do zdrowia w jak najszybszym... Czasie.
***
- Zatem sytuacja znowu jest pod kontrolą? - zapytał Lord Sarafan. - Nie będzie potrzeby, bym musiał dopilnować tego osobiście?
- Wyraziłem twą prośbę niezwykle wyraźnie i rzeczowo mój panie. - odparł Sebastian. - Liczę, że dla ich własnego dobra, zrobią to co trzeba. Zdobyte doświadczenie pozwoli podjąć im właściwe decyzje. Nie potrzebujemy destabilizacji w tym rejonie, nasza władza musi być silna i pewna. Tak jak rozkazałeś : żadnej litości dla tych, co stają przeciw nam.
- Dosyć o tym, zadanie zostało wykonane, nie ma potrzeby już do tego wracać. Przynajmniej na razie. - zakończył wyraźnie znudzony Wielki Mistrz. - Zainteresowało cię jednak coś innego prawda? Wyczułem to w twym głosie. Coś, co poznałeś, a pochodzi z twej przeszłości. Pytaj, jeśliś ciekaw. Odpowiem, jak będę w stanie.
Sebastian chrząknął niepewnie, wyglądał jakby się wahał. W końcu jednak zadał swe pytanie.
- W Wiecznym Więzieniu spotkałem wampira. Znałem go jako Magnusa, był czempionem Kaina. Podobno był od niego potężniejszy, a jednak pozostawał lojalny. Zniknął w początkowej fazie bitwy pod Meridian. Jak mógł się znaleźć w takim miejscu jak Wieczne Więzienie. - zapytał Sebastian.
Lord Sarafan powstał ze swego tronu, zbliżył się do wampira i spojrzał mu prosto w oczy.
- Gdyż to ja go pokonałem i tam wtrąciłem. - powiedział Lord z przebiegłym uśmiechem. - Nie był wcale potężniejszy od Kaina. Walczyłem z obojgiem i to właśnie Dziedzic Głupoty był bardziej niebezpieczny. Cóż, przegrał i tak. Vae Victus, jak to lubił mawiać. Muszę przyznać, że spodobała mi się ta kwestia. Jedyna mądra rzecz, jaką kiedykolwiek wymyślił.
- Jak doszło do waszego spotkania? - zapytał Sebastian, wyraźnie zaintrygowany.
- "Czempion" Kaina wpadł do obozu, prawiąc jakieś patetyczne hasła o końcu ery Sarafan i nadejściu ery Kaina. Wyrżnął samotnie wszystkich mych strażników, co było imponującym wyczynem. Zaproponowałem mu służbę w mej armii. On jednak zaprzeczył, splunął na moje buty i zadeklarował wierność swemu... Cesarzowi. - Lord Sarafan nie krył pogardy wobec pokonanego Kaina. - Zaatakował mnie. Muszę przyznać, walczył dobrze a jego Mroczny Dar Immolacji miał ogromny potencjał. Cóż jednak z tego, gdy ja byłem od niego dalece bardziej rozsądny i doświadczony. Pokonałem go intelektem. Przełamałem jego psychiczną obronę, pomieszałem mu zmysły i zmiażdżyłem osobowość. Gdy odesłałem go do Więzienia, był śliniącym się katatonikiem z objawami zaawansowanego rozdwojenia jaźni... Przypuszczałem, że na całą wieczność... Widać trochę się pozbierał od tego czasu, nie doceniłem go. Nigdy mnie nie przestanie zadziwiać zdolność wampirzej regeneracji, choć sam potrafię się szybko uzdrowić.
Sebastian pokiwał głową w zamyśleniu, analizując otrzymane informacje. Wyglądał na usatysfakcjonowanego. I na poparzonego. Chodził z trudem, czasem cicho syknął z bólu. Potrzebował sporo czasu i najlepszej medycyny by dojść do siebie. Lord Sarafan był jednak zadowolony, że jego sługa, choć nie tak potężny jak Magnus, wciąż dysponował sporą mocą, którą mógł dalej w sobie rozwijać, a miał też inne talenty do dyspozycji. Pozostała ostatnia kwestia.
- Wszystko idzie zgodnie z moim planem. Niedługo zobaczysz pierwsze owoce tego, co udało nam się stworzyć. To było pracowite pięćdziesiąt lat, a przecież to do nas należy Nosgoth i jego przyszłość. Ostateczny czas nadchodzi!
Sebastian skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Już obrzydło mu słowo "czas" i wszystkie słowa z nim związane.
***
- Znaleźliśmy go w Bloku Kanalizacyjnym D, mistrzu Atriusie. - zameldował Strażnik, z wyglądu i głosu taki sam jak reszta. Oni nigdy nie wyróżniali się niczym, choć w walce byli śmiertelnie niebezpieczni. - Wyłamał kraty, a potem wypełzł na zewnątrz. Leżał bez życia. Przynajmniej tak myśleliśmy, kiedy wystrzelił jak sprężyna i zabił Strażnika Valdisa.
Z cienia wyłonił się sam Naczelnik Więzienia.
- Imponujące. Skąd znalazł w sobie dośc sił, by przetrwać coś takiego? To przeczy jego naturze... Co się stało dalej? - Atrius wyglądał na wyraźnie zaaferowanego całą sprawą. - Mów wszystko, co wiesz. Szybko!
- Nie daliśmy mu szansy na zrobienie czegoś więcej, mój panie. Zaatakowaliśmy we czwórkę w doskonałej koordynacji. Nie stawił wielkiego oporu, organizm był całkowicie wyniszczony. Schwytaliśmy go, zawiązaliśmy Wiążącym Sznurem i zanieśliśmy do Celi Operacji Badawczych. Nawet on nie jest w stanie zniszczyć Wiążącego Sznura. Szczególnie w takim stanie.
Atrius bez słowa udał się za Strażnikiem do wymienionego oddziału. Dotarli tam bardzo szybko. Ukazał im się dość makabryczny widok. Miejsce przypominało wielką salę operacyjną, ale zdecydowanie mniej sterylną i czystą. Podłoga, sufit, ściany. Wszystko czerwone od krwi. W wielkich metalowych kubłach znajdowały się odpady: zużyte narzędzia, zbędne wnętrzności. Prowadzono tutaj badania nad ciekawszymi osobnikami. Tam też "usprawniono" Magnusa. Teraz postanowiono go dokładniej zbadać. Częściowa odporność na wodę była głównym obiektem zainteresowania całego Więzienia.
Wampir został położony na operacyjnym stole, plamy zakrzepłej krwi szybko zostały pokryte świeżą posoką i ropą wypływającą z okrwawionego, w wielu miejscach wypalonego przez wodę ciała Magnusa. Sam pacjent był pogrążony w śpiączce. Wyglądał na całkowicie martwego, wszyscy jednak wiedzieli że odzyska siły, gdyby tylko dać mu szansę. Atrius pochylił się nad Magnusem.
- Wygląda na to, że jesteś kimś więcej niż tylko szaleńcem. Twój los jest zakryty przez mgłę czasu. Symbol nieskończoności daje wskazówkę... Twoja rola jeszcze nie została wypełniona. Przyjdzie twój czas, jednak nie teraz....
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pią 13:53, 27 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Sob 12:30, 10 Gru 2011 |
|
Epizod IV. Poszukiwania cz. I
Dziewięć miesięcy później.
Ze względu na rozległe obrażenia, jakie poniósł Sebastian, wampir musiał na pewien czas zrezygnować z wykonywania bardziej niebezpiecznych misji. Dla Lorda Sarafan nie miało to na razie większego znaczenia. Wszystko postępowało tak, jak zamierzał. Sebastian skupił się na pracy w biurokracji. Jak się okazało po raz kolejny, sługa Wielkiego Mistrza doskonale wiedział jak postępować ze wszystkimi rodzajami gryzipiórków. Pracował niezależnie od organów rządzących, mając jednocześnie nad nimi pełnię władzy. Odpowiadał jedyne przed samym Lordem Sarafan, który wiedział doskonale, że Sebastian wypełni powierzone mu zadania co do joty.
Głowę Wielkiego Mistrza zaprzątały zdecydowanie ważniejsze sprawy. Przez ostatnie dziesięciolecia umacniał swoją władzę, dusząc w zarodku wszelkie przejawy oporu. Nic nie mogło przeszkodzić jego planom. Oczywiście pozostawał Vorador, ale starożytny wampir nie był w stanie przeciwstawić się Lordowi Sarafan. Szczególnie kiedy Soul Reaver był przeciwko niemu. Wielki Mistrz dostrzegał słodką ironię: to Vorador wykuł Reavera, a legendarny Janos Audron obdarzył broń Mrocznym Darem. W swej arogancji pragnęli stworzyć instrument ostatecznej zagłady rasy Hyldenów. Generał nie mógł się doczekać, aż zatopi to zimne ostrze w ich czarnych sercach, kiedy nadejdzie czas. Ten czas już się zbliżał.
Lord Sarafan kroczył pewnie przed siebie, pod nogami obutymi w złotą, pancerną zbroję chrzęścił piach i unosił się kurz. Przywódca Zakonu obserwował uważnie całą okolicę. Znalazł się w Kanionach, wyjątkowo niegościnnej części Nosgoth, gdzie żadna żywa istota nie mogła być bezpieczna. Powietrze było ciężkie, unosiła się w nim groźba, poczucie zagrożenia. Same widoki były dość monotonne, ot szereg skał i tuneli. Żadnej roślinności. Same skały oraz otwarte przestrzenie. Na szczęście Lord Sarafan nie przybył tutaj, by zwiedzać. Miał własne zadanie do wypełnienia. Hylden z poczuciem celu jest niepowstrzymany, szczególnie kiedy mówimy o władcy Nosgoth.
Nie był jednak sam. Prowadził ze sobą czterech wojowników swej rasy. Rzucali się w oczy wszystkim, od wyglądu po broń. Charakterystycznymi cechami Hyldenów były wypustki wyrastające z czaszki, jak również święcące intensywną zielenią oczy. Wydawały się jednak bladymi punktami w porównaniu z płomieniami uchodzącymi z oczu Wielkiego Mistrza. Zamiast stóp mieli kopyta, chudsze i dłuższe niż te u wampirów. Nosili jedynie biodrowe przepaski, rezygnując ze zbroi na rzecz zwinności i ogromnej wytrzymałości. Byli uzbrojeni w czarne, zaostrzone ostrza o długości liczącej sobie rozpiętość ich ramion. Nadawały się do cięć, jak również do pchnięć, można było również nimi łatwo blokować ciosy. Czyniło je to wyjątkowo uniwersalnymi. W obecnych czasach Wojownicy Hyldenów nie byli zbyt często widziani, ale starożytne legendy głoszą, że wielokrotnie przyczyniali się do zwycięstw nad znienawidzonymi Antycznymi.
Generał Hyldenów normalnie kazałby zmienić im się w ludzi, ale w tak odludnym miejscu nie musieli już kryć swej prawdziwej natury. Wciąż zmierzali przed siebie, w sobie tylko znanym kierunku. Czasami spotykali roztrzaskane wozy lub ciała kupców. Kaniony były niegdyś jednym z ważniejszych szlaków handlowych. Obecnie ich rola znacząco zmalała, głównie przez tajemnicze zniknięcia. Kupcy i bandyci znikali. Nocami słyszano makabryczne krzyki i jęki, znikali ludzie. Okolica szybko zaczynała się wyludniać. Śledztwo Sarafan nie było w stanie nic wykazać. Raport ostatniego patrolu pochodził sprzed trzech tygodni. Tydzień temu znaleziono starannie objedzone, rozkładające się resztki. Jedno z ciał miało symbol Sarafan na rozdartej zbroi.
Stało się jasnym, że tutaj potrzeba czegoś więcej, by rozwiązać zagadkę. Wielki Mistrz domyślał się, kto mógł tutaj mieszkać. Równocześnie szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Ten zbieg okoliczności nie mógł być przypadkowy. Nie wziął ze sobą wielkiej świty oprócz kilku zaufanych wojowników, pragnąc nie ściągać większej uwagi na swe działania. Im mniej wróg wie, tym lepiej. Ludzie byli zbyt słabi, by zmierzyć się z tajemniczymi istotami. Oczywiście mógłby wysłać Sebastiana, ale wampir jeszcze nie był w pełni uzdrowiony. Przez twarz Lorda Sarafan przemknął cień, kiedy przypomniał sobie o Magnusie. Zdał sobie sprawę, że Sebastian nigdy nie osiągnie takiego poziomu potęgi. Obrażenia, jakie odniósł mówiły same za siebie. Powinien był nie okaleczać trwale Magnusa...
Poczucie żalu i rozczarowania zniknęło, kiedy przypomniał sobie inną rzecz, która rzuciła mu się w oczy przy ich pojedynku. Magnus nigdy nie zdradziłby Kaina. Generał nawet kiedy zmiażdżył umysł wampira, był w stanie ciągle wyczuć w nim odłamek opornej świadomości, wpół zatopioną wyspę w oceanie szaleństwa. Mógł wyrządzić mu najpodlejsze zbrodnie, wymierzyć sprawiedliwość jak każdemu wampirowi, skazać go na te same męki jakie sam przeżył na wygnaniu... To by nic nie dało. Lord otrząsnął się ze swych rozmyślań. To była przeszłość, kiedy wszystko się wahało. On jest przyszłością.
Podróż przebiegała dość sprawnie, oddział poruszał się bardzo szybko. Nie będąc ludźmi, Hyldeni męczyli się zdecydowanie wolniej co pozwalało im pokonywać dłuższe dystanse. Teren zmieniał się stosunkowo rzadko. Czasami trzeba było szukać drogi przez tunele, kiedy główne drogi zasypywały rumowiska skalne. Po drodze znajdowano kolejne ślady aktywności obcych sił.
***
Przed nimi znajdował się obalony dyliżans. Dość archaiczny, napędzany siłą koni niczym chłopski wóz. W czasach postępujące industrializacji na mechanizmy napędzane parą lub energią glyphów nie mogli sobie pozwolić jedynie ubodzy. Właściciele musieli należeć do tej grupy Nieszczęsne zwierzęta zostały już dawno temu pożarte, gdyż wokół leżały rozrzucone kości. Niektóre mogły należeć do ludzi, gdyż znaleziono kilka ludzkich czaszek. Lord Sarafan gestem kazał dwóm wojownikom zbadać pobojowisko. Udało im się wywnioskować, że walka była szybka i brutalna. Napadnięci ludzie nie mieli większych szans. Na kościach znaleziono ślady szponów i zębów.
Wielki Mistrz już zamierzał wydać rozkaz do dalszego marszu, kiedy zza uschniętych drzew i skał zaczęły wyłaniać się tajemnicze istoty. To były Demony. Hyldeni dobrze znali tę rasę, gdyż Antyczni powołując Filary, wygnali ich do wymiaru demonicznego. Wygnańcy ujarzmili Demony, które stały się im poddane. Niestety ciężko utrzymać dyscyplinę w ich szeregach, co właśnie stało się jasno widoczne.
- To jacyś renegaci, mój panie. - zadudnił basem jeden z wojowników. - Zabijmy ich, by więcej nie szkodzili naszej sprawie.
Lord Sarafan pokręcił przecząco głową.
- Zabijanie nie ma sensu. To silne istoty, mogą nam oddać nieocenione usługi, jeśli dobrze nimi pokierować. Nasza rasa tak postępuje od wieków. Tradycja będzie trwać dalej nawet po naszym powrocie z Wygnania.
- Będzie jak każesz, Generale. - odparł ten sam Hylden. - Czekamy na twe rozkazy.
Lord Sarafan bez słowa zbliżył się do Demonów. Bliższa odległość pozwoliła na dokładniejsze oględziny. To były dziwne, przypominające insekty bestie, chodzące na cienkich odnóżach. Unosiły się lekko w powietrzu, a walcząc plują wyjątkowo żrącym jadem, który starannie rozbryzgują na ciałach swych ofiar. Dodatkowo atakują swymi zaostrzonymi odnóżami, zadając okrutnie precyzjne, kłute rany. Nauczyły się pokrywać swe kończyny jadem, co pozwoliło im wprowadzać truciznę głęboko w ciała swych ofiar. Substancja wydłużała czas reakcji, zadawała ból a w krańcowych przypadkach powodowała halucynacje.
- Kim jesteście i co tu robicie? Jakim sposobem znaleźliście się tutaj, z dala od naszych wpływów? - zapytał Wielki Mistrz.
Na przód wysunął się jeden z insektoidalnych demonów. Rozpostarł swe skrzydła i zasyczał groźnie. Zielone oczy zamigotały gniewnie. Zachowywał się jak kobra szykująca się do ataku. Demon miał usta, ale nie używał ich do mówienia.
- Nie znajdujemy się pod waszą kontrolą, Hyldeni. Jesteśmy wolni. - skrzeczący głos rozległ się w umyśle Lorda Sarafan.
Generał kurczowo zacisnął pięści.
- Czy ty wiesz z kim rozmawiasz, pędraku? Jak śmiecie sprzeciwiać się mej woli? - wysyczał.
- A wy jakim prawem zmieniliście mą rasę w niewolników?
- Prawo silniejszego. Czy jednak źle na tym wyszliście? Pragnęliśmy dokonać zemsty i tak też uczyniliśmy. Teraz żyjemy w Nosgoth. My Hyldeni nie zapominamy o tych, którzy nam pomogli, choćby byli instrumentami naszych planów. Wy jednak zapomnieliście, komu naprawdę służycie. - warknął Lord Sarafan. - Pokłońcie się swym prawdziwym władcom.
Demon zagulgotał głośno, co miało oznaczać śmiech. Pozostałe demony podchodziły co raz bliżej Hyldenów.
- Wasze moce kontroli są wobec nas bezużyteczne. Kieruje nami potężniejsza moc. Wy zaś zginiecie.
Lord Sarafan ściągnął Soul Reavera z pleców. Ostrze gładko wyszło ze specjalnie przystosowanej do kształtu pochwy. Wszystkim zdawało się, że usłyszeli, wysoki, pierwszy ton muzyki. Muzyki, którą można nazwać psalmem śmierci.
- Zatem muszę to uznać za akt zdrady. Nie pierwszy i nie ostatni. Nie zasłużyliście na Nosgoth. Reaver pożre wasze dusze.
Morze demonów zalało ich ze wszystkich stron.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pią 13:53, 27 Sty 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 1:19, 14 Gru 2011 |
|
Dużo tekstu, mało akcji. Ah, well... poczekam aż coś się zacznie dziać. W ramach narzekania:
Cytat: |
Przed nimi znajdował się obalony wóz. Dość archaiczny, napędzany siłą koni. |
A rower, dość archaiczny, jest napędzany siłą człowieka. Prawda? Prawda! A jak to dumnie brzmi!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Czw 18:47, 22 Gru 2011 |
|
Mogę dodać, że to nie jest całość. Dokończę i przyłączę resztę opowiadania (przez edycję jak przypuszczam), po prostu nie mam pewności kiedy to zrobię do końca, a nie chcę zbyt długo przynudzać / trzymać w niepewności / whatever.
------
Epizod IV. Poszukiwania cz. II
Lord Sarafan zaśmiał się okrutnie, kiedy wbił Reavera w czaszkę stojącego przed nim demona. Stwór zagulgotał, krew buchnęła mu z paszczy. Hylden z głośnym mlaśnięciem wyjął miecz z ciała, które upadło na ziemię drgając konwulsyjnie. Wyschnięta ziemia zaczęła chciwie spijać płynącą posokę, pożądając więcej. Ta przystawka przedstawiała zbyt nikłą wartość. Generał postanowił spełnić jej życzenie.
Zakotłowało się w tłumie owadzich demonów, kiedy zobaczyły śmierć ich przedstawiciela. Lord Sarafan wyczuł ich nienawiść, wzbierającą niczym fale przypływu. Nienawiść do Hyldenów, za to kim dla nich byli.
Mróz owionął serce Władcy Nosgoth, kiedy dotarło do niego wspomnienie. Pamiętał wojnę z Antycznymi. Od nich również biła taka sama wszechogarniająca nienawiść. Za to kim byli Hyldeni: odmieńcami, którzy zaprzeczali temu, co Antyczni śmieli nazywać "prawdą". Lord Sarafan odruchowo pragnął zaprotestować: "to nie nasza wina, to Antyczni, którzy bredząc o Kole i Starszym zaczęli burzyć piękne miasta, wyrzynać dumnych mieszkańców, to oni wygnali nas do waszego świata."
Jednak który władca tłumaczyłby się zbiegłym niewolnikom?
Generał oczyścił swój umysł i wskazał ręką kolejne Demony. Wojownicy Hyldenów zrozumieli rozkaz. Z potężnym bitewnym krzykiem natarli na zbuntowane sługi, siekąc bez opamiętania. W powietrzu fruwały kawałki odnóży i strumienie świeżej krwi, hyldeńskie ostrza wytrwale pracowały by zrobić przejście dla swego pana. Lord Sarafan dostojnie kroczył przed siebie, płaszcz o barwie purpury powiewał niczym mroczny całun. Soul Reaver nucił swą cichą pieśń. Oczy Władcy Nosgoth płonęły, kiedy wszyscy schodzili z jego drogi. On wskazywał po kolei wszystkie Demony i wymierzał straszliwą sprawiedliwość.
Reaver wytwarzał błękitne kule czystej energii z niewiarygodną precyzją i siłą uderzające w zgromadzone stwory. Pociski rozbryzgiwały się na ciałach Demonów, miażdząc ich ciała i pożerając dusze. Wyładowania energii również wypalały je od wewnątrz. Lord Sarafan kroczył dalej.
- Zdrajca. - strzał z Reavera. - Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca. - kolejne strzały i dekapitacja ostrzem. - Zdrajca. Wszyscy zdrajcy!
Niedobitki odskoczyły od swych oprawców i natychmiast uciekły. Z pewnością Hyldeni mogliby kontynuować pościg, ale Generał uznał, że wystarczy. Nie stanowili dla nich zagrożenia. Wojownicy wyczuli intencje swego wodza i natychmiast powrócili do szyku, bezceremonialnie depcząc ciała pokonanych przeciwników. Ruszyli dalej, pozostawiając za sobą pobojowisko, stanowiące prezentację siły, której nie wolno było zanegować.
***
Lord Hyldenów dalej prowadził swą drużynę przez niebezpieczne Kaniony. Czy zrządzeniem losu, czy z powodu innych przyczyn, nie spotkali na swej drodze żadnych przeszkód. Możliwe, że rzeź Demonów uczyniła na nich wystarczające wrażenie. Nawet Generał nie był w stanie domyślić się prawdziwej wersji wydarzeń. Ostatecznie uznał, że to nie ma już znaczenia.
W pewnym momencie trafili na wejście do jaskini, wydrążone w dość stromym wzgórzu o wysokości piętnastu metrów. Po drodze przechodzili przez wiele podobnych, ale Lord Sarafan poczuł, że musi tam wejść. Mógłby to nazwać przeznaczeniem, ale to słowo obrzydło mu okrutnie. Antyczni wymieniali je tyle razy przy tysiącach różnych okazji - od okrzyków wojennych, przez uzasadnianie swych racji po groźby.
Mimo wszystko wejście wyglądało dość obiecująco. Przejście miało trzy metry wysokości i pięć szerokości. Czyli będzie można będzie iść obok siebie i jednocześnie stawić czoła potencjalnym zagrożeniom. Generał zastanawiał się dlaczego ktoś urządził sobie kryjówkę w wzgórzu które widać z daleka. Krajobraz był dość nizinny. Ktoś, kto mógł tu przybywać czuł się wystarczająco potężny, by sobie poradzić z niebezpieczeństwem.
Pewnie nigdy nie spotkał Lorda Sarafan.
Drużyna wkroczyła do środka. Szli jeden obok drugiego, w szeregu. Na przedzie kroczył Wielki Mistrz, który nie okazywał najmniejszego lęku. Spokój przywódcy udzielał się jego podwładnym, nawet ostrożniejsi Hyldeni poczuli się pewniej.
Tunel biegł prosto jak strzała, bez żadnych zakrętów ani skrzyżowań. Lord Sarafan zaczął czuć się... Dziwnie. Poczuł mrowienie w potylicy. Potarł się, ale wrażenie nie ustąpiło. Nie pozwolił, by coś tak przyziemnego rozproszyło jego uwagę, ale teraz stawiał ostrożniejsze kroki. Drużyna miała broń w gotowości na wypadek zasadzki, nieważne kto miałby być jej autorem. Ściany tunelu były starannie wyrzeźbione, przejście bardziej przypominało korytarz niż typowy górniczy tunel. Hyldeni dostrzegali wzory pokrywające ściany, ale ich znaczenie pozostawało zagadką. Generał wiedział, że to litery pierwotnego, zapomnianego języka Hyldenów. Nawet on nie znał tej mowy, jej znaczenie poszło w zapomnienie nawet za czasów jego młodości. Jedynie najstarsi Hyldeni znali ten szlachetny język, spisali w nim wiele dzieł, które potem przetłumaczono na bardziej współczesną wersję.
Generał po raz kolejny przeklnął Antycznych za skazanie ich na wygnanie i zniszczenie ich kultury. Odwrócił się do swych żołnierzy, a jego oczy, pełne nienawiści, płonęły.
- Widzicie? Ślady naszej kultury, dziedzictwa, które utraciliśmy, a miało być nasze. - wyszeptał. - Odebrane przez przeklęte wampiry i ich fałszywego Boga. Wszystko stracone, zapomniane. Odzyskamy, to co nam należne. Przysięgam.
Hyldeni pochylili głowy w pokorze, ale efekt psuł grymas gniewu i płonące oczy. Poglądy na tę sprawę pokrywały się z poglądami ich przywódcy.
- Nosgoth jest nasze, ale wciąż pozostały wampiry do zniszczenia. Przed nami wiele pracy, ale przyszłość należy do nas. Na gruzach Filarów rozpoczęła się nowa epoka, a pomnik jaki po nas pozostanie, przetrwa wieczność. - dokończył Generał.
Ruszyli dalej, zdeterminowani by zgłębić całą prawdę do końca. Znajdowali liczne hyldeńskie malowidła sprzed czasów Wygnania. Czas i warunki zewnętrzne miały wpływ na ich jakość oraz kolor, ale niewiele trzeba, by przywrócić je do dawnej świetności. Hyldeni kroczyli, przypominając sobie o przeszłości swej rasy. Wspomnienia musiały jednak ustąpić miejsca teraźniejszości, gdy dotarli do końca tunelu.
Na ich drodze stały potężne wrota, prawdopodobnie wykonane z wzmocnionego magią dębu. Na drzwiach namalowana była twarz młodej Hyldenki. Wyglądałaby dość ludzko, gdyby nie charakterystyczne wypustki wychodzące z głowy zamiast włosów. Oprócz tego można było dostrzec, że jak każdy Hylden nie miała rzęs ani brwi, choć posiadała zaznaczające się łuki brwiowe. Według standardów tej rasy była piękna.
Lord Sarafan gwałtownie pchnął drzwi.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 2:35, 30 Gru 2011 |
|
Cytat: |
Pociski rozbryzgiwały się na ciałach Demonów, miażdząc ich ciała i pożerając dusze. Wyładowania energii również wypalały je od wewnątrz. |
Pociski nie wysysają dusz, tylko przebicie Reaverem. Poza tym co to znaczy, że "wyładowania wypalały od wew."?
Cytat: |
... nie spotkali na swej drodze żadnych przeszkód. Możliwe, że rzeź Demonów uczyniła na nich wystarczające wrażenie. |
To wygląda tak, jakby rzeź wywarła wrażenie na przeszkodach. Poza tym wydaje mi się, że "zrobiła" będzie jednak lepsze niż "uczyniła".
Cytat: |
W pewnym momencie trafili na wejście do jaskini, wydrążone w dość stromym wzgórzu o wysokości piętnastu metrów. Po drodze przechodzili przez wiele podobnych, ale Lord Sarafan poczuł, że musi tam wejść. |
Nie sądzę, by wiedza ile to wzgórze miało dokładnie metrów było komukolwiek do czegokolwiek potrzebne, ale spoko. Poza tym skoro "przechodzili przez wiele podobnych", po co to "musi"? To wygląda tak jakby po drodze przechodzili przez dziesiątki korytarzy, a w ten w 15-sto m. wzgórzu to już koniecznie musieli wejść.
Cytat: |
Mimo wszystko wejście wyglądało dość obiecująco. Przejście miało trzy metry wysokości i pięć szerokości. Czyli będzie można będzie iść obok siebie i jednocześnie stawić czoła potencjalnym zagrożeniom. Generał zastanawiał się dlaczego ktoś urządził sobie kryjówkę w wzgórzu które widać z daleka. Krajobraz był dość nizinny. Ktoś, kto mógł tu przybywać czuł się wystarczająco potężny, by sobie poradzić z niebezpieczeństwem. Pewnie nigdy nie spotkał Lorda Sarafan. (...) Szli jeden obok drugiego, w szeregu. |
Będę krzyczeć! To jak jest nizinny, to co tam robią te wzgórza?! WTF?! AAAaaa! Poza tym ten fragment kompletnie nie ma sensu. Tu o wzgórzach, potem o nizinach, potem o jakimś niebezpieczeństwie. Jakiś obłęd. I na doczepkę jeszcze jakiś "ktoś" (kto przebywa).
Cytat: |
ale teraz stawiał ostrożniejsze kroki. |
Może zamiast "ale" dać "mimo to". Byłoby lepiej.
Cytat: |
Drużyna miała broń w gotowości na wypadek zasadzki, nieważne kto miałby być jej autorem. |
Jak to kto?! Ten ktoś, zdradziłeś wcześniej, że tu jest. Kolejny błąd, od razu czytelnik wie, po co tu przyszli.
Cytat: |
Jedynie najstarsi Hyldeni znali ten szlachetny język, spisali w nim wiele dzieł, które potem przetłumaczono na bardziej współczesną wersję. |
A to Lord Sarafan nie jest najstarszy? W końcu to władca, to wydawało mi się zawsze, że to on wie najwięcej.
Cytat: |
Czas i warunki zewnętrzne miały wpływ na ich jakość oraz kolor |
Wiem o co chodzi, tylko trochę głupio to brzmi, bo ni są... cóż... wewnątrz. Może lepiej napisać coś w stylu: "Malowidła były zatarte i wyraźnie nadgryzione zębem czasu"?
Cytat: |
prawdopodobnie wykonane z wzmocnionego magią dębu |
Szkoda, że nie z paneli! A najlepiej z sośniny! A na poważnie, raczej głupio to wygląda, zwłaszcza, że Hyldeni kochają się raczej w zimnych rzeczach takich jak metal i kamień. Drewno całkiem tu nie pasuje.
Cytat: |
Na drzwiach namalowana była twarz młodej Hyldenki. Wyglądałaby dość ludzko, gdyby nie charakterystyczne wypustki wychodzące z głowy zamiast włosów. Oprócz tego można było dostrzec, że jak każdy Hylden nie miała rzęs ani brwi, choć posiadała zaznaczające się łuki brwiowe. Według standardów tej rasy była piękna. |
No wypisz-wymaluj!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Pią 11:50, 30 Gru 2011 |
|
Zacznę od końca, ten zielony zgred w pierwszym momencie (szybko przewijałem), nieco mnie wystraszył.
Bardziej chodziło mi o coś takiego, może mam dziwny gust do kobiet, ale dla mnie może być:
Jak zwykle skrewiłem sprawę z opisami.
Cytat: |
Pociski nie wysysają dusz, tylko przebicie Reaverem. Poza tym co to znaczy, że "wyładowania wypalały od wew."? |
Trochę tu bajerów i innych ozdobników, by wszystko wyglądało bardziej przerażająco. Może i pociski nie wysysają dusz, ale kto by to pamiętał oprócz ciebie, mój ty Robaczku.
Cytat: |
To wygląda tak, jakby rzeź wywarła wrażenie na przeszkodach. Poza tym wydaje mi się, że "zrobiła" będzie jednak lepsze niż "uczyniła". |
Nikt na nich nie napadał, ale racja, trzeba to sformułować trochę inaczej.
Cytat: |
Nie sądzę, by wiedza ile to wzgórze miało dokładnie metrów było komukolwiek do czegokolwiek potrzebne, ale spoko. Poza tym skoro "przechodzili przez wiele podobnych", po co to "musi"? To wygląda tak jakby po drodze przechodzili przez dziesiątki korytarzy, a w ten w 15-sto m. wzgórzu to już koniecznie musieli wejść. |
Lord Sarafan wyczuł zakłócenie w Mocy. Kierowany przeczuciem, uznał że sobie tam wejdzie, bo spotka coś ważnego.
Cytat: |
Będę krzyczeć! To jak jest nizinny, to co tam robią te wzgórza?! WTF?! AAAaaa! Poza tym ten fragment kompletnie nie ma sensu. Tu o wzgórzach, potem o nizinach, potem o jakimś niebezpieczeństwie. Jakiś obłęd. I na doczepkę jeszcze jakiś "ktoś" (kto przebywa).
|
Chyba znowu się przejechałem, a nie wiem jak dokładniej to wyrazić. Mógłbym powiedzieć, że wyszli z łańcucha górskiego, ale wtedy nie będą już w Kanionach... Cholera, to naprawdę nie ma sensu.
Cytat: |
ak to kto?! Ten ktoś, zdradziłeś wcześniej, że tu jest. Kolejny błąd, od razu czytelnik wie, po co tu przyszli. |
Nie wiem czy dobrze to zrozumiałem, ale Lord Sarafan z ekipą dadzą popalić każdemu, kto spróbuje ich zaatakować. Nieważne kim będzie.
Cytat: |
A to Lord Sarafan nie jest najstarszy? W końcu to władca, to wydawało mi się zawsze, że to on wie najwięcej. |
A ten Hylden King z Dark Prophecy nie był starszy? Może jeszcze Seer, choć co do niej nie jestem zbyt pewny, pewnie ona i Lord Sarafan byli rówieśnikami.
Cytat: |
Wiem o co chodzi, tylko trochę głupio to brzmi, bo ni są... cóż... wewnątrz. Może lepiej napisać coś w stylu: "Malowidła były zatarte i wyraźnie nadgryzione zębem czasu"? |
To będzie dobre!
Cytat: |
Szkoda, że nie z paneli! A najlepiej z sośniny! A na poważnie, raczej głupio to wygląda, zwłaszcza, że Hyldeni kochają się raczej w zimnych rzeczach takich jak metal i kamień. Drewno całkiem tu nie pasuje.
|
Dzięki za sugestię, prawdę mówiąc nie wiem, czy te ich machiny z BO2 to wynik kooperacji z ludźmi, czy od początku (wojna ze Starożytnymi) dysponowali taką technologią. Budowa Device daje tutaj wskazówkę, ale nie byłem do końca pewien.
No przynajmniej tę część poprawię i będę mógł połączyć z resztą (która potem też pewnie będzie wymagać korekty, hahaha)
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pią 11:52, 30 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Pią 15:02, 20 Sty 2012 |
|
Sprawy organizacyjne:
1. Część I ukaże się w wersji remastered, więc spokojnie. Jeszcze nie wrzucać.
2. Wytykać błędy przy tym kawałku. Coś nielogicznego/niezrozumiałego/cholera wie co jeszcze, może się znaleźć.
3. Trochę tutaj wciskam kit i własne wyobrażenia dotyczące Hyldenów, ale chyba mogę. Poruszyłem tutaj sprawę pewnej przepowiedni, dotyczącej pewnej ważnej postaci w fabule SR2 (ona sama się pojawia w stanie, cóż, trwale martwym), ale trochę ją zmodyfikowałem.
4. Tę część połączę z tą, którą wydam w remastered edition.
Czyli będzie: Epizod IV Cz. I + Epizod IV Cz. II
No nie wiem, co jeszcze? Na razie chyba wszystko. Zapraszam do lektury. Dzisiaj imieniny Sebastiana, no to wypadało coś skrobnąć. A konkurencja może też nie śpi (greetings Robaczku)
-------------------
Skrzydła rozsunęły się na boki i mocno uderzyły o ściany. Hyldeni wkroczyli do pomieszczenia. Ich oczom ukazał się niezwykły widok.
Znaleźli się w miejscu przypominającym kościół. Budynek został zbudowany na planie koła i zwieńczony na szczycie kopułą o kształcie czaszy. Szare ściany były ozdobione wyrzeźbionymi scenami z historii Hyldenów - ich codziennego życia w Nosgoth, wiedzy o sztuce i filozofii. Kolumny były ustawione poziomych liniach tworząc cztery rzędy po cztery kolumny utrzymujące wszystko w miejscu. Gęsty mrok rozjaśniały pochodnie przymocowane do kolumn. Zielony płomień rozpraszał ciemności, prawdopodobnie energia glyphów miała swój udział również tutaj, jednak nie było widać żadnych przełączników, możliwe że zostały ukryte we wnętrzach kolumn. W nawie głównej były rozmieszczone dwa rzędy po kilkanaście kamiennych ław. W obu nawach bocznych było rozmieszczone po jednym rzędzie ław. W miejscu gdzie powinien być ołtarz, znajdowała się jedynie wysoko umieszczona ambona. Na jej środku był wyrzeźbiony znak z języka Hyldenów oznaczający "mów i wysłuchaj". Brakowało tutaj jakichkolwiek przedmiotów użytku sakralnego.
Lord Sarafan spotkał się już z czymś takim. Miejsce Spotkań Rady. Znalazł się w budynku, który służył rajcom danego hyldeńskiego miasta do spotykania się i obradowania nad sprawami polityki. Symbol na ambonie był tradycyjnym oznaczeniem, obowiązującym do wysłuchiwania racji każdej strony w dyskusji. Lord Sarafan domyślił się, że trafił do utraconego podziemnego miasta. Miejsce to nie znajdowało się specjalnie daleko od Bramy Hyldenów, która również była miastem należącym do jego rasy. O ile jednak Brama została ponownie zasiedlona, to miejsce pozostało zapomniane, Wygnanie zatarło pamięć o wielu sprawach. Wiązanie Filarów zmusiło ich do odejścia i porzucenia wszystkiego, co mieli.
Brak przedmiotów sakralnych nie zdziwił Generała. To miejsce było użytku świeckiego, zresztą Hyldeni nie znali czegoś takiego jak "kościoły", nie było im to potrzebne, gdyż nie wierzyli w coś, co Ludzie i Antyczni nazywali "siłami wyższymi", a już na pewno nie wierzyli w Starszego, którego darzyli szczerą nienawiścią, jako symbol Starożytnych próbujących ich kontrolować. Zatwardziały ateizm Hyldenów doprowadzał Wampiry do szału, co było jedną z przyczyn wielkiej wojny.
Drużyna Lorda Sarafan nawet się nie spostrzegła, kiedy zaskoczyła ich tajemnicza istota, której nigdy nie spotkali.
- Witajcie, Wygnańcy. - powiedziała. Miała kobiecy głos, a światło latarni rozświetliło jej ciało. Hyldeńskie ciało.
Wiedząca stanęła twarzą w twarz przed przywódcą, mierząc go uważnie wzrokiem. Choć czas i miejsce jej narodzin nie zachowały się w żadnych opisach ani podaniach, miała spory wpływ na życie Nosgoth. Celowała w przepowiedniach i proroctwach, zdobywając sobie wielką sławę, choć ją samą niewielu widziało na oczy. Jej enigmatyczne słowa sprawdzały się na różne sposoby. Z bardziej współczesnych wydarzeń można dodać, że przepowiedziała upadek Williama Sprawiedliwego co doprowadziło do eksterminacji całej rasy, jedynie Kain ocalał z masakry. Wiedząca nosiła się skromnie, jej strój był prowokujący, składający się z dwóch przepasek na piersi i biodra, prezentujący młode, nieskażone klątwą starości ciało. W odróżnieniu od Wygnańców, jej cera była zdrowa i lekko rumiana. Posiadała długie, proste brązowe włosy opadające na plecy. Miała też dwa grzebieniaste wypustki wychodzące z czaszki na miejscu uszu co jednak pasowało do jej rysów twarzy.
Generał najszybciej otrząsnął się z zaskoczenia.
- Witaj, nieznajoma. Co robisz w tym zapomnianym miejscu? Wyglądasz zupełnie inaczej niż ma rasa.
- Jesteśmy jednak spokrewnieni, będąc oboje Hyldenami.. Nie znalazłam się razem z wami w Świecie Demonów, do którego wysłali was Starożytni. To dlatego wyglądam tak, jak przedstawiają to malowidła wcześniej przez was odkryte. Właśnie tacy byliśmy kiedyś, wiele straciliśmy - wytłumaczyła.
- Jak... Uniknęłaś Wygnania? - wykrztusił Lord Sarafan. - Przecież to niemożliwe, cała nasza rasa musiała odejść. Czemu nie ty?
- Nie tylko ja, Generale. Nie jestem jedyną, która uniknęła tak tragicznego losu. Wiesz, kto tutaj leżał uśpiony przez millenia, czekając na przebudzenie w odpowiednim czasie? Król.
Hyldeni zadrżeli na samo wspomnienie. Czy ich prawowity władca w końcu do nich powróci? Lord Sarafan przejął władzę nad tym co zostało z jego rasy. Czy miałby teraz złożyć hołd temu, który nie cierpiał razem z nimi, tylko... Spał? W sercu Generała zakiełkowało ziarno buntu, ogarnęły go mieszane uczucia. Co miał o tym wszystkim myśleć?
- Nie wiem, czy możemy ci ufać. Minęło wiele czasu. Gdzie jest teraz król? - zapytał.
- Nie znajdziesz go w tej części Nosgoth. Znajduje się poza twoim zasięgiem i nie masz żadnego wpływu na to, co się tam dzieje. Nie jesteś w stanie zrobić absolutnie nic. - odrzekła Wiedząca.
- Jak śmiesz tak bezczelnie do mnie przemawiać?! Rozmawiasz z władcą Nosgoth, który przywrócił należne nam miejsce! - warknął Generał. - Ciężkim wysiłkiem, zwyciężyliśmy nad Stworami Nocy.
- Do zwycięstwa jeszcze daleka droga. Poza waszą percepcją toczy się ostateczna gra w odległej przyszłości Nosgoth, ale jej ostatni akt ma swe miejsce w teraźniejszości. Wynik tej walki zadecyduje o ostatecznym kształcie tego świata. - wyjaśniła.
- Cóż to za dziwne słowa? Zagadka, która po udzieleniu jednej odpowiedzi daje trzy nowe pytania? Wytłumacz się ze swych metafor nim stracę resztę pozostałej mi cierpliwości. Wiele ryzykowałem, by znaleźć odpowiedzi, nie odejdę zanim nie dowiem się wszystkiego. - zagroził Lord Sarafan.
Wiedząca żachnęła się lekko.
- Nie tylko ty ryzykowałeś. A może nie zdajesz sobie sprawy, że jako jedyny jesteś w stanie mnie zniszczyć? Nosisz przy sobie instrument mej możliwej zagłady. Jednak nie jestem bezbronna.
- Odpowiedz na me pytania, a odejdę w pokoju. - obiecał Wielki Mistrz. - Hylden nie powinien podnosić ręki na Hyldena. A przynajmniej nie bez powodu... Mów szybko, czas jest na wagę złota.
Wiedząca zbliżyła się o parę kroków bliżej do Generała, który spoglądał na nią podejrzliwie. Kobieta nie zdradzała żadnych objawów zaniepokojenia, nawet kiedy spoglądała mu głęboko w oczy. Lord Sarafan, chociaż miał wolę silniejszą od stali, a oczy płonące piekielnym ogniem, z ledwością wytrzymał chłodne spojrzenie Wiedzącej. Wydawało mu się, że zobaczył bezdenną studnię w której spada co raz niżej i niżej, błagając o śmierć, która nie nadejdzie.
- Twoje sztuczki nie zadziałają na mnie. - zaprzeczył groźnie. - Nie odejdę, dopóki nie uzyskam tego, po co tu przybyłem. Dobrze o tym wiesz, zatem przestań się ze mną droczyć.
- Twój brak szacunku zdumiewa, jednak jedynie wielcy mogą sobie na to pozwolić, a ty należysz do wielkich, Generale. Okoliczności jednak nie pozwalają nam na uprzejmości, zatem przejdę do sedna sprawy. Król Hyldenów uniknął Wygnania to prawda, to miejsce było niegdyś obłożone niezwykle potężną, ochronną magią. Król udał się tam razem z najbliższym otoczeniem. Zapadli tam w sen, który trwał millenia. Kiedy jednak Filary przestały istnieć, przyszła pora na ich przebudzenie. Miejsc takich jak to jest znacznie więcej, uśpieni tam Hyldeni już dawno wyszli na wolność. Teraz jednak zniknęli z oczu żyjących i nie mamy wpływu na ich dalsze losy. Możliwe, że tak miało się stać. Teraz to bez znaczenia.
- Więcej... Wielu Hyldenów? Dlaczego nie wszyscy? - zapytał Wielki Mistrz. - Czym oni się zasłużyli, że my nie mogliśmy zrobić tego samego?
- Nie zdołalibyśmy ocalić wszystkich, większośc z nas walczyła na polach bitew całego Nosgoth ze Starożytnymi, pamiętasz Generale? Tylko nieliczni mieli czas by się uchronić przed Wygnaniem.
Lord Sarafan wyciągnął zaciśniętą pięść zaraz pod jej twarz, wyglądał jakby zamierzał uderzyć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Wycofał rękę.
- Twoje informacje są bezużyteczne, w niczym mi nie pomogą. Takie sprytne półsłówka nie pomogą wam się ukryć. Znajdę was i wtedy poznam całą prawdę.
- Zatem poszukaj odpowiedzi na własną rękę. Zanim jednak odejdziesz, chyba mogę powiedzieć ci o czymś, co może pomóc twej sprawie. - rzekła Wiedząca. - Kiedy ty umacniałeś swą władzę, wampiry sprawiały wrażenie jakby zapadły się pod ziemię, prawda? To pułapka. Musisz natychmiast wracać do Meridian, twoja nieobecność została odkryta, w twoim otoczeniu znalazł się zdrajca.
Generał Hyldenów stężał, jakby odkrył straszliwą prawdę. Elementy układanki, którą próbował rozwiązać od pewnego czasu, powoli układały się w straszliwą całość. Jego oczy wyrażały zdumienie, że znalazł się ktoś wystarczająco przebiegły, bo oszukać Hash'a'gika, Mistrza Manipulacji.
- Co...? Jak...? Niemożliwe! Kto jest zdrajcą? Męki Wygnania będą niczym w porównaniu z tym, co ja z nim każę zrobić! - ryknął.
-Przewodniczący Meridiańskiej Gildii Kupców, oburzony na rozległe podatki, jakie ostatnio nałożyłeś, skuszony pragnieniem nieśmiertelności i bogactwa. Blisko twego otoczenia, posiadający najlepszych szpiegów. Od pewnego czasu należy do Cabal. Przez ostatnie pięć lat wspólnie przygotowali grunt pod bunt, wielkie powstanie przeciw władzy Sarafan w całym Nosgoth. Jeszcze masz szansę temu zapobiec, a przynajmniej jak najszybciej zdławić bunt.
- Zatem trzeba działać niezwłocznie. Dziękuję ci za pomoc, nie zapomnę tej przysługi. - Lord Sarafan skłonił się lekko przed Hyldenką.
- Przyjmij jeszcze jedną poradę. Soul Reaver to klucz do twego zwycięstwa. Jednak Kamień Nexus to rzecz jeszcze ważniejsza. Strzeż go niczym własnego życia, inaczej niewiele czasu ci pozostanie by wszystko naprawić przed katastrofą. Cienie przeszłości potrafią zniszczyć nawet najbardziej świetlaną przyszłość...
Z tymi słowami, Wiedząca zniknęła w rozbłysku wirującej, fioletowej energii. Zapadła kamienna cisza, przerywana oddechami pozostałych Hyldenów. Lord Sarafan odwrócił się do swych żołnierzy.
- Cokolwiek się stanie, pamiętajcie, że jesteście Hyldenami. Żaden człowiek ni żaden Stwór Nocy, nie stanie nam na drodze. Nosgoth jest prawomocnie nasze i tak pozostanie na wieczność... - powiedział, zanim oni również zniknęli w rozbłysku energii, tym razem zielonej.
***
Znaleźli się w mieście, zaraz za bramą prowadzącą do Kanionów. Do ich uszu dotarły odgłosy walki, szczęk oręża, krzyki rannych i wrzaski umierających. Do ich nozdrzy dotarł swąd spalenizny, a ich twarze poczuły fale gorąca. Znaleźli się w oku cyklonu i nie wiedzieli, jaki jest jego zasięg.
Meridian płonęło.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pon 22:09, 23 Sty 2012, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
robaczek
Starożytny wampir
Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 1:22, 21 Sty 2012 |
|
Cytat: |
Jeszcze nie wrzucać. |
Ale ja już wrzuciłam. Najwyżej jak poprawisz cz.1, to wrzucę jeszcze raz. Tylko ją sformatowałam, bo myślałam, że cz.2 będziesz poprawiał czy jakoś. Myślałam, że cz.1 jest ok. Później coś wymyślimy.
Cytat: |
A konkurencja może też nie śpi (greetings Robaczku) |
Możesz sobie pomarzyć. Ja ostatnio zrobiłam shouta i mam dość grzebania się w literkach na jakiś czas (żebyś ty mnie przy tym widział... facepalma zaliczałam co jakieś 10min. ). A tu jeszcze DC SR1 czeka... aż mnie zgroza łapie...
A teraz do sprawdzania...
---------------------------------------------------
Cytat: |
zwieńczony na szczycie kopułą o kształcie czaszy |
Tak z zasady kopuła jest... cóż... okrągła! A może być jakaś inna?
Cytat: |
Kolumny były ustawione w[?] poziomych liniach tworząc cztery rzędy po cztery kolumny utrzymujące wszystko w miejscu |
Znaczy... jak one były ustawione? Kompletnie nie rozumiem tych "poziomych linii", ale nie przejmuj się, pewnie tylko ja tak mam.
Cytat: |
Gęsty mrok rozjaśniały pochodnie przymocowane do kolumn.
Zielony płomień rozpraszał ciemności, prawdopodobnie energia glyphów miała swój udział również tutaj, jednak nie było widać żadnych przełączników, możliwe że zostały ukryte we wnętrzach kolumn. |
To w końcu pomieszczenie rozświetlały pochodnie, czy energia glifów? Zdecyduj się na coś. W ogóle to całe zdanie z glifami mi jakoś nie pasuje... takie sztuczne.
Cytat: |
W nawie głównej były rozmieszczone dwa rzędy po kilkanaście kamiennych ław. W obu nawach bocznych było rozmieszczone po jednym rzędzie ław. |
Może ja się nie znam, ale jak budynek jest na planie koła, to... jest okrągły... więc skąd w nim nawy?
Cytat: |
wysoko umieszczona ambona. |
Jeszcze nigdy nie widziałam ambony umieszczonej nisko. To jest właśnie jej sekret: zawsze jest gdzieś wysoko. Kiedyś nie było mikrofonów, więc ksiądz wygłaszał kazania z ambony, żeby owieczki mogły go lepiej słyszeć.
Cytat: |
Brakowało tutaj jakichkolwiek przedmiotów użytku sakralnego. |
To zdanie jest jakieś wyrwane z kontekstu. Co właściwie powiedzieć w odniesieniu do akapitu? Wydaje mi się po prostu wciśnięte na siłę.
Cytat: |
Lord Sarafan spotkał się już z czymś takim. Miejsce Spotkań Rady. Znalazł się w budynku, który służył rajcom danego hyldeńskiego miasta do spotykania się i obradowania nad sprawami polityki. |
Co ma mi to "dane" miasto powiedzieć i jaki to ma w ogóle związek z resztą? Danego hyldeńskiego miasta... wcześniej o żadnych miastach nie wspominałeś, a tu ni z gruszki, ni z pietruszki wyskakujesz z jakimiś miastami. Jak coś opisujesz, to rób to tak, żeby czytelnik się nie gubił.
Cytat: |
Symbol na ambonie był tradycyjnym oznaczeniem, obowiązującym (zobowiązującym[?]) do wysłuchiwania (wysłuchania[?] wysłuchiwania sugeruje, że to jakaś kara... niczym lekcje religii (hehe, prowokacja!) w szkole) racji każdej strony w dyskusji. Lord Sarafan domyślił się, że trafił do utraconego podziemnego miasta. |
No, i tam o jakichś miastach, po czym dwa zdania o jakichś obradach i znowu o miastach. Kompletny miszmasz.
Cytat: |
Miejsce to nie znajdowało się specjalnie daleko od Bramy Hyldenów, która również była miastem należącym do jego rasy. O ile jednak Brama została ponownie zasiedlona, to miejsce pozostało zapomniane, Wygnanie zatarło pamięć o wielu sprawach. Wiązanie Filarów zmusiło ich do odejścia i porzucenia wszystkiego, co mieli. |
To powinno być właśnie, gdy pierwszy raz wspomniałeś o miastach. Taki tip: akapity nie są po to, by utrudnić życie autorowi, tylko dzielić tekst na logiczne(!) części. Objaśnię ci to na GG... może (leń mnie dopadł, co poradzę? )
Cytat: |
Brak przedmiotów sakralnych nie zdziwił Generała. To miejsce było użytku świeckiego, zresztą Hyldeni nie znali czegoś takiego jak "kościoły". (tu raczej kropka, a nie przecinek) Nie było im to potrzebne, gdyż nie wierzyli w coś, co Ludzie i Antyczni nazywali "siłami wyższymi", a już na pewno nie wierzyli w Starszego, którego darzyli szczerą nienawiścią, jako symbolu[?] Starożytnych próbujących ich kontrolować. Zatwardziały ateizm Hyldenów doprowadzał Wampiry do szału, co było jedną z przyczyn wielkiej wojny. |
Cytat: |
Z bardziej współczesnych wydarzeń można dodać, że przepowiedziała upadek Williama Sprawiedliwego co doprowadziło do eksterminacji całej rasy, jedynie Kain ocalał z masakry. |
To "wydarzeń" mi nie pasuje. Poza tym nie napisałeś jakiej rasy? No i znowu w jednym akapicie jest kaszanka. Tu piszesz, że Wiedząca przyszła, potem o jej przepowiedniach, a potem jak jest ubrana. Nie za dużo jak na jeden akapit, a?
Cytat: |
Nie tylko ty ryzykowałeś. A może nie zdajesz sobie sprawy, że jako jedyny jesteś w stanie mnie zniszczyć? Nosisz przy sobie instrument mej możliwej zagłady. (...) błagając o śmierć, która nie nadejdzie. |
Jak powiedział Nostalgia Critic w recenzji filmu MK: enough of these cliches!
Cytat: |
Król udał się tam razem z najbliższym otoczeniem. Zapadli tam w sen, który trwał millenia. |
Będę krzyczeć! Gdzie jest "tam"?! AAAaaa! Ja się zastrzelę. Oni są "tutaj", a ty z jakimś tam "tam" wyskakujesz.
Cytat: |
Więcej... Wielu Hyldenów? Dlaczego nie wszyscy? - zapytał Wielki Mistrz. - Czym oni się zasłużyli, że my nie mogliśmy zrobić tego samego? |
Wiem, że chodzi o ocalenie od wygnania, ale tylko moi jest tak genialna. Może lepiej napisać: "Czym zasłużyli sobie na ratunek od Wygnania?" Krócej, a od razu wiadomo o co chodzi.
Cytat: |
Co...? Jak...? Niemożliwe! Kto jest zdrajcą? Męki Wygnania będą niczym w porównaniu z tym, co ja z nim każę zrobić! |
Zaraz przypomina mi się ten buracki okrzyk Voradora w BO2, gdy dowiedział się o schwytaniu Umah: Nooo...ł!
Cytat: |
oburzony na rozległe podatki, jakie ostatnio nałożyłeś |
"oburzony nałożonymi przez ciebie wysokimi podatkami"?
No i może zamiast "wrzaski umierających", to "jęki konających"? Jakoś nie podejrzewam umierających (szczególnie od ran), by jeszcze chciało im się wrzeszczeć. to chyba tyle na koniec. A, jeszcze jedno... przeczytałam tą część i... właściwie nie mam pojęcia po co ona jest? Czy mógłbyś mi wytłumaczyć cel tego rozdziału? Tu było Wieczne Więzienie, a tu ni stąd, ni zowąd jakaś wyprawa Lorda Sarafan nie wiadomo po co? Poszedł do jakiegoś lochu, pogadał z Wiedzącą (której się tam nie spodziewał) i poszedł z powrotem. Kompletnie bez sensu. Gdyby przeszedł do niej, to ok, miałoby to jakieś ręce i nogi, ale w tej sytuacji nie widzę kompletnie sensu pisania tego kawałka.
PS. Kocham kolumny i przedmioty sakralnego użytku.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez robaczek dnia Wto 23:56, 24 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Malek
Starożytny wampir
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)
|
Wysłany:
Śro 18:18, 25 Sty 2012 |
|
Robaczku, co ja bym bez Ciebie zrobił? Pomijając fakt, że błyszczałbym niczym Edward na słońcu przekonany o własnej doskonałości to pozostałbym bez profesjonalnej korekty.
Odpowiedź na krytykę, choć z częścią wypowiedzi się zgadzam, może jestem masochistą, ale czytanie żeńskiego wcielenia mistrza riposty jest fajne : Zacznijmy od tego, że zawsze miałem problem z opisami, jak również logicznością zdań. Lubię pisać w kolejności nieraz kompletnie poplątanej z dodatkiem opisów lokacji wołających o pomstę do Eldera.
Płomienie pochodni były zielone, a nie takie jak przy normalnych pochodniach. Zielony płomień to raczej dziwna sprawa, no to może tutaj energia glyphów za to odpowiada?
"Kopuła – sklepienie o kształcie czaszy, półkoliste, półeliptyczne, ostrołukowe lub cebulaste" by wikipedia, wybrałem kształt czaszy.
Jeśli chodzi o nawy to: [link widoczny dla zalogowanych] Myślę, że może przerobię opis, by bardziej przypominał coś takiego. Zrezygnować z kopuły, czy zrobić tylko dwa rzędy kolumn (jak na zdjęciach) tylko w wersji kulistej? Trzeba było się najpierw skonsultować z jakimś architektem, ech.
Myśl z tego zdania wciśniętego na siłę jest rozwijana w kolejnym akapicie. Możliwe, że w takim razie powinienem to zdanko przesunąć dalej, by lepiej wyglądało?
Cytat: |
Jeszcze nigdy nie widziałam ambony umieszczonej nisko. To jest właśnie jej sekret: zawsze jest gdzieś wysoko. Kiedyś nie było mikrofonów, więc ksiądz wygłaszał kazania z ambony, żeby owieczki mogły go lepiej słyszeć. |
Pewnie, że nie jest umieszczona nisko, ale jak opis pomieszczenia to opis pomieszczenia. Mam przedstawić jak wszystko wygląda, no to piszę, cóż ja mogę powiedzieć.
Cytat: |
To zdanie jest jakieś wyrwane z kontekstu. Co właściwie powiedzieć w odniesieniu do akapitu? Wydaje mi się po prostu wciśnięte na siłę. |
Gdyż wydaje się, że trafiliśmy do kościoła, a to nie kościół. Hyldeni to zatwardziali ateiści w mej wizji, ale spodobał im się ogólny układ budowy takiego budynku. Z jasno zaznaczoną, wysoką (hehe) amboną, z której mówcę można zobaczyć, usłyszeć i wysłuchać.
Cytat: |
Co ma mi to "dane" miasto powiedzieć i jaki to ma w ogóle związek z resztą? Danego hyldeńskiego miasta... wcześniej o żadnych miastach nie wspominałeś, a tu ni z gruszki, ni z pietruszki wyskakujesz z jakimiś miastami. Jak coś opisujesz, to rób to tak, żeby czytelnik się nie gubił. |
Cytat: |
No, i tam o jakichś miastach, po czym dwa zdania o jakichś obradach i znowu o miastach. Kompletny miszmasz. |
Wyjaśniam co to za miejsce, do czego ono służyło, gdzie można było na nie trafić i tłumaczę pochodzenie tego glyphowego symbolu jako taką małą ciekawostkę. Ale z tym "utraconym podziemnym miastem" to rzeczywiście jakoś głupio wyjechałem. Trzeba wcisnąć gdzieś wcześniej.
Cytat: |
To powinno być właśnie, gdy pierwszy raz wspomniałeś o miastach. Taki tip: akapity nie są po to, by utrudnić życie autorowi, tylko dzielić tekst na logiczne(!) części. Objaśnię ci to na GG... może (leń mnie dopadł, co poradzę? ) |
Obawiam się, że mogę tylko przyznać rację.
Cytat: |
To "wydarzeń" mi nie pasuje. Poza tym nie napisałeś jakiej rasy? No i znowu w jednym akapicie jest kaszanka. Tu piszesz, że Wiedząca przyszła, potem o jej przepowiedniach, a potem jak jest ubrana. Nie za dużo jak na jeden akapit, a? |
Hmm, dziwne że zgubiłem słowo "wampirzej" (wampirzej rasy). Kiedy przyglądam się fragmentowi jeszcze raz, to chyba rozsądniejszą opcją będzie opisanie wyglądu, a dopiero potem przejście do jej wiedzy o przepowiedniach.
Cytat: |
Jak powiedział Nostalgia Critic w recenzji filmu MK: enough of these cliches! |
Toż to Avernus Cathedral! I jeszcze coś od Eldera! Nawiązania są fajne, ale pewnie oskarżasz mnie o powtarzalność i zrzynkę z gier.
Cytat: |
Będę krzyczeć! Gdzie jest "tam"?! AAAaaa! Ja się zastrzelę. Oni są "tutaj", a ty z jakimś tam "tam" wyskakujesz. |
Ajajaj! Chodziło mi o to, że Król Hyldenów przyszedł do tego "kościoła" w którym pełno kolumn bez przedmiotów użytków sakralnego. Swoją drogą popełniłem powtórzenie i jeszcze gratis pocisnąłem z "tam" nawet nie wiem czemu. To jest niedobre!
Cytat: |
Zaraz przypomina mi się ten buracki okrzyk Voradora w BO2, gdy dowiedział się o schwytaniu Umah: Nooo...ł! |
Monster! Taa, Vorador to już nie ten sam stary, dobry rzeźnik. Czuło się tę radość, kiedy w końcu ginął, ale taki zacny wampir z BO2 to tak jakoś nic specjalnego. Fakt, że pocisk z Reavera go tak urządził, a na Janosie (osłabionym przecież po Device) nie uczynił wielkiej szkody, oznacza wiele. Eee tam, każdy wielki oprócz Kaina może być przez chwilę burakiem.
Cytat: |
No i może zamiast "wrzaski umierających", to "jęki konających"? Jakoś nie podejrzewam umierających (szczególnie od ran), by jeszcze chciało im się wrzeszczeć. to chyba tyle na koniec. A, jeszcze jedno... przeczytałam tą część i... właściwie nie mam pojęcia po co ona jest? Czy mógłbyś mi wytłumaczyć cel tego rozdziału? Tu było Wieczne Więzienie, a tu ni stąd, ni zowąd jakaś wyprawa Lorda Sarafan nie wiadomo po co? Poszedł do jakiegoś lochu, pogadał z Wiedzącą (której się tam nie spodziewał) i poszedł z powrotem. Kompletnie bez sensu. Gdyby przeszedł do niej, to ok, miałoby to jakieś ręce i nogi, ale w tej sytuacji nie widzę kompletnie sensu pisania tego kawałka. |
Chyba za dużo się naoglądałem filmów wojennych dla dużych chłopców, gdzie umierający żołnierze wyją, łapią się za wyciekające jelita, wołają "nie chcę umierać!" oraz "ja chcę do mamy!"
Teraz sens napisania tego odcinka:
a) zaczęło się, kiedy wzmożona aktywność Demonów zaczęła powodować wielkie szkody
b) ludzie nie potrafili sobie dać z nimi rady
c) Sebastian był na rekonwalescencji po Immolacji Magnusa, jeszcze się nie nadawał w pełni do akcji
d) Hylden Lord zaczął domyślać się, kto mógł przebywać w Kanionach (w BO2 spotykamy tam Seer, więc możliwe skojarzenie)
e) Hyldeni trafiają do podziemnego miasta, gdzie zupełnie nieoczekiwanie (mimo wszystko) spotkali Seer. Wiedząca lubi się tak pojawiać, znikać i teleportować więc nas takie coś nie dziwi.
f) Lord Sarafan dowiaduje się o Królu (nawiązanie do Dark Prophecy), ostatecznie jednak zniechęcony gadaniem, że nie ma wpływu na działania Króla (a więc również starszego Kaina), zamierza już sobie iść.
g) w tym jednak momencie Seer pomaga Sarafanom, ujawniając, że lada moment wybuchnie powstanie przeciw ich władzy. Hylden Lord dostaje również niezwykle tajemnicze ostrzeżenie, które jest prawdziwe. Kiedy stracił Nexus Stone (BO2), Kain mógł go pokonać i ponownie wyrzucić Hyldenów z Nosgoth. Lord Sarafan mógłby go jeszcze pokonać, ale nadmierna pewność siebie (chociaż ego Kaina nie mniejsze) doprowadziły do klęski.
Innym powodem tego napisania, jest ciekawość jakie relacje łączyły Seer z Hylden Lordem. Teraz mu pomogła, a potem wspiera Kaina. Jaki ma w tym cel? Nie wiadomo? Właśnie o to chodzi, nie wiemy o niej tyle co nic, i to jest właśnie urocze.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
| |