Forum Legacy of Kain Poland Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Droga, którą podążam. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Pią 13:50, 27 Sty 2012 Powrót do góry

Epizod IV. Poszukiwania cz. II (edited & remastered)

Lord Sarafan zaśmiał się okrutnie, kiedy wbił Reavera w czaszkę stojącego przed nim demona. Stwór zagulgotał, krew buchnęła mu z paszczy. Hylden z głośnym mlaśnięciem wyjął miecz z ciała, które upadło na ziemię drgając konwulsyjnie. Wyschnięta ziemia zaczęła chciwie spijać płynącą posokę, pożądając więcej. Ta przystawka przedstawiała zbyt nikłą wartość. Generał
postanowił spełnić jej życzenie.

Zakotłowało się w tłumie owadzich demonów, kiedy zobaczyły śmierć ich przedstawiciela. Lord Sarafan wyczuł ich nienawiść, wzbierającą niczym
fale przypływu. Nienawiść do Hyldenów, za to kim dla nich byli.


Mróz owionął serce Władcy Nosgoth, kiedy dotarło do niego wspomnienie. Pamiętał wojnę z Antycznymi. Od nich również biła taka sama
wszechogarniająca nienawiść. Za to kim byli Hyldeni: odmieńcami, którzy zaprzeczali temu, co Antyczni śmieli nazywać "prawdą". Lord Sarafan
odruchowo pragnął zaprotestować: "to nie nasza wina, to Antyczni, którzy bredząc o Kole i Starszym zaczęli burzyć piękne miasta, wyrzynać
dumnych mieszkańców, to oni wygnali nas do waszego świata."

Jednak który władca tłumaczyłby się zbiegłym niewolnikom?

Generał oczyścił swój umysł i wskazał ręką kolejne Demony. Wojownicy Hyldenów zrozumieli rozkaz. Z potężnym bitewnym krzykiem natarli na
zbuntowane sługi, siekąc bez opamiętania. W powietrzu fruwały kawałki odnóży i strumienie świeżej krwi, hyldeńskie ostrza wytrwale
pracowały by zrobić przejście dla swego pana. Lord Sarafan dostojnie kroczył przed siebie, płaszcz o barwie purpury powiewał niczym mroczny
całun. Soul Reaver nucił swą cichą pieśń. Oczy Władcy Nosgoth płonęły, kiedy wszyscy schodzili z jego drogi. On wskazywał po kolei wszystkie Demony i wymierzał straszliwą sprawiedliwość.

Reaver wytwarzał błękitne kule czystej energii z niewiarygodną precyzją i siłą uderzające w zgromadzone stwory. Pociski rozbryzgiwały się na ciałach Demonów, miażdżąc i rozrywając ciała. Lord Sarafan kroczył dalej.
- Zdrajca. - strzał z Reavera. - Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca. - kolejne strzały i dekapitacja ostrzem. - Zdrajca. Wszyscy zdrajcy!

Niedobitki odskoczyły od swych oprawców i natychmiast uciekły. Z pewnością Hyldeni mogliby kontynuować pościg, ale Generał uznał, że wystarczy. Nie stanowili dla nich zagrożenia. Wojownicy wyczuli intencje swego wodza i natychmiast powrócili do szyku, bezceremonialnie
depcząc ciała pokonanych przeciwników. Ruszyli dalej, pozostawiając za sobą pobojowisko, stanowiące prezentację siły, której nie wolno
było zanegować.

***

Lord Hyldenów dalej prowadził swą drużynę przez niebezpieczne Kaniony. Czy zrządzeniem losu, czy z powodu innych przyczyn, nie spotkali na swej
drodze żadnych przeszkód. Domyślał się, że tak głośna potyczka musiała być obserwowana z oddali, zatem rzeź demonów jaką urządzili, musiała zrobić wystarczające wrażenie. Nawet Generał nie był w stanie ostatecznie rozstrzygnąć tych wątpliwości. Ostatecznie uznał, że to nie ma już znaczenia.

W pewnym momencie trafili na wejście do jaskini, wydrążone w dość stromym wzgórzu, które swym ogromem czyniło zgromadzonych Hyldenów nikłymi i mało ważnymi. Lord Sarafan doznał przeczucia, że to może być miejsce, którego tak długo szukał. Miał też wrażenie, że to miejsce przypominało mu coś o czym zapomniał po eonach Wygnania. Mógłby
to nazwać przeznaczeniem, ale to słowo obrzydło mu okrutnie. Antyczni wymieniali je tyle razy przy tysiącach różnych okazji - od okrzyków wojennych, przez uzasadnianie swych racji po groźby.

Mimo wszystko wejście wyglądało dość obiecująco. Przejście było wystarczająco szerokie, że Hyldeni mogli iść w jednym rzędzie i wzajemnie się osłaniać przed potencjalnym zagrożeniem. Generał uznał, że to jest świetne miejsce na kryjówkę. Strzeżone przez ponurą reputację Kanionów,
wędrujące watahy Demonów, ukryte między licznymi skałami. Mógł tu mieszkać ktoś, kto mógł czuć się wystarczająco potężny, by poradzić sobie z każdym zagrożeniem. Zapewne też nie lubił nieproszonych gości.

Pewnie nigdy nie spotkał Lorda Sarafan, jeśli chciał zaliczyć go do zwykłych gości, których może przepłoszyć bandą pseudo-owadów i strachem.

Drużyna wkroczyła do środka. Szli jeden obok drugiego, w szeregu. Na przedzie kroczył Wielki Mistrz, który nie okazywał najmniejszego lęku
przed obcym miejscem. Spokój przywódcy udzielał się jego podwładnym, nawet ostrożniejsi Hyldeni poczuli się pewniej w obliczu nieznanego.

Tunel biegł prosto jak strzała, bez żadnych zakrętów ani skrzyżowań. Lord Sarafan zaczął czuć się... Dziwnie. Poczuł mrowienie w potylicy. Potarł się, ale wrażenie nie ustąpiło. Nie pozwolił, by coś tak przyziemnego rozproszyło jego uwagę, mimo to teraz stawiał ostrożniejsze kroki. Szybkim gestem rozkazał podwładnym dobyć oręża i zwiększyć czujność. Ściany tunelu były starannie wyrzeźbione, przejście bardziej przypominało korytarz niż typowy górniczy tunel. Hyldeni dostrzegali wzory pokrywające ściany, ale ich znaczenie pozostawało zagadką. Generał wiedział, że to litery pierwotnego, zapomnianego języka Hyldenów. Jako przywódca swej rasy, żył długo i widział wiele, prastary język był mu niegdyś znany, ale przez upływające wieki w Wymiarze Demonów zapomniał niemal wszystko co dotychczas o nim wiedział. Jedynie najstarsi i najbardziej uczeni Hyldeni znali ten szlachetny język, pierwszy który stworzyli. Spisali w nim wiele pięknych dzieł, które potem przetłumaczono na bardziej współczesną, obecnie używaną wersję.

Generał po raz kolejny przeklnął Antycznych za skazanie ich na wygnanie i zniszczenie ich kultury. Odwrócił się do swych żołnierzy, a jego oczy, pełne nienawiści, płonęły.
- Widzicie? Ślady naszej kultury, dziedzictwa, które utraciliśmy, a miało być nasze. - wyszeptał. - Odebrane przez przeklęte wampiry i ich fałszywego Boga. Wszystko stracone, zapomniane. Odzyskamy, to co nam należne. Przysięgam.

Hyldeni pochylili głowy w pokorze, ale efekt psuł grymas gniewu i płonące oczy. Poglądy na tę sprawę pokrywały się z poglądami ich przywódcy.
- Nosgoth jest nasze, ale wciąż pozostały wampiry do zniszczenia. Przed nami wiele pracy, ale przyszłość należy do nas. Na gruzach Filarów
rozpoczęła się nowa epoka, a pomnik jaki po nas pozostanie, przetrwa wieczność. - dokończył Generał.

Ruszyli dalej, zdeterminowani by zgłębić całą prawdę do końca. Znajdowali liczne hyldeńskie malowidła sprzed czasów Wygnania. Były one zatarte i wyraźnie nadgryzione przez ząb czasu, ale niewiele trzeba, by przywrócić je do dawnej świetności. Hyldeni kroczyli, przypominając sobie o przeszłości swej rasy. Wspomnienia musiały jednak ustąpić miejsca teraźniejszości, gdy dotarli do końca tunelu.

Na ich drodze stały potężne wrota, prawdopodobnie wykonane z wzmocnionej magią stali. Na drzwiach namalowana była lekko podłużna twarz młodej Hyldenki o wydatnych ustach. Wyglądałaby dość ludzko, gdyby nie charakterystyczne grzebieniaste wypustki wyrastające z miejsca, gdzie ludzie mają uszy. Oprócz tego można było dostrzec, że jak
każdy Hylden nie miała rzęs ani brwi, choć posiadała zaznaczające się łuki brwiowe. Według standardów tej rasy można było ją uznać za piękną.

Lord Sarafan gwałtownie pchnął drzwi. Skrzydła rozsunęły się na boki i mocno uderzyły o ściany. Hyldeni wkroczyli do pomieszczenia. Ich oczom ukazał się niezwykły widok.

Znaleźli się w miejscu przypominającym kościół. Budynek został zbudowany na planie koła i zwieńczony na szczycie kopułą o kształcie czaszy. Szare ściany były ozdobione wyrzeźbionymi scenami z historii Hyldenów - ich codziennego życia w Nosgoth, wiedzy o sztuce i filozofii. Kolumny były ustawione w dwóch wygiętych rzędach, które łączyły się ze sobą tworząc koło podtrzymujące sklepienie przed zawaleniem. Gęsty mrok rozjaśniały pochodnie przymocowane po jednej do każdej kolumny. Pomiędzy kolumnami były rozmieszczone dwa rzędy liczące sobie po kilkanaście szerokich, kamiennych ław. W miejscu gdzie powinien być ołtarz, znajdowała się jedynie wysoko umieszczona ambona. Na jej środku był wyrzeźbiony znak z języka Hyldenów oznaczający "mów i wysłuchaj".

Lord Sarafan domyślił się, że trafił do utraconego podziemnego miasta, gdyż spotkał się już z takim typem budynku. Miejsce Spotkań Rady.
Znalazł się w budynku, który służył rajcom danego hyldeńskiego miasta do spotykania się i obradowania nad sprawami polityki. Symbol na ambonie był tradycyjnym oznaczeniem, zobowiązującym do wysłuchania racji każdej strony w dyskusji. Miejsce to nie znajdowało się specjalnie daleko od Bramy Hyldenów, która również była miastem należącym do jego rasy. O ile jednak Brama została ponownie zasiedlona, to miejsce pozostało zapomniane, Wygnanie zatarło pamięć o wielu sprawach. Wiązanie Filarów zmusiło ich do odejścia i porzucenia wszystkiego co mieli, już na zawsze. Tak wówczas myśleli.


Brak przedmiotów sakralnych nie zdziwił Generała. To miejsce było użytku świeckiego, zresztą Hyldeni nie znali czegoś takiego jak "kościoły", nie było im to potrzebne, gdyż nie wierzyli w coś, co Ludzie i Antyczni nazywali "siłami wyższymi", a już na pewno nie wierzyli w Starszego, którego darzyli szczerą nienawiścią, jako symbolu Starożytnych próbujących ich
kontrolować. Zatwardziały ateizm Hyldenów doprowadzał Wampiry do szału, co było jedną z przyczyn wielkiej wojny.

Drużyna Lorda Sarafan nawet się nie spostrzegła, kiedy zaskoczyła ich tajemnicza istota, której nigdy nie spotkali.
- Witajcie, Wygnańcy. - powiedziała. Miała kobiecy głos, a światło latarni rozświetliło jej ciało. Hyldeńskie ciało. Wiedząca nosiła się skromnie, jej strój był prowokujący, składający się z dwóch przepasek na piersi i biodra, prezentujący młode, nieskażone klątwą starości ciało. W odróżnieniu od Wygnańców, jej cera była zdrowa i lekko rumiana. Posiadała długie, proste brązowe włosy opadające na plecy. Miała też dwa grzebieniaste wypustki wychodzące z czaszki na miejscu uszu co jednak pasowało do jej rysów twarzy.

Wiedząca stanęła twarzą w twarz przed przywódcą, mierząc go uważnie wzrokiem. Choć czas i miejsce jej narodzin nie zachowały się w żadnych opisach ani podaniach, miała spory wpływ na życie Nosgoth. Celowała w przepowiedniach i proroctwach, zdobywając sobie wielką sławę, choć
ją samą niewielu widziało na oczy. Jej enigmatyczne słowa sprawdzały się na różne sposoby. Z bardziej współczesnych wydarzeń można
dodać, że przepowiedziała upadek Williama Sprawiedliwego co doprowadziło do eksterminacji całej wampirzej rasy, jedynie Kain ocalał z
masakry. Ci, którzy słyszeli o tym proroctwie, uznali to za omen zwiastujący rychłą katastrofę. Rzeczywiście nie minęło wiele czasu, kiedy
skąpane we krwi Nosgoth otrzymało kolejny cios w postaci Upadku Filarów. Wtedy też Hyldeni mogli w końcu powrócić do swego prawdziwego domu.

Generał najszybciej otrząsnął się z zaskoczenia.
- Witaj, nieznajoma. Co robisz w tym zapomnianym miejscu? Wyglądasz zupełnie inaczej niż ma rasa.
- Jesteśmy jednak spokrewnieni. Nie znalazłam się razem z wami w Świecie Demonów, do którego wysłali was Starożytni. To dlatego wyglądam tak, jak przedstawiają to malowidła wcześniej przez
was odkryte. - wytłumaczyła.
- Jak... Uniknęłaś Wygnania? - wykrztusił Lord Sarafan. - Przecież to niemożliwe, cała nasza rasa musiała odejść. Czemu nie ty?
- Nie tylko ja, Generale. Nie jestem jedyną, która uniknęła tak tragicznego losu. Wiesz, kto tutaj leżał uśpiony przez millenia, czekając naprzebudzenie w odpowiednim czasie? Król.

Hyldeni zadrżeli na samo wspomnienie. Czy ich prawowity władca w końcu do nich powróci? Lord Sarafan przejął władzę nad tym co zostało z jego
rasy. Czy miałby teraz złożyć hołd temu, który nie cierpiał razem z nimi, tylko... Spał? W sercu Generała zakiełkowało ziarno buntu, ogarnęły go
mieszane uczucia. Co miał o tym wszystkim myśleć?
- Nie wiem, czy możemy ci ufać. Minęło wiele czasu. Gdzie jest teraz król? - zapytał.
- Nie znajdziesz go w tej części Nosgoth. Znajduje się poza twoim zasięgiem i nie masz żadnego wpływu na to, co się tam dzieje. Nie
jesteś w stanie zrobić absolutnie nic. - odrzekła Wiedząca.
- Jak śmiesz tak bezczelnie do mnie przemawiać?! Rozmawiasz z władcą Nosgoth, który przywrócił należne nam miejsce! - warknął Generał. - Ciężkim wysiłkiem, zwyciężyliśmy nad Stworami Nocy.
- Do zwycięstwa jeszcze daleka droga. Poza waszą percepcją toczy się ostateczna gra w odległej przyszłości Nosgoth, ale jej ostatni akt ma swe
miejsce w teraźniejszości. Wynik tej walki zadecyduje o ostatecznym kształcie tego świata. - wyjaśniła.
- Cóż to za dziwne słowa? Zagadka, która po udzieleniu jednej odpowiedzi daje trzy nowe pytania? Wytłumacz się ze swych metafor nim stracę resztę pozostałej mi cierpliwości. Wiele ryzykowałem, by znaleźć odpowiedzi, nie odejdę zanim nie dowiem się wszystkiego. - zagroził Lord Sarafan.

Wiedząca żachnęła się lekko.
- Nie tylko ty ryzykowałeś. A może nie zdajesz sobie sprawy, że jako jedyny jesteś w stanie mnie zniszczyć? Nosisz przy sobie instrument mej
możliwej zagłady. Jednak nie jestem bezbronna.
- Odpowiedz na me pytania, a odejdę w pokoju. - obiecał Wielki Mistrz. - Hylden nie powinien podnosić ręki na Hyldena. A przynajmniej nie bez
powodu... Mów szybko, czas jest na wagę złota.

Wiedząca zbliżyła się o parę kroków bliżej do Generała, który spoglądał na nią podejrzliwie. Kobieta nie zdradzała żadnych objawów zaniepokojenia, nawet kiedy spoglądała mu głęboko w oczy. Lord Sarafan, chociaż miał wolę silniejszą od stali, a oczy płonące piekielnym ogniem, z ledwością wytrzymał chłodne spojrzenie Wiedzącej. Wydawało mu się, że zobaczył bezdenną studnię w której spada co raz niżej i niżej, błagając o śmierć, która nie nadejdzie.
- Twoje sztuczki nie zadziałają na mnie. - zaprzeczył groźnie. - Nie odejdę, dopóki nie uzyskam tego, po co tu przybyłem. Dobrze o tym
wiesz, zatem przestań się ze mną droczyć.
- Twój brak szacunku zdumiewa, jednak jedynie wielcy mogą sobie na to pozwolić, a ty należysz do wielkich, Generale. Okoliczności jednak nie pozwalają nam na uprzejmości, zatem przejdę do sedna sprawy. Król Hyldenów uniknął Wygnania to prawda, to miejsce było niegdyś obłożone niezwykle potężną, ochronną magią. Król przybył właśnie tutaj, do tego miasta tam, razem ze swym najbliższym otoczeniem. Zapadli w sen, który
trwał millenia. Kiedy jednak Filary przestały istnieć, przyszła pora na ich przebudzenie. Miejsc takich jak to jest znacznie więcej, uśpieni tam Hyldeni już dawno wyszli na wolność. Teraz jednak zniknęli z oczu żyjących i nie mamy wpływu na ich dalsze losy.
- Więcej... Wielu Hyldenów? Dlaczego nie wszyscy? - zapytał Wielki Mistrz. - Czym oni się zasłużyli, że my nie mogliśmy zrobić tego samego?
- Nie zdołalibyśmy ocalić wszystkich, większośc z nas walczyła na polach bitew całego Nosgoth ze Starożytnymi, pamiętasz Generale? Tylko nieliczni
mieli czas by się uchronić przed Wygnaniem.

Lord Sarafan wyciągnął zaciśniętą pięść zaraz pod jej twarz, wyglądał jakby zamierzał uderzyć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Wycofał rękę.
- Twoje informacje są bezużyteczne, w niczym mi nie pomogą. Takie sprytne półsłówka nie pomogą wam się ukryć. Znajdę was i wtedy poznam całą prawdę.
- Zatem poszukaj odpowiedzi na własną rękę. Zanim jednak odejdziesz, chyba mogę powiedzieć ci o czymś, co może pomóc twej sprawie. - rzekła Wiedząca. - Kiedy ty umacniałeś swą władzę, wampiry sprawiały wrażenie jakby zapadły się pod ziemię, prawda? To pułapka. Musisz natychmiast
wracać do Meridian, twoja nieobecność została odkryta, w twoim otoczeniu znalazł się zdrajca.

Generał Hyldenów stężał, jakby odkrył straszliwą prawdę. Elementy układanki, którą próbował rozwiązać od pewnego czasu, powoli układały się w straszliwą całość. Jego oczy wyrażały zdumienie, że znalazł się ktoś wystarczająco przebiegły, bo oszukać Hash'a'gika, Mistrza Manipulacji.
- Co...? Jak...? Niemożliwe! Kto jest zdrajcą? Męki Wygnania będą niczym w porównaniu z tym, co ja z nim każę zrobić! - ryknął.
-Przewodniczący Meridiańskiej Gildii Kupców, oburzony nałożonymi przez ciebie wysokimi podatkami, skuszony pragnieniem nieśmiertelności i bogactwa. Blisko twego otoczenia, posiadający najlepszych szpiegów. Od pewnego czasu należy do Cabal. Przez ostatnie pięć lat wspólnie przygotowali grunt pod bunt, wielkie powstanie przeciw władzy Sarafan w całym Nosgoth. Jeszcze masz szansę temu zapobiec, a przynajmniej jak
najszybciej zdławić bunt.
- Zatem trzeba działać niezwłocznie. Dziękuję ci za pomoc, nie zapomnę tej przysługi. - Lord Sarafan skłonił się lekko przed Hyldenką.
- Przyjmij jeszcze jedną poradę. Soul Reaver to klucz do twego zwycięstwa. Jednak Kamień Nexus to rzecz jeszcze ważniejsza. Strzeż go niczym własnego życia, inaczej niewiele czasu ci pozostanie by wszystko naprawić przed katastrofą. Cienie przeszłości potrafią zniszczyć nawet najbardziej świetlaną przyszłość...

Z tymi słowami, Wiedząca zniknęła w rozbłysku wirującej, fioletowej energii. Zapadła kamienna cisza, przerywana oddechami pozostałych Hyldenów. Lord Sarafan odwrócił się do swych żołnierzy.
- Cokolwiek się stanie, pamiętajcie, że jesteście Hyldenami. Żaden człowiek ni żaden Stwór Nocy, nie stanie nam na drodze. Nosgoth jest prawomocnie nasze i tak pozostanie na wieczność... - powiedział, zanim oni również zniknęli w rozbłysku energii, tym razem zielonej.

***

Znaleźli się w mieście, zaraz za bramą prowadzącą do Kanionów. Do ich uszu dotarły odgłosy walki, szczęk oręża, wrzaski rannych i jęki
umierających. Do ich nozdrzy dotarł swąd spalenizny, a ich twarze poczuły fale gorąca. Znaleźli się w szalejącym piekle i nie wiedzieli, co napotkają na swej krwawej drodze.

Meridian płonęło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Nie 13:59, 19 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Pią 20:05, 10 Lut 2012 Powrót do góry

Gdzieś mogą zdarzyć się jeszcze podwójne spacje, wcześniej nie było problemu, dopiero jak przekopiowałem dokument tutaj. Jak już wspominałem, epizod jest podzielony na 3 części, by opisać i pokazać jak najwięcej. Fanów Lorda Sarafan mogę pocieszyć, że niedługo wrócę do niego. Mapa się przydała, więc drobne poprawki zostały wprowadzone. Tekst jak zawsze bez ładu i składu, chyba to przeżyjecie. Jeśli nie, to przekażcie mi wskazówki zanim Elder przepłucze was w Pralce Przeznaczenia i o wszystkim zapomnicie. Razz Zapraszam.

---------------------------

Epizod V. Walcząc z nieuniknionym cz. I

Uderzyli niespodziewanie, w jego własnym domu. Stali naprzeciw niego, czujni i bezlitośni, z grymasem nienawiści na bladych twarzach, choć ognista poświata świecąca wokół nich jakby próbowała zasugerować, że płonęli wewnętrznym gniewem. Gniewem, który wypalał ich od środka i szukał ujścia niczym lawa z wnętrza rozpalonego wulkanu.

Sebastian stał naprzeciw pięciu wampirów i trzech ludzi. Osaczyli go, niczym charty wilka. Sługa Lorda Sarafan wiedział, że jest silniejszy od każdego z nich, ale też wiedział, że może nie pokonać takiej liczby. Komnata płonęła, jeden z wampirów był pirokinetykiem, a ludzie nieśli pochodnie. Zapalali wszelkie łatwopalne przedmioty, pewnie by dodać dramatyzmu tej scenie. Impresjonistyczne obrazy utalentowanych malarzy, czerwony dywan przeplatany złotą nicią, rzeźbione w mahoniu stoliki - wszystko ginęło w szalejącym żywiole. Sebastian miał złe wspomnienia po ognistej Immolacji Magnusa, choć odkrył, że jego ciało w ten sposób ewoluowało. Odtąd był bardziej odporny na ogień, co z pewnością mogło się kiedyś przydać.

Bez żadnego sygnału, Sebastian rzucił się na swych wrogów, rozczapierzając swe pazury i zdając się na swój Mroczny Dar Berserku. Wiedział, że pozostał bez szans na ucieczkę, jedyne czego pragnął to nasycić się krwią nieprzyjaciół ten ostatni raz, poczuć ich strach nim nadejdzie ciemność Otchłani i pochłonie wszystko.

Wpadł prosto w środek grupy, na cel wybierając sobie długowłosego wampira o kruczoczarnych włosach i obłędzie w oczach. Błękitny płaszcz Sebastiana zafalował, kiedy jego właściciel zaczął siać chaos w szeregach wroga. Czarnowłosy wampir został zasłonięty przez dwójkę ludzi, którzy wyskoczyli przed szereg, licząc na wytrzymałość swych pancerzy i tarcz. Sebastian parsknął kpiąco widząc ich powolne ruchy, zablokował cios pierwszego człowieka i zrobił unik przed mieczem drugiego. Wojownik przechylił się do przodu, odsłaniając kark, a Sebastian przypuścił błyskawiczny atak uderzając pięścią w szyję. Wampir uśmiechnął się cynicznie, kiedy człowiek z głośnym jękiem padł martwy. Zbroja wytrzymała, kręgi szyjne już nie bardzo.

Kruczowłosy wampir skoczył w kierunku Sebastiana, sycząc niczym wąż. Stojącego mu na drodze człowieka podpalił ciśniętą kulą ognia. Śmiertelnik zawył świdrująco a następnie pobiegł na oślep w kierunku okna i wyskoczył na spotkanie własnej śmierci. Krzyk po chwili umilkł, w międzyczasie wampir zaatakował miotając kule ognia w kierunku Sebastiana. Sługa Sarafan unikał kul i prowadził skuteczną walkę z wampirem, naznaczając ciało pirokinetyka kolejnymi ranami. Mimo odniesionych obrażeń, przeciwnik zdołał zręcznym ruchem złapać Sebastiana w nadgarstkach. Grymas okrucieństwa wykwitł na jego twarzy, kiedy jego ręce zaczęły płonąć jasną czerwienią niczym stal włożona do ognia w kuźni. Sebastian warknął, ale wyewoluowana odporność na ogień okazała się być użyteczną. Atak uczynił na nim mniejsze wrażenie niż powinien, skonsternowany pirokinetyk nawet się nie bronił kiedy Sebastian straszliwym ciosem szponów rozciął mu czaszkę wpół. Krew, ciecz i kawałki posiekanego mózgu wypłynęły tworząc makabryczną kałużę. Pirokinetyk wytrzeszczył przerażone oczy, wyglądał jakby chciał zaprotestować przeciw swemu bólowi, ale brakowało mu odwagi. Sebastian nie dobił wampira, by cierpiał dłużej a sam runął na pozostałych.

Byli już ostrożniejsi i próbowali go zamknąć w okręgu. Sebastian lawirował pomiędzy przeciwnikami, odpierając wiele ataków naraz i próbując pozostać poza okrążeniem. Zaczęło w nim kiełkować poczucie beznadziei, ale kiedy już został zamknięty w kotle, przez drzwi, które blokowali powstańcy zaczęli wypływać Sarafanie pod dowództwem Sir Martina, szybko rozprawiając się z oszołomionymi napastnikami. Osaczeni bronili się dzielnie, jednak nie mogli sprostać zdeterminowanej elicie Zakonu Sarafan.
- Poradziłbym sobie, ale dziękuję. - powiedział niechętnie Sebastian. - Co was zatrzymało tak długo? Walczyliście z całą armią?

Straż Przyboczna prowadzona przez Martina była osmalona, zabrudzona, ich zbroje i broń zakrwawione, ale chęć do walki i pragnienie zwycięstwa nad buntownikami pozostały.
- Byli również na podwórzu, jak widać dostali się również do środka budynku mimo naszego oporu. Spójrz, Meridian płonie, mój panie. Buntownicy opanowują całe miasto, są wszędzie. - odrzekł Sir Martin. - Jakie są twe rozkazy?
- Przede wszystkim, wynośmy się stąd. Kiedy odkryją, że ten atak poniósł klęskę, przyjdą kolejni i będzie ich więcej. Musimy się dostać do Marcusa, zapewne razem z Biskupem Meridian broni tej części dzielnicy Wyższego Miasta.
- Nie wiemy, gdzie jest Lord Sarafan. Nie dostaliśmy żadnych raportów na ten temat. Mam złe przeczucia. - mruknął ponuro rycerz. - Może wpadł w jakąś zasadzkę tych buntowników?
- Wielki Mistrz nie jest istotą, którą można ot tak, bezkarnie napaść, mój drogi. - odpowiedział spokojnie wampir. - Jestem pewien, że niedługo powróci, a wtedy wywrzemy pełną zemstę na tym przeklętym Cabal. Ta kwestia musi zostać rozwiązana raz na zawsze!

Atak był całkowitym zaskoczeniem dla Sarafan. W jednej chwili wampirze oddziały powstańców wspierane przez rozwścieczoną czerń i ludzi słabszego ducha wychyliły się ze swych ponurych kryjówek, przypuszczając szaleńcze a jednocześnie precyzyjnie wymierzone ataki w ośrodki władzy Sarafan. Powstańcy dążyli do opanowania kluczowych budynków znajdujących się w poszczególnych dzielnicach. Odnieśli sporo sukcesów, przejmując sklepy, posterunki i wille bogatszych obywateli Meridian. Władza Sarafan została zredukowana do obleganych wysp w morzu płomieni. Problemy zaczęły się, kiedy Sarafanie otrząsnęli się z pierwszego zaskoczenia i przystąpili do serii skutecznych kontrataków, odzyskując część zajętych przez Cabal terenów.

Teraz panował impas. Sarafanie i powstańcy nie byli w stanie odnieść ostatecznego zwycięstwa, poprzestając jedynie na wściekłych atakach na wrogie pozycje, co z reguły kończyło się krwawą jatką. Moneta wciąż się obracała. Karząca ręka Przeznaczenia jeszcze nie wybrała strony.

Sytuacja wyglądała następująco: Twierdza Sarafan pozostała pod ich kontrolą, gdyż powstańcy woleli skupić się na dzielnicach łatwiejszych do zdobycia. Zagłębie Przemytników i Slumsy zostały niemal całkowicie podbite, ale grupa Sarafan wspierana przez Faustusa oraz jego "ludzi interesów" i innych typów spod ciemnej gwiazdy zdołały wstrzymać dalsze zakusy powstańców. Faustus miał wielki posłuch w swojej dzielnicy, to był chyba jedyny powód dla którego zbiry postanowiły walczyć po stronie Sarafan. Obrońcy dawno spróbowaliby odbić zajęte terytoria, ale most łączący Zagłębie z Niższym Miastem został zajęty przez Cabal, pozostawiając Faustusa bez żadnych posiłków.

Niższe Miasto straciło wiele kluczowych terytoriów, gdyż ataki były tutaj dobrze skoordynowane i skuteczne. Sarafanie utracili kilka ważnych budynków, ale udało im się utrzymać między innymi Dom Rajców czy Kamienną Twierdzę, której ponura reputacja odstraszała nawet najbardziej bitnych powstańców. Wkrótce wysłano od niej wsparcie, władające potężną magią Glyphów. Sarafanie zdołali odzyskać część utraconych terenów, ale Doki pozostały w całości zajęte przez Cabal. Miasto Hyldenów nie było w stanie wesprzeć Meridian drogą morską, co znacząco zmniejszało możliwości skutecznej obrony.

Dzielnica Przemysłowa pozostała w stanie oblężenia, ale tak jak w przypadku Twierdzy, sytuacja została ustabilizowana. Lord Sarafan przeznaczył sporo sił i środków na umocnienie tej Dzielnicy, dzięki czemu powstańcy nie byli w stanie wiele zdziałać przeciw doskonale przeszkolonym najemnikom i oddziałom glyphowych rycerzy Sarafan. Powstańcy zdołali jednak zablokować wszelkie przejścia z ulic Wyższego Miasta, chwilowo zatrzymując Sarafan. Wszyscy wiedzieli, że to była gra na zwłokę, gdyż powstańcy zaczęli natrafiać na coraz większe problemy.

Wyższe Miasto razem z Katedrą zostało podzielone na dwie części, Urząd Miasta został zajęty przez powstańców (między innymi dzięki pomocy zdrajców z Gildii Kupców, sam budynek Gildii oczywiście też został zajęty) ale Katedra była broniona przez doborową armię Sarafan wspieraną przez wampira Marcusa, Biskupa Meridian i jego wojowniczych kapłanów. Obie strony słusznie się domyślały, że ten, kto będzie miał pod kontrolą Katedrę, ten będzie mógł przekonać do siebie niezdecydowanych ludzi, jednocześnie osłabiając morale lojalnych wobec rządów Sarafan. Nic dziwnego, że o to miejsce toczono zaciekłe walki.

Sebastian biegł przez płomienie, a za nim podążali jego żołnierze. Szalejące piekło pochłaniało ludzkie żywoty, jakby pożywiając się nimi w beznadziejnej próbie zaspokojenia własnego nieskończonego głodu. Do ich uszu oprócz kakofonii krzyków czy strzelającego ognia pochłaniającego wszystko na swej drodze, docierały odgłosy bitwy. Oddział uznał, że znalazł się w oku cyklonu. Czasem spotykali uciekających cywilów lub niedobitki pokonanych Sarafan. Przyłączali się do ich zorganizowanego oddziału, poszukując zemsty lub namiastki bezpieczeństwa. Tego pierwszego mogli zapewnić aż nadto, ale dziwnym przypadkiem nie musieli stoczyć po drodze żadnej bitwy dopóki nie dotarli do Katedry. Ujrzeli, że u wrót siedziby Biskupa toczyła się zażarta walka. Wampiry wspomagane przez wściekłą ludzką tłuszczę usiłowały się wedrzeć do środka przez ogromne wrota, które próbowali wyważyć dość solidnym taranem trzymanym przez grupę silnych mężczyzn i kilku lepiej rozwiniętych fizycznie wampirów.

Sebastian obejrzał się za siebie i policzył swój oddział. Do początkowej dwudziestki dołączyło trzydziestu ludzi. Katedrę oblegało kilka setek. Wampir czuł, że to co zaraz zrobi jest wariacką próbą malowniczego samobójstwa, ale czy pozostał mu jakikolwiek wybór?
- Całe Nosgoth oszalało to i ja się mogę dać ponieść chwili... - mruknął cicho.
- Coś się stało, dowódco? - zapytał Sir Martin.
- Wszystko w porządku. Róbcie, to co ja. Czeka nas wycieczka do głębin piekieł, gdzie zamiera wszelka nadzieja i pozostaje jedynie cierpienie.
- Postaw nas przeciw tysiącom tych demonów, panie! Jeden Sarafan wart więcej niż setka tych diabłów! - sygnały aprobaty rozeszły się po szeregach. Sebastian w duchu bardziej liczył na to, że odmówią, ale przynajmniej nie zostanie sam w czasie tego karkołomnego czynu.

Ktoś podał mu miecz. Sebastian podziękował skinieniem głowy, wzniósł oręż wysoko w górę i ruszył przed siebie. Za sobą usłyszał tupot opancerzonych stóp swych żołnierzy. Przypomniało mu to pierwszą fazę bitwy pod Meridian, jeszcze zanim "oficjalnie" przeszedł na stronę Lorda Sarafan. Musiał dokonać bardzo podobnej szarży, ale przeciw ludziom. "Jakże los bywa przewrotny. Manus Celer Dei, sprawiedliwa ręka Boga. Voradorze, mój skruszony sadystyczny stwórco, tym razem ręka wskazała na ciebie. - pomyślał, a potem wszelkie myśli odpłynęły z jego głowy.

- Sarafanie, za mną!!! Żadnej litości!!! - ryknął dziko, a czterdzieści dziewięć głosów mu zawtórowało.

Sebastian wykonał Skok, wzniósł miecz wysoko ponad swą głowę, a powstańcy zobaczyli Zwiastuna swej rychłej śmierci, który uderzy na swe ofiary niczym pikujący jastrząb. Nie było dla nich żadnego ratunku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pon 22:16, 05 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Sob 17:48, 18 Lut 2012 Powrót do góry

Dobra, oto kolejna część. Następną przedstawię z punktu widzenia Lorda Sarafan, czyli co on robił od kiedy pojawił się z powrotem w mieście, stąd jeśli wynikną jakieś chronologiczne niejasności to zapewne będą celowe. Zobaczymy, czy uda mi się zmieścić w III części. Jak nie to najwyżej zrobię IV, co mi tam.

-----------------------------------

Epizod V. Walcząc z nieuniknionym cz. II

Marcus miał wrażenie, że uderzenie tarana wstrząsnęło całą Katedrą. Naszło go przeczucie, że to idealne dzieło sztuki architektonicznej, stworzone do olśniewania bogactwem w czasie pokoju, nie wytrzyma tak zmasowanego naporu nienawiści jakiego doświadczało z rąk oblegających. Możliwe, że jego obawy były przesadzone, ale Marcus doceniał sztukę i patrzył z góry na prostaków, którzy nie potrafili jej uszanować.

Obok wampira stał Biskup Meridian. Mężczyzna liczył sobie około czterdziestu lat, miał krótko ostrzyżone blond włosy i szare oczy w których błyszczała ponura determinacja. Wysunięty podbródek i orli nos podkreślały surowość jego rysów twarzy. Ubrany był w białą szatę przetykaną błękitną nicią. Na jego piersi widniał niebieski krzyż, symbol jego wiary. Na głowie nosił białą infułę. Od postaci biskupa biła aura autorytetu, nawet bez kościelnego stroju można było wyczuć, że to był człowiek nawykły do wydawania poleceń i przywodzenia swej trzódce.

Wnętrze Katedry było ogromne i bogato zdobione, rolę sufitu pełniły ułożone w równoległych rzędach rozety w odcieniach fioletu, tworzące razem cudowny witraż, mieniący się gamą kolorów i przykuwający spojrzenie każdego, kto spojrzał w górę. W obu nawach bocznych Katedry umieszczone wielkie dzwony, które przez pewien czas biły na alarm by przebudzić miasto, ale teraz już nie było na to czasu. Od bramy wejściowej leżał czerwony dywan prowadzący prosto jak strzała do kunsztownie ozdobionego ołtarza. Dostęp do tej najważniejszej części kościoła byłby normalnie zamknięty za żelazną bramą, ale teraz zgromadzeni tutaj mieszkańcy potrzebowali jak najwięcej miejsca.

Drewniane ławy zostały odsunięte na bok lub ułożono z nich dodatkową barykadę za którą przycupnęli Sarafanie razem z garstką najemników która zdążyła się tu przedostać przed atakiem powstańców. Za zgromadzonymi obrońcami ukrywali się przerażeni cywile, mężczyźni i kobiety z dziećmi razem ze swoim dobytkiem. Znajdowały się tam wszystkie stany: od biedaków przez kupców po bogatych patrycjuszy. Strach przed śmiercią zniwelował bariery klasowe. Marcus wyczuwał unoszący się od nich zapach strachu i smród spoconych ciał. Skrzywił się z obrzydzeniem i natychmiast odwrócił głowę w kierunku bramy.

Część cywilów przezwyciężała swój strach i podchodziła do Sarafan, prosząc o broń oraz szybkie przeszkolenie w jej używaniu. Zakonnicy zgadzali się, gdyż mieli więcej składowanej broni niż ludzi do walki. W powietrzu unosiły się odgłosy płaczu, wznoszonych modlitw, wydawanych rozkazów oraz szczęku oręża ochotników na szybko trenowanych przez Sarafan..

Marcus spojrzał na obrońców i dokonał ostrożnych rachunków. Było tutaj pięćdziesięciu Sarafan - dwóch glyphowych oficerów rozpoznawalnych po karmazynowym płaszczu i pióropuszu, sześciu glyphowych szeregowych, piętnastu wielkich rycerzy z toporami a reszta stanowiła normalnych zakonników. Oprócz nich można było dostrzeć piętnastu najemników - pięciu uzbrojonych w szable i dziesięciu kuszników, trzydziestu zbrojnych cywilów oraz dwudziestu wojowniczych kapłanów. Wampir poświęcił dłuższą chwilę, by przyjrzeć się uważniej tym duchownym postaciom. Nosili białe stroje złożone z nogawic, butów do kostek i koszul na które nakładali jasne szaty skracane pasami z materiału. Rękawice były czarne a kaptury granatowe. Do pasa mieli przytroczone rytualne buławy w kształcie sarafańskiego krzyża. Broń świeciła w ciemnościach wskazując na udział magii w jej powstaniu. Marcus wiedział, że braki w wojskowym wyszkoleniu nadrabiali fanatyzmem.

Razem było stu piętnastu ludzi i raczej na więcej nie było co liczyć. Pozostali pójdą jak bydło na rzeź. Siły oblegających liczyły sobie około sześciu setek, na szczęście większość stanowili ludzie. Samych wampirów było tak naprawdę kilkadziesięciu, przy czym i tak spora część to były młodziki ogłupione propagandą Voradora. Prawdziwe wampiry były rzadkością. Marcus uśmiechnął się chytrze i uznał, że te szczeniaki nie przeciwwstawią się potędze jego Mrocznego Daru Uroku. Oddadzą mu hołd.

Kiedy tak rozmyślał, odliczając kolejne uderzenia tarana, nadeszła zmiana. Marcus wyczuł falę lęku przelewającą się po szeregach oblężonych. Teraz musieli działać szybko, by skorzystać ze świeżo zdobytej przewagi.
- Kapitanie! - zawołał do najbliższego glyphowego oficera. - Wydaj rozkaz otwarcia bramy. Uderzymy na nich, zanim się zreorganizują.
- Rozkaz, Lordzie Marcusie! - odrzekł oficer i natychmiast ruszył wydawać polecenia.

Do wampira podbiegł Biskup Meridian, zdziwiony i przerażony rozkazem, który wydał Marcus.
- Co robisz, głupcze? Chcesz zabić nas wszystkich?! Oni tylko na to czekają!

Marcus w odpowiedzi spojrzał zimno na duchownego.
Biskup zadrżał widząc zimny ogień w oczach wampira.
- Robię to, co do mnie należy, eminencjo. Ja i moi Sarafanie znamy się na wojnie, wiemy co robimy. Buntownicy zostali zaatakowani od tyłu, a my skorzystamy z okazji i urządzimy wycieczkę, by wziąć ich w kleszcze. Nie będą mieli szans.
- Niech tak będzie, skoro już wprowadziliście tę decyzję w czyn, to nie mogę już nic zrobić. - Biskup ustąpił, zrezygnowany. - Jeśli jednak mam zginąć z rąk Cabal, to wyłącznie z bronią w ręku. Podajcie mi miecz!

Decyzja duchownego wzbudziła niechętny szacunek wampira, który nie spodziewał się takiego aktu odwagi po przedstawicielu elity społecznej. Brama została otwarta i Sarafanie wysypali się na zgromadzonych powstańców krzycząć "Sarafan" ile mieli sił w płucach. Po drugiej stronie rozbrzmiały okrzyki radości. Marcus przekonał się, że tam ciągle wrzała bitwa. Sam też przystąpił do dzieła. Jego ostre szpony przebijały ciała powstańców, ich krew dawała mu siłę, by mógł korzystać ze swych Mrocznych Darów. Często znikał z oczu zaskoczonych buntowników, by potem móc wyrwać im serca, kiedy najmniej się tego spodziewali. Marcus nasycał się śmiercią swych wrogów, odczuwał euforię widząc skuteczność swych Mrocznych Darów. Kain popełnił błąd nie doceniając go, gdyby tylko go widział w tej chwili... "Najpierw zmusiłbym go do oddania mi hołdu a potem wyrwałbym jego czarne serce i kazał mu patrzec, jak zamiera..." - to było jedno z największych, niespełnionych marzeń Marcusa.

Tymczasem musiał zadowolić się pomniejszymi zdobyczami. Kiedy otoczyło go czterech krwiopijców, on sięgnął do umysłów każdego z nich. Byli silni, mieli wielki potencjał.
- Klęknijcie przed mą potęgą. Oddajcie mi cześć i uznajcie za swego Mrocznego Boga. - rzekł Marcus, wznosząc ramiona w górę.
Złapali się za głowy, krzyknęli rozpaczliwie, walcząc z naporem myślowego ataku wampira, ale przegrali. Stopniowo każdy z nich padał na kolana i pochylał się w geście szacunku.
- Jesteś naszym jedynym władcą. Żyjemy, by ci służyć. Rozkazuj, a twa wola będzie wykonana.
- Zniszczcie tych, których uważaliście za swych braci. Zniszczcie wszystko, co w przeszłości łączyło was z Cabal. Teraz łączy was tylko służba mojej sprawie. - wyrzekł Marcus.

A oni posłuchali i dobrze się sprawili w swym krwawym czynie, obracając się przeciw tym, którym niegdyś przysięgli lojalność. Okrzyki zaskoczenia i rozpaczy, które rozeszły się w szeregach powstańców, były muzyką dla uszu Marcusa.

Kiedy bitwa dobiegała końca, a powstańcy zostali niemalże wybici do nogi, Marcus spotkał Sebastiana. Najważniejszy sługa Lorda Sarafan wyglądał na wyczerpanego walką, a jego zbroja była wgnieciona i poprzebijana w wielu miejscach, co dobitnie świadczyło o otrzymanych w walce ranach. Osmalony i ochlapany krwią, wyglądał niezwykle przerażająco. Z jego miecza skapywały czerwone krople. Oczy i twarz wampira były jak zawsze nieprzeniknione.

Skinęli sobie głowami na powitanie.
- Wielki Sebastian, jak zawsze ratuje sytuację, a potem zbiera pochwały u Lorda Sarafan? - zapytał ironicznie Marcus.
- Ktoś musi, kiedy inni się nie przykładają. - zripostował zapytany.
Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem, wyglądało to bardziej na zaproszenie do walki niż normalny wstęp do rozmowy, ale potem roześmieli się i rozluźnili.
- Stary, dobry Sebastian. Zawsze ambitny pragmatyk. Tylko ktoś z takim podejściem do życia może znaleźć sie na szczycie. - stwierdził Marcus.
- Ty zaś jak zawsze kryjesz się na uboczu, czekając na okazję w cieniach? Typowe dla twej osoby. Ciekawe, czy Kain by się ze mną zgodził?
- Och, on tak zawsze narzekał na ten element mej osobowości. Teraz zaś nie żyje... Zatem kto miał rację, ja czy on?
- Zawsze miałeś gadane, Marcus, nic dziwnego że Kain tak cię nie znosił. Rozdęte ego mu na to nie pozwalało. - Sebastian ustąpił w dyspucie. Nagle jego uwagę zwróciło coś innego. Wokół głów części cywilów i kapłanów unosiła się chmura kolorowych jasnoróżowych gwiazd. Wampir zauważył, że nikt oprócz niego nie zwracał uwagi na ten detal, co wydało mu się podejrzane. - Co im się stało, Marcus? Coś im zrobiłes?
Zapytany zaśmiał się delikatnie, błyskając ostrymi kłami.
- Cóż, czasami strach czy wiara w życie po śmierci to za mało, by walczyć dalej. Musiałem ich... zachęcić, inaczej nie byłoby z nich żadnego pożytku. Moje moce wzrosły, Sebastianie. Zobacz, tam są nawet inne wampiry.
- Zatem oto twój Mroczny Dar w pełnej krasie. Cieszę się, że jesteśmy po tej samej stronie, ale ostrzegam: nie próbuj tego ze mną. Jestem zbyt potężny, by to na mnie zadziałało. - stwierdził Sebastian.
- Niemniej, mogę wyczuć twoje myśli. Jesteś zaniepokojony i lekko zdegustowany, nieprawdaż? Jeśli władasz umysłem przeciwnika, to walka traci sens. On sam się zabije na twój rozkaz.

Razem powrócili do Katedry, by odpocząć i zastanowić się, co dalej począć. Do narady dołączył Biskup Meridian, sir Martin i dwójka kapitanów dowodzących Sarafanami broniącymi Katedry. Szybko wywiązała się gorąca dyskusja, gdyż każdy miał dość rozbieżne stanowisko. Biskup chciał, by wszyscy zostali dalej bronić Katedry, tak na wszelki wypadek. Marcus optował za odbiciem Górnego Miasta. Sebastian uznał, że najlepiej będzie przełamać blokadę Dzielnicy Przemysłowej, a rycerz Martin poparł jego stanowisko, dwójka kapitanów zaproponowała wesprzeć Niższe Miasto.

Już sprzeczali się jakąś godzinę, kiedy zawiadomiono ich o nadejściu armii Lorda Sarafana, która zatrzymała się przy Katedrze w drodze do Niższego Miasta. Parę chwil później spotkali się z samym Wielkim Mistrzem.
- Dobrze się spisaliście, za co zostaniecie wkrótce sowicie wynagrodzeni. - obiecał. - Teraz musimy ruszać dalej, Nosgoth czeka na wyzwolenie spod jarzma wampirów i ich popleczników. Mam też rozkazy dla każdego z was. Sebastianie, - zaczął. - jako Strażnik Kamienia Nexus, weź tylu ludzi ilu trzeba i zniszcz blokadę Dzielnicy Przemysłowej. Już wysłałem tam częśc mej armii, oprócz tego wesprze was tamtejszy garnizon. Marcusie, ty zostaniesz tutaj, by wyzwolić Wyższe Miasto. Wy, rycerze Sarafan - Wielki Mistrz zwrócił się teraz do sir Martina i oficerów. - udacie się razem ze mną, by odbić Niższe Miasto.

Podwładni zgodzili się bez cienia sprzeciwu, zatem zaraz po naradzie doszło do szybkiego podziału armii. Każdy wziął przysługującą mu część żołnierzy i ruszył na wyznaczoną przez Wielkiego Mistrza misję. Generał Hyldenów spojrzał daleko przed siebie, jakby próbując coś zobaczyć przez mgłę przyszłości. Potem wydał rozkaz wymarszu. Powstanie weszło w swą ostatnią fazę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Nie 20:53, 22 Kwi 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Pią 17:01, 24 Lut 2012 Powrót do góry

Dobra, czyli jednak będą cztery części. Cóż, trudno. Jak ostrzegałem na początku mogą być drobne niejasności chronologiczne, ale chyba znajdziecie właściwy moment, kiedy Sarafan spotkał się z obrońcami Katedry. Jeszcze jedna część + być może napiszę jednoczęściowy szósty odcinek pełniący rolę epilogu.

------------------------------

Epizod V. Walcząc z nieuniknionym cz. III

Lord Sarafan przedzierał się przez szeregi przerażonej tłuszczy i rozwścieczonych buntowników. Towarzysząca mu hyldeńska gwardia przyboczna kroczyła tuż za nim, z ponurą determinacją gasząc kolejne żywoty niczym świece na wietrze. Władca Nosgoth znaczył sobie krwawą drogę przez miasto, a nikt nie był w stanie mu się przeciwstawić. Zmierzał w kierunku Twierdzy Sarafan, słusznie przypuszczając, że tylko ona mogła najskuteczniej się obronić. Zamierzał zebrać kogo tylko się dało i ruszyć w kierunku Wyższego Miasta, by z pomocą tamtejszego garnizonu wspomaganego przez kapłanów Biskupa oraz Sebastiana z Marcusem, odbić tę dzielnicę, a następnie skierować uwagę na kolejne obszary.

Jednak Generał zdawał też sobie sprawę z tego, że rzeczywistość nie zawsze musi dostosowywać się do ustalonego planu. Wiedział, że Cabal jest już świadome jego powrotu i zaangażuje wszelkie dostępne siły, by przynajmniej opóźnić jego marsz do Twierdzy. Jeśli wampiry w tym czasie zajmą większość Meridian to nawet Soul Reaver nie będzie w stanie wiele poradzić, szczególnie jeśli Dzielnica Przemysłowa padnie a Kamień Nexus zostanie przechwycony. Wtedy nadejdzie koniec.

Na szczęście sytuacja nie prezentowała się aż tak tragicznie. Brama prowadząca do Kanionów znajdowała się w zachodniej części Wyższegi Miasta, a ta dzielnica sąsiadowała od północy z Twierdzą Sarafan, zatem Wielki Mistrz nie miał zbyt dalekiej drogi do pokonania. Po drodze udało mu się znaleźć kilka oddziałów Sarafan, które zmierzały by udzielić wsparcia obleganej Katedrze. Dzięki nim dowiedział się o sytuacji w Meridian, wieść o udanej obronie Dzielnicy Przemysłowej rozwiała obawy Lorda Sarafan. Tak długo jak miał Reavera i Kamień, wygrywał tę partię. Cabal musiało w końcu ulec.

Wielki Mistrz pozostawił przy sobie jedynie Hyldeńskich Wojowników, by przyspieszyć swój przemarsz, a Sarafan odesłał do obrony Katedry. W połowie drogi natrafił na lepiej zorganizowany i zmasowany opór buntowników, zamiast miejskiej hołoty trafił na wyszkolonych żołnierzy oraz liczne wampiry. Instynktownie wyczuł, że w jego własnej armii znaleźli się zdrajcy, którzy wyszkolili tych żołnierzy w sztuce wojennej. Z pewnej strony poczuł wdzięczność dla wybuchu powstania w tej właśnie chwili. Nadeszła pora na oddzielenie ziarna od plew. Nadeszła pora na... wielką czystkę w całym Nosgoth. Oddzielić tych co są wierni wobec nowego porządku świata, od zdrajców. Zdrajców którzy odrzucali to, co Hyldeni im ofiarowali i bratali się z przeklętymi wampirami.

Lord Sarafan uśmiechnął się triumfalnie. Wygląda na to, że powstanie jedynie go wzmocni, oczyszczając jego nowe imperium z obecności zdrajców i nikczemników. Gdyby tylko dostał możliwość zniszczenia Voradora i jego dowódców, sukces Generała stałby się kompletny.

Wielki Mistrz pogrążony w swych dalekosiężnych planach niemal zapomniał o tłumie szkodników, który ośmielił się stanąć stał na jego drodze. Wystąpił naprzód, spoglądając z góry na zgromadzonych ludzkich żołnierzy i wampirów. Hyldeńscy wojownicy stali w szeregu za swym przywódcą, nie kryjąc swych prawdziwych postaci. Buntownicy poczuli ukłucie kiełkującego strachu w swych sercach, ale dyscyplina przeważyła i pozostali.
- Cóż my tutaj mamy? - zapytał Lord Sarafan. - Bojowników o wolność? Mężów stanu? Nie wiem za kogo się uważacie, ale jesteście bandą głupców, psów trzymanych krótko na łańcuchu Voradora. Wiernie wypełniacie wolę swego pana, ale jestem gotów wam przebaczyć w mej łaskawości. Klęknijcie i uznajcie mnie za Władcę Nosgoth, a oszczędzę was. Ten wybór daję tylko ludziom, was, Stwory Nocy, czeka tylko zagłada. Wasza zaraza zostanie wymazana z oblicza Nosgoth.

Rzeczywiście, część ludzi poczuła respekt przed potęgą Wielkiego Mistrza. Skruszeni, wysunęli się naprzód i oddali pokłon Władcy Nosgoth. Wampiry jednak zasyczały nienawistnie, rozległy się gniewne pomruki, a zaraz potem, bez żadnego ostrzeżenia, nastąpił atak. Lord Hyldenów zaśmiał się głośno, kiedy widział szarżujących przeciwników i wystąpił dzierżąc w ręku Soul Reavera. Buntownicy choćby chcieli się zatrzymać na widok tego Oręża samej Śmierci, byli porwani siłą pędu i wpadli prosto pod bezlitosne ostrza Hyldenów. Wojownicy rąbali swymi czarnymi ostrzami nadchodzące fale powstańców, krocząc za swym panem, który Soul Reaverem sądził i karał. Hyldeni pozostawiali za sobą porąbane ciała, brodząc po kostki we krwi, nie dając pardonu już nikomu, nawet ludziom, którzy wcześniej oddali pokłon, a teraz zostali porwani przez tłum. To było zgromadzenie zdrajców, a kto zadaje się ze zdrajcami, sam staje się zdrajcą.

Nikt nie ocalał by zanieść wieść o niepowodzeniu misji, Lord Sarafan nie niepokojony już przez żadnych napastników, bez żadnych przeszkód zdołał dotrzeć do Twierdzy. Zebrał tam wszystkie dostępne oddziały Zakonu, pozostawiając jedynie niewielki garnizon do obrony fortecy. Następnie rozdzielił dostępne siły. Niewielką cząstkę swych wojsk wysłał na wschód z zamiarem przełamania blokady Dzielnicy Przymsłowej. Większość armii zostawił przy sobie i ruszył szybkim marszem do Niższego Miasta.

Po drodze zatrzymał się przy Katedrze, gdzie napotkał Sebastiana razem z Marcusem, Biskupem i oficerami Sarafan. Każdemu ze swych dowódców powierzył inne zadania i oddał określone siły, jakie uznał za wystarczające. Następnie kontynuował swój pochód na południe.

Okazało się, że Niższe Miasto poniosło prawdopodobnie największe straty ze wszystkich dzielnic, ale obecnie Sarafanie zdołali przejąć część budynków i ulic. Wsparcie Hyldenów z Kamiennej Twierdzy okazało się niezwykle pomocne. Lord Sarafan ucieszył się, że tajny projekt jaki powstawał w podziemiach Twierdzy, pozostał nieodkryty. Jeszcze nie nadszedł czas, by objawić go światu. Jeszcze nie.

Armia Wielkiego Mistrza zdołała przeważyć szalę zwycięstwa na właściwą stronę. Walki uliczne rozgorzały ze zwielokrotnioną siłą. Siły Cabal były w tym rejonie świetnie zorganizowane i walczyły z ponurą determinacją. Otrzymywały też wsparcie z Doków i Zagłębia Przemytników. Lord Sarafan miał też wrażenie, że ruch oporu miał dobrze zorganizowaną kryjówkę także tutaj.

Czyżby otrzymał w końcu szansę zlikwidowania Sanktuarium Voradora raz na zawsze? Takiej okazji nie wolno było zmarnować. Zgodnie z planem, jaki ułożył ze swoimi strategami, Sarafanie mieli wyprowadzić serię skoordynowanych ataków, przejmując ważne strategicznie miejsca: Bibliotekę Meridiańską, budynek poczty oraz Rynek Główny. Armię rozdzielono na trzy części i przydzielono do każdej także Hyldenów, by zwiększyć szansę powodzenia misji.

Walki toczyły się ze zmiennym szczęściem. Pierwsze trzy ataki zostały odparte z ciężkimi stratami po obu stronach, gdyż wampiry były zajadłe w gniewie i stawiały zaciekły opór, a wspierający ich ludzie bali się stryczka, zatem strach okazał się być wystarczająco skuteczną motywacją do walki. Kolejne dni miały okazać się decydujące. Potyczki trwały cały czas, gdyż dym z płonącego Meridian niemal całkowicie zasłaniał niebo, umożliwiając wampirom ciągłą walkę. Ostatecznie Sarafanie przeważyli, przełamali blokady ustawione przez buntowników i kolejno zajmowali trzy wyznaczone budynki. Cabal zostało zmuszone do odwrotu, ale kiedy Zakon już zamierzał ruszyć odbić Doki i Zagłębie, nadszedł niespodziewany zwrot wydarzeń.

To była ósma noc powstania. Choć niebo było mroczne, a gwiazdy niewidoczne, płonące miasto czyniło świat jasnym jak w dzień. Słychać było, jak zawsze, odgłosy toczonej bitwy. Sarafanie ciągle nacierali, próbując przejąć most prowadzący do Zagłębia Przemytników, a powstańcy ciągle ustępowali, nie będąc w stanie przeciwwstawić się takiej potędze. Nastroje w armii Zakonu były dobre, żołnierze wyczuli odmianę losu. Teraz mogło być tylko lepiej, w końcu władza Cabal kurczyła się z każdą godziną.

Zapomnieli jednak, że los lubi płatać figle.

Wyrośli jak spod ziemi i urządzili rzeź na niczego niespodziewających się Sarafanach. Przerażeni żołnierze nie spodziewali się "świeżych sił" wynurzających się znikąd i mordujących wszystko co było im wrogie. Szturm na bramę do Zagłębia został odparty. Rozwścieczony Lord Sarafan wziął kogo tylko mógł i osobiście poprowadził ofensywę na bramę.

Wtedy też natrafił na owe "demony" o których opowiadali przerażeni żołnierze. To była elita Cabal. Wampiry nazywały ich "Łowcami Cieni", gdyż opanowali wykorzystanie mroku do perfekcji. Sabotaż, skrytobójstwo, otwarta walka. Mogli zrobić wszystko. Do Łowców należały najstarsze i najbardziej doświadczone wampiry o dobrze rozwiniętych Mrocznych Darach. Nie przyjmowano tam młodzików, tylko starszych, zasłużonych dla Cabal krwiopijców. Mówiło się, że każdy z nich przechodził własny, zabójczy test. Zadanie, zlecane przez samego Voradora, mające nie tylko dowieść zdolności, ale też oddania sprawie.

Wynurzyli się z otaczających ich cieni. Lord Sarafan dostrzegł ich czarne stroje, odarte z typowej dla wampirów ekstrawagancji. Łowcy byli ubrani w mocne, ćwiekowane skórzane zbroje. Pancerze wyglądały na umagicznione jakąś ponurą, mroczną magią wampirów, gdyż wydawały się pochłaniać światło, oddając cień. Efekt był taki, że Łowcy roztaczali wokół siebie aurę mroku i zepsucia. Ich głowy zasłaniały kaptury, nadając im anonimowość, wzbudzającą strach przed nieznanym. Uzbrojeni byli w różnorodną broń, od sztyletów po długie miecze i topory. Nosili pasy do których mieli przypięte różnorodne przedmioty jak wytrychy czy flakony pełne wybuchowych mikstur. Lord Sarafan wyczuł, że byli silni dzięki swym Mrocznym Darom, ale wiedział, że będą bezradni wobec potęgi Soul Reavera. Już miał wydać rozkaz ataku, kiedy na scenę wkroczyła kolejna postać.
- Zatem nareszcie się spotykamy? - zapytał Wielki Mistrz. - Długie lata czekałem na ten moment.
- Pięćdziesiąt pięć lat to dla ciebie długie lata? To dla naszych ras ledwie mgnienie. - odparł Vorador. Prastary wampir ubrany był w brązowy dublet przetykany złotą nicią. Na środku piersi nosił przypiętą czerwoną, okrągłą broszę, a na pazurach lśniło kilka pierścieni. Przy wygodnych zielonych spodniach wisiała czarna pochwa na miecz, który właśnie znajdował się w szponach Voradora. Skóra wampira miała zgniłozielony kolor, uszy były długie i spiczaste, a oczy żółte i spokojne. W niczym nie przypominał dawnego sadysty ze swego Dworu w Lesie Termogent, tak ubiorem jak zachowaniem.
- Nie rozśmieszaj mnie, wampirze, reformowany rzeźniku ze swego zgniłego leśnego zagajnika. - wycedził zimno Lord Hyldenów. - Popełniłeś błąd, otwarcie sprzeciwiając się mej władzy, choć muszę przyznać, opracowany przez ciebie plan był zaiste perfekcyjny. Niestety, wykonanie było dużo gorsze. Następnym razem, zanim wzniecisz ogólnonarodowe powstanie, dobierz lepszych współpracowników.
- To jeszcze nie koniec. Wojna wciąż trwa, a twe zwycięstwo nie jest jeszcze pewne. - ostrzegł Vorador. - Uważaj, żebyś się nie przeliczył.
Lord Sarafan prychnął rozbawiony.
- Twoja żałosna armia poszła w rozsypkę, gdyż to JA tak zadecydowałem. To moja wola rządzi tym światem, nie twoja ani żadnego innego wampira. Wy przegraliście na samym początku, to MY jesteśmy przyszłością. Was czeka jedynie zapomnienie. To JA jestem twoją śmiercią, tak jak byłem śmiercią dla Kaina. Czyżbyś o tym zapomniał? - zadeklamował Generał.
Przez twarz Voradora przebiegło wiele emocji. Gniew, strach, niepewność, ulga. Może wszystkie na raz, może żadna z nich.
- Być może, mój Lordzie, rządzisz Nosgoth, ale nic nie trwa wiecznie. Pewnego dnia zostaniesz obalony i ja to będę widział.
- Sam nie wierzysz w to co mówisz. Nasza władza będzie trwała wiecznie, gdyż nie jest zbudowana na kłamstwie, jakie razem z Antycznymi próbowaliście nam wmówić. Powróciliśmy by dokonać zemsty i wymierzyć wam sprawiedliwość. Nasza racja jest słuszna! Odzyskamy to, co utraciliśmy! - obiecał Lord Hyldenów. - Teraz pora umierać, wampiry! Ciemność czeka na was!

Lord Sarafan ruszył na Voradora, kiedy jego oddział zwarł się z Łowcami Cieni. Prastary wampir wzniósł swój miecz do sparowania ciosu. Broń krwiopijcy w wykonaniu przypominała Soul Reaver, a Lord Hyldenów znał historię swej broni.
- Doceniam tę subtelną ironię zabicia cię twą własną bronią. Gdzież jest twój wybraniec, Kain? Przecież miał dzierżyć tę broń, cóż się z nim stało? - zaszydził Hylden. - Przepadł, a razem z nim cała wasza nadzieja. Jesteście zgubieni.
- Ta kwestia jeszcze nie została rozstrzygnięta, mój Lordzie, twoja pycha i zaślepienie w końcu cię zniszczą. - odpowiedział Vorador.

Odskoczyli od siebie, by po chwili ponownie połączyć się w zabójczym tańcu dwóch mieczy. Soul Reaver migał w rozbłyskach światła, kiedy Lord Sarafan z nadludzką szybkością wykonywał kolejne młyńce, na które Vorador odpowiadał szerokimi, precyzyjnie wymierzonymi cięciami. Wymiana ciosów nie przyniosła rozstrzygnięcia, aż wampir zaryzykował nagły cios z wypadu, celując na pierś i głowę Hyldena, chybił jednak i został zmuszony do odwrotu przez potężne pchnięcie Reaverem, które miało na celu wyprucie jego wnętrzności. Korzystając z powstałej luki, natychmiast skontrował cięciem skierowanym na szyję Lorda. Generał przyklęknął na prawe kolano, składając broń do szybkiej parady, z ledwością unikając trafienia. Zaraz potem wystrzelił jak sprężyna uderzając Voradora płazem Reavera w twarz i poprawiając opancerzoną pięścią. Wampir zatoczył się oszołomiony i upadł. Lord Sarafan uniósł miecz by wbić pionowo w serce Voradora, jednak wampir pospiesznie cisnął w pierś Generała kulę fioletowej energii, która właśnie pojawiła się w jego dłoni.

Siła magicznego ataku była na tyle duża, że Lord Sarafan został odrzucony dobre kilka metrów do tyłu i mocno uderzył o ziemię. Hylden sapnął ciężko, próbując złapać głębszy oddech. Jakiś zabłąkany w ogniu bitwy wampir spróbował dobić Władcę Nosgoth sztyletem, ale rozwścieczony Lord Sarafan chwycił go za gardło, prędko miażdżąc je w swym żelaznym uścisku. Oczy krwiopijcy wyszły na wierzch, zaczął rozpaczliwie wierzgać kończynami, ale całkowicie niezrażony Hylden wyłuskał sztylet z jego drżących palców i wbił w serce.

Vorador właśnie zdołał się podnieść, ale nie był w stanie pomóc młodzikowi. W jego oczach błysnęła iskra żalu, że tak stracił kolejną bliską mu istotę, nie potrafił jej ocalić. Lord Sarafan podniósł Reavera i skierował ostrze w stronę starszego wampira, czekając na jego reakcję. Żal, który poczuł Vorador, szybko ustąpił miejsca narastającemu gniewowi. Wampir krzyknął, wkładając w swój atak całą nagromadzoną rozpacz i złość, wzmacniając siłę uderzenia. Generał zablokował straszliwe cięcie, które przepołowiłoby go w pasie, miał wrażenie, że ziemia się zatrzęsła, gdy doszło do zderzenia dwóch ostrzy. Lord Sarafan odpowiedział podstępną fintą, prowokując wściekłego Voradora do popełnienia błędu. Wampir zbił cięcie miecza na prawo i uderzeniem szybszym od światła natarł na Hyldena. Tylko łut szczęścia połączony z krótkim czasem reakcji, pozwoliły Generałowi na zablokowanie ciosu wampira Reaverem. Vorador warknął i ruszył do przodu, szybko skracając dystans. Zanim jednak opuścił miecz na znienawidzonego wroga, pocisk z Soul Reavera rozprysnął się na jego piersi, wyrzucając go w powietrze.

Lord Sarafan ponowił magiczny atak, odrzucając Voradora na ścianę najbliższego budynku, czyniąc w niej sporą dziurę. Władca Nosgoth zbliżał się powoli, emanował spokojem i pewnością siebie, oczy płonęły mocniejszym płomieniem niż kiedykolwiek. To była chwila jego ostatecznego triumfu, największego zwycięstwa.
- Nie jesteś w stanie mi się przeciwwstawić. Nikt w całym Nosgoth nie może tego uczynić. Wygrałem, razem z twoją śmiercią, wampiry znikną z oblicza Nosgoth. To, co zaczęła nasza Klątwa Krwi, skończy ma dłoń, dzierżąca waszą broń. Poetycka sprawiedliwość, nieprawdaż? Instrument waszego zbawcy przyczyni się do waszej zagłady. Kiedy przestaniecie istnieć, Nosgoth nareszcie będzie wolne. Mogę wyczuć twój strach... Dlaczego boisz się śmierci, Voradorze? Przecież Starszy wam powtarzał, że to konieczny element istnienia, cóż w tym strasznego? - Lord Sarafan zaśmiał się, czerpiąc satysfakcję z obracania ideałów Antycznych w pył. - Obraca Kołem Przeznaczenia, cyklem śmierci i narodzin. To męczące zadanie, pewnie musi się pożywić. Idź i nakarm go swą głupotą, Wampirze!

Lord Sarafan ciął Reaverem, ale ostrze nigdy nie dosięgło celu.

Vorador podniósł głowę i ujrzał, że stało nad nim pięciu wampirów, Łowców Cieni. Za nimi biegło dwudziestu Sarafan na pomoc swemu władcy. Ciężko ranny przywódca Cabal został podniesiony za ramiona przez dwóch wampirów. Pozostała trójka cisnęła flakony z dziwnym czarnym płynem. Tajemna mieszanka zareagowała z powietrzem, tworząc kłęby ciemnego, gęstego dymu. Zdezorientowani Sarafanie w większości pogubili się we mgle, ale glyphowi rycerze nie dali się zwieść i prowadzeni przez Sir Martina, kontynuowali pościg.

Reszta Sarafan utworzyła ochronny okrąg wokół Lorda Hyldenów, który dość szybko dochodził do siebie. Zdał sobie sprawę, że jakimś cudem został ogłuszony. Grymas wściekłości wykrzywił jego twarz, gdy przypomniał sobie sylwetki kilku wampirów, które zabrały Voradora ze sobą.
- Na co tutaj czekacie, głupcy?! Za nimi, nie mogą uciec! - rozkazał.
- Nie znajdziemy ich w tej mgle, mój panie. - odezwał się jeden z Sarafan. - Rycerze glyphowi ruszyli za nimi, a my zostaliśmy, by strzec twego bezpieczeństwa aż się nie przebudzisz.

Lord Sarafan nie skomentował, że niepotrzebnie zrugał swych wiernych żołnierzy. Wstał, podpierając się na Reaverze i spojrzał przez mgłę. Jako Hylden, widział lepiej niż ludzie, ale nie był w stanie dostrzec niczego i doszedł do wniosku, że znaleźli się poza zasięgiem jego wzroku.
- Ruszamy za nimi, potrafię przeniknąć przez ciemności tej mgły, poprowadzę was. Wampiry nie mogą uciec.
- Rozkaz, mój panie! - zasalutował żołnierz. - Sarafanie, naprzód!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pon 22:36, 05 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Sob 18:55, 25 Lut 2012 Powrót do góry

Proszę bardzo, ostatnia część tego epizodu. Powstanie o Meridian roku 255 po Upadku Filarów powoli dobiega końca. Epizod VI spełni rolę zakończenia, epilogu. Jeszcze się waham, czy działania Marcusa w Wyższym Mieście i Sebastiana w Dzielnicy Przemysłowej przedstawić w poszczególnych częściach, czy upchać wszystko w jednym odcinku opisującym obecną sytuację. Pomyślę, zobaczę. W każdym razie tak zakończy się Drogą, którą Podążam. Być może I akt opery mydlanej, jaką już od pewnego czasu serwuję, a która dla was (spekulacje) nie ma żadnego sensu. Po co o tym pisać, jak wiadomo, że Lord Sarafan + Sebastian przeżyją by otrzymać lanie od Kaina? Razz Tymczasem nowa postać po stronie Cabal zalicza tutaj swój debiut. Powinien pełnić ważną rolę w kolejnych odcinkach.

----------------------

Epizod V. Walcząc z nieuniknionym cz. IV

Szóstka wampirów uciekała przez płonące miasto, ścigana przez kilkudziesięciu Sarafan i Lorda Hyldenów. W normalnych warunkach byliby w stanie im uciec, lecz teraz było to niemożliwe. Po pierwsze, ścigali ich glyphowi rycerza, uciec przed nimi było naprawdę wielkim wyzwaniem. Po drugie, jeden wampir był ranny.

Vorador jęknął głośno, kiedy ręka jednego z nosicieli ścisnęła zbyt mocno jego osłabione ciało. Wampir cicho przeprosił za ten błąd. Dawny władca Termogent zbył to lekkim machnięciem ręki, teraz nie było na to czasu. Musieli go nieść we dwóch, zawieszając jego ramiona na swych barkach. Lord Sarafan okazał się zbyt potężnym, by móc go pokonać. Vorador boleśnie zdał sobie sprawę, że gdyby nie jego dzieci, już dawno by nie żył. Gardło bolało go z braku krwi, cenny płyn pomógłby mu dojść do siebie, ale nie było czasu, by znaleźć jakąś ofiarę, Sarafanie deptali im po piętach. Zaczajenie się na nich w zasadzce też nie wchodziło w grę, było ich za mało. Zresztą na czele pościgu stali rycerze glyphowi przed którymi nie dało się ukryć.

Pozostała trójka wampirów prowadziła ich przez miasto, do jednej z licznych kryjówek Cabal w tym rejonie. Liczyli na to, że zgubią pościg w labiryncie korytarzy, których było pełno w każdej placówce ruchu oporu. Nie przejmowali się tym, że Sarafanie poznaliby w ten sposób część kryjówek. Powstanie było skazane na klęskę, większość wampirów już zginęła w licznych potyczkach, stąd duża część kryjówek stanie się niepotrzebna. Vorador widział beznadziejność sytuacji w jakiej się teraz znaleźli. Musieli zmienić sposoby działania, skończyć z otwartą walką. Skupić się na działaniach sabotażowych i przetrwaniu całej rasy. Każdy wampir był na wagę kielicha najlepszej krwi. Musieli czekać, dopóki Kain nie powróci, a to wcale nie było takie pewne. Może lepszym rozwiązaniem byłoby od razu poderżnąć sobie gardła i oszczędzić cierpienia... Mogą minąć stulecia, zanim nadejdzie czas przebudzenia, Mogą zostać odkryci, wybici do nogi, a nawet gdyby Kain powrócił... Ponownie spróbowałby podbić Nosgoth, nieważne za jaką cenę. Strażnik Balansu był zbyt niebezpieczny. Vorador bał się zniszczeń, jakie wampir aspirujący do miana Cesarza Nosgoth mógłby spowodować, miał jednak przeczucie, że to może być ostatnia deska ratunku dla rasy wampirów. Nic nie było pewne - nawet to, czy Kain w ogóle żył i mógł powrócić.

Szóstka wampirów uciekała długo i niestrudzenie, nie bacząc na zmęczenie czy głód krwi. Sarafanie również wykazali się wielką determinacją, nie tracąc tropu i kontynuując pościg z wielkim zaangażowaniem. Wampiry podjęły decyzję, by na chwilę przystanąć i rozpocząć pospieszną naradę. Vorador z ulgą usiadł, powoli zbierając stracone siły. Zbliżył się do niego jeden z wampirów, który ściągnął maskę.
- Jak się czujesz, panie? - zapytał niskim, ale czystym głosem.
- Ciężko, ale przeżyję. Powinniśmy iść dalej, choć przyznaję, postój dobrze mi zrobi. - odparł Vorador. - Widzę, że jakiś plan krąży po twej głowie. Mów szybko, mamy mało czasu.

Wampir przez chwilę nic nie mówił, jakby szukał odpowiednich słów. Był ubrany w typowy czarny strój skrytobójcy Łowców Cieni. Miał krótko ostrzyżone ciemne włosy, badawcze żółte oczy, które sprawiały wrażenie, jakby chciały się wwiercić wgłąb czyjejś duszy. Dość mocno rzucały się w oczy jego chorobliwie blada skóra (co było typowe dla wampirów) i czarne, wąskie usta, których jednak nie farbował. Twarz uzupełniał krótki, szeroki nos i spiczaste uszy. Jego ciało było umięśnione i wygimnastykowane, zdradzające długie lata walki oraz ciężkiego treningu.
- Trzeba odwrócić uwagę Sarafan, dać wam czas na ucieczkę. Zostanę, by przytrzymać ich jak najdłużej. Wy uciekajcie, doprowadźcie naszego przywódcę w bezpieczne miejsce.
- To jest samobójstwo, nie zgadzam się na to. Nie teraz, kiedy cała nasza rasa jest zagrożona. - pokiwał przecząco głową Vorador.
- To jedyny sposób. - naciskał wampir. - Zostaniesz razem z Wilhelmem i Christofem. Oni zabiorą cię w bezpieczne miejsce. Jako eskorta zostanie jeszcze dwóch moich najlepszych ludzi.
- Zostaniemy razem z tobą. - towarzysze wymienieni z imienia jasno określili swoje stanowisko. - Nie zostawimy cię samego, razem będziemy mieć większe szanse na spowolnienie pościgu.
- Możliwe, że macie rację. Spodziewałem się takiej odpowiedzi z waszej strony, ale nie chciałem was narażać na niebezpieczeństwo. Mimo wszystko cieszę się, że będziecie ze mną, kiedy nasza walka dobiega kresu.
- Nie rób tego, to szaleństwo, nie wystawiaj swego życia na szwank bez potrzeby. Bardziej przydasz się tutaj, kiedy w końcu dotrzemy do schronienia, będziemy musieli kontynuować walkę. - powiedział Vorador. - Jesteś potrzebny Cabal.
- Wypełnię me zadanie, mistrzu. Po to zostałem stworzony. Nie zawiodę cię. Ruszajmy.

Trójka wampirów szybko zawróciła w stronę awangardy oddziału Sarafan i zniknęła w mroku, zaraz po tym jak zmienili kierunek.

***

Sir Martin przystanął w miejscu i rozejrzał się wokoło. Pięciu glyphowych rycerzy podążających za nim uczyniło dokładnie to samo. Już od dłuższego czasu podążali za grupą uciekających wampirów niosących ciężko rannego przywódcę Cabal, Voradora. Rycerz nie wiedział, czy mógł liczyć na jakieś wsparcie, gdyż tylko magia glyphów umożliwiła mu podjęcie pościgu za uciekinierami. Pamiętał, że Lord Sarafan leżał unieruchomiony, prawdopodobnie nieprzytomny, obalony podstępnym atakiem. Reszta żołnierzy pozostała, by strzec jego bezpieczeństwa. Nawet gdyby ruszyli zaraz za nimi, pozostaliby daleko w tyle. Wampiry co jakiś czas rozpylały czarną mgłę, próbując zniechęcić ludzi do pościgu, ale to było zbyt mało by zwieść elitę Zakonu Sarafan, glyphowych rycerzy. Sir Martin w końcu przystanął w miejscu, gdyż wyczuł zbliżające się zagrożenie. Symbole glyphów rozbłysły mocniejszym światłem. Zbliżali się. Kto to mógł być? Krwiopijcy dostali wsparcie? Postanowili wrócić i zemścić się? Setki pytań rozbłysły w głowie rycerza. Jedynym sposobem, by odkryć prawdę było iść dalej.

Raz jeszcze podjęli pościg, a z kolejnymi ulicami jakie pokonywali, zbroje świeciły coraz mocniejszym światłem, a złe przeczucia Martina rosły. Zalecił wzmożoną czujność i kazał dobyć broni. Stopniowo zmniejszali tempo biegu, aż w końcu rycerz kazał im zupełnie przystanąć. Ich zbroje świeciły niczym najjaśniejsze latarnie.

Kiedy wampiry zdały sobie sprawę, że chowanie się nie ma sensu, gdyż zostaną niedługo odkryte, uderzyły bez wahania, ale precyzyjnie.

Jeden z Sarafan upadł na ziemię, przygnieciony wielkim ciężarem, który okazał się być wampirem. Zanim pozostali rycerze przybyli mu z pomocą, krwiopijca zatopił zimne ostrze w jego ciele. Człowiek zaharczał i splunął krwią, a potem znieruchomiał. Wampir rozmył się w ciemnościach.

Sir Martin zrozumiał podjętą taktykę i gestem rozkazał utworzyć ciasny okrąg. Zakonnicy przyjęli rozkaz, ale zanim uformowali pozycję, Łowcy ponownie uderzyli z cieni.

Dowódca Sarafan kątem oka dojrzał wampira, który skoczył w jego kierunku korzystając z Mrocznego Daru Skoku. Dzięki szybkiemu refleksowi zdołał wznieść tarczę i zaprzeć się nogami w ziemi. Siła pędu krwiopijcy zatrzęsła jego ciałem, upadł na plecy ale nie znalazł się w tak beznadziejnej sytuacji jak zabity wcześniej nieszczęśnik. Wampir ze zdziwieniem stwierdził, że zawisł na tarczy człowieka, który wbrew wszelkim przypuszczeniom wytrzymał Skok. Sir Martin wprawnym ruchem skierował tarczę w dół i przyszpilił wampira do ziemi. Bezradny krwiopijca zakończył swe nieżycie, gdy miecz Sarafana odrąbał mu głowę, która potoczyła się w stronę cieni.

W odpowiedzi Wilhelm i drugi wampir wyszli z cieni, nie kryjąc swej obecności. Rzucili przelotne spojrzenia na zwłoki towarzysza, ale potem zwrócili je w stronę Sarafan. W ich pazurzastych dłoniach tkwiły miecze posmarowane sadzą, to była sprytna metoda na ukrycie blasku ostrzy, przydatna, gdy trzeba było czekać ukrytym w cieniach. Rzucili się na Sarafan bez żadnego ostrzeżenia, mimo braku przewagi liczebnej.

Rycerze stawili im czoła, robiąc użytek ze swego opancerzenia i specyficznego wyszkolenia. Ich przeciwnicy rychło pokazali swoją siłę i zręczność, jak również talenty akrobatyczne. Lawirowali pomiędzy ostrzami sarafańskich mieczy, walcząc z kilkoma wrogami naraz, wykonując oszczędne ruchy, bardziej zbijając ostrza na bok niż otwarcie je blokując. Ich figury akrobatyczne i przewroty robiły spore wrażenie na rycerzach, którzy nosząc swoje ciężkie zbroje mogli jedynie popatrzeć z daleka. Sarafanie zdali sobie sprawę, że prędzej czy później zmęczą się, a wtedy wampiry ich zabiją. Martin domyślił się w przebłysku zrozumienia, że nie chodzi tutaj o możliwość zabicia ich, chodziło o umożliwienie Voradorowi ucieczki. Musieli działać szybko.

Dowódca Sarafan wzniósł bojowy okrzyk, szarżując wściekle na wampira. Krwiopijca liczył na to, że poigra ze zmęczonym człowiekiem, pozwoli mu się zbliżyć na jak najbliższą odległość, a następnie wykona unik lub zbije ostrze miecza. Tak też się stało, ale kiedy Sir Martin pozwolił na to, by jego oręż chybił, zdecydował się na pewien wysoce nieortodoksyjny ruch. Odpiął swoją tarczę i cisnął ją w twarz wampira. Zaskoczenie było całkowite. Tarcza trafiła perfekcyjnie w cel, miażdżąc mu usta, wybijając sporą ilość zębów i rozpłatując część twarzy.

Wilhelm poczuł ból większy niż kiedykolwiek w swym nieżyciu, na przemian jęcząc, płacząc i krzycząc ze straszliwego bólu. Sarafanie zgodnym ruchem rzucili się na wampira ze wzniesionymi ostrzami i zaczęli rąbać go na kawałki, szybko zmieniając jego ciało w pulsujący wór pełen posiekanych organów. Widok zaiste makabryczny.

Ostatni wampir zgiął się niemal wpół, zacisnął obie pięści i wysłał telekinetyczną falę uderzeniową, którą wzmocniła jego nienawiść. Sarafanie natychmiast runęli niczym drzewa wyrwane przez huragan. Wampir z grymasem wściekłości na twarzy dopadł pierwszego Sarafana i szybkim ruchem miecza rozpruł mu gardło, niechcący zapewniając mu szybką, choć krwawą śmierć. Pozostali Sarafanie zdążyli już wstać, a Sir Martin pierwszy zagrodził mu drogę, wznosząc ostrzegawczo miecz.
- Biegnijcie dalej! On jest mój! - krzyknął do rycerzy, choć nie zaryzykował spojrzenia za siebie. - Vorador nie może uciec.
Zakonnicy posłuchali jego rozkazu i natychmiast pobiegli dalej. Wampir zasyczał, odsłaniając kły. Ruszył do przodu, ale rycerz ciągle blokował mu drogę. Spojrzał na niego płonącymi oczyma, ale nie mógł nic zrobić.
- Jesteś potężny, nie przypominasz innych wampirów... Kim jesteś? - zapytał cicho Martin.
- Kim jestem...? Nietypowe pytanie, Sarafanie. Wy nigdy nie pytacie, tylko zabijacie. - wycedził wampir. - Ale chyba mogę ci powiedzieć. Jestem Baal, a ty jesteś martwy, daj mi tylko chwilę.

Wampir ciął nisko, niebezpiecznie. Rycerz w ostatniej chwili zdążył ustawić miecz pionowo, by zablokować atak. Zripostował potężnym horyzontalnym cięciem, mającym odrąbać głowę krwiopijcy. Baal uchylił się przed ostrzem i zanurkował pod obronę Martina, uderzając go pięścią w brzuch. Nadludzka siła wampira zgięła rycerza wpół, pozbawiając tchu. Ostatkiem sił wzniósł tarczę, która uchroniła go przed kończącym ciosem. Zaczerpnął powietrza i skontrował ukośnym cięciem na pierś. Baal pewnym ruchem zablokował cios, ale przebiegła finta Sarafana odsłoniła go na prawdziwe zagrożenie. Sir Martin skutecznie uderzył go na odlew tarczą w twarz. Wampir obrócił się w miejscu, po czym przyjął kolejne uderzenie tarczą. Upadł na ziemię, plując krwią ze zranionej twarzy i przegryzionego języka gdy zaciskał zęby z bólu. Martin wzniósł miecz do kończącego ciosu, ale Baal użył ostatniego asa w rękawie.

Buteleczka z zielonym płynem rozprysła się na ciele rycerza. Sarafan poczuł odpływające go siły, nogi zaczęły mu się trząść, zbroja stała się niewiarygodnie ciężka. Upadł łapiąc się za piersi i dysząc ciężko. Wampir obserwował uważnie reakcje człowieka, ale choć sam chciałby go teraz dobić, nie miał siły by wstać. Leżeli tak obaj, Sarafan i Wampir, jeden pragnący zabić drugiego, ale bez sił by tego dokonać.

Jednak Baal zaczął szybciej dochodzić do siebie. Wstał na chwiejnych nogach, podpierając się mieczem. Zaczął powoli zbliżać się do powalonego Sarafana, który patrzył, ale nie mógł nic zrobić.
- Wygrałem... - wychrypiał Baal. - Widzisz, nasz Mroczny Dar pozwala nam przetrzymać wszelkie przeciwności losu. Wy, ludzie, jesteście krótkowieczni i słabi. My jesteśmy na wyższym szczeblu łańcucha pokarmowego. Wy jesteście jedynie pokarmem. Pora umierać...
- Nie jestem tego taki pewien, wampirze. Przegraliście już na samym początku. Trzeba było nie wychylać się z waszych kryjówek, wyłapalibyśmy was jak szczury. Bez żadnego problemu. - rzucił rycerz w przejawie oporu.

Wampir ryknął dziko i rzucił się na Martina, ale rycerz poczuł w sobie zmianę. Miał wrażenie, jakby odkrył siebie na nowo. To była prawda, gdyż był nieświadomy obecności daru, z którego potęgi mógł właśnie skorzystać. Nie wiedział w jaki sposób, ale całkowicie nieświadomie mógł użyć magii. Z jego dłoni wykwitły jasnoniebieskie pociski czystej energii, które pomknęły na spotkanie Baala. Wampir krzyknął z bólu i niedowierzania, kiedy pociski zaczęły czynić spustoszenie w jego ciele. Miecz wypadł z jego drżących palców, kiedy uciekł między cienie z których wcześniej ośmielił się wychylić.
- To jeszcze nie koniec, Sarafanie! Będę miał swoją zemstę... - głos wampira niczym echo rozbrzmiał w głowie rycerza.

Ostatnie co jeszcze zobaczył, to nadbiegający zakonników prowadzonych przez Lorda Sarafan. Potem kojąca ciemność otoczyła go swym całunem.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Śro 21:11, 07 Mar 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
robaczek
Starożytny wampir


Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:08, 29 Lut 2012 Powrót do góry

Tym razem bez cytatów, stwierdziłam, że za dużo z nimi roboty. wstawię tylko strzałeczki, żeby się nie pogubić.

Arrow pirokinetyka kolejnymi ranami. Nagle ranny przeciwnik
Powtarzasz się. XD

Arrow - Poradziłbym sobie, ale dziękuję. - powiedział niechętnie Sebastian. - Przybyliście w samą porę. Co was zatrzymało tak długo?
Rozdwojenie jaźni? "poradziłbym sobie" (czyli spadać na bambus), "przybyliście w samą porę (czyli dobrze, że przyszliście, bo bym sobie nie poradził), "co was zatrzymało tak długo" (czyli co tak długo, zaraz by mnie zabili) WTF?!

Arrow - Byli również na podwórzu, jak widać dostali się też dalej. Są wszędzie, mój panie. - odrzekł Sir Martin. - Jakie są twe rozkazy?
To są na podwórzu, dalej czy wszędzie?

Arrow - Wielki Mistrz nie należy do takich, co
Nie wiedziałam, że Sebastian wyraża się jak jakiś trzepakowy pozer.

Arrow - SARAFAAAAN!!! ZA NOSGOOOTH!!! - ryknął dziko, a czterdzieści dziewięć głosów mu zawtórowało.
A pfff... Poza tym słowo "Sarafan" się odmienia.

Arrow Sebastian wykonał Skok, wzniósł wysoko ponad swą głowę,
co wzniósł?

-------------------------------------------

Arrow doświadczała z rąk oblegających
doświadczało!

Możliwe, że jego obawy były przesadzone, ale Marcus doceniał sztukę i patrzył z góry na prostaków, którzy nie potrafili jej uszanować.

Arrow przywodzenia swej trzodzie.
Przewodzenia swej trzódce?

Arrow każdego, który spojrzał w górę.
kto

Arrow W obu nawach bocznych Katedry
a już myślałam, że wiatraka. "Katedry" won!

Arrow bariery finansów i urodzenia.
klasowe?

Arrow Nosili białe stroje złożone z nogawic, butów do kostek i koszul na które nakładali jasne szaty skracane pasami z materiału.
WTF?! Żebym nie wiedziała jak są ubrani, to pomyślałabym, że noszą same nogawki, półbuty (może trampki, bo do kostek?), koszulę (w kratkę?) i... co to jest " jasne szaty skracane pasami z materiału"?

Arrow Pozostali pójdą jak bydło na rzeź.
Było ich 115, to o jakich "pozostałych" chodzi? Nie kumam.

Arrow Prawdziwy wampir był rzadki do znalezienia.
Jeśli już to "trudny". Albo "prawdziwe wampiry były rzadkością."

Arrow że te szczeniaki
chodzi o ludzi, czy młodziki? A jak o ludzi, to tych w katedrze, czy na zawnątrz?

Arrow Biskup zadrżał widząc zimny ogień w jego oczach.
Jakoś głupio to brzmi. Może zamiast "jego" wstawić "wampira"?

Arrow - Niech tak będzie. Róbcie to, co uważacie za słuszne. Ruszam z wami. - w ręku Biskupa pojawił się długi miecz. - Nie będę stał, kiedy moi wierni idą walczyć i umierać.
A pfff... XD to dopiero "ty głupcze, nie otwieraj, bo nam wrażą miecze w zadki!", a tu zaraz "idę z wami! A co będę siedział!" a idź mi. ^^

Arrow co dotąd was łączyło z przeszłością w Cabal
"co w przeszłości łączyło was z Cabal"?

Arrow obracając się na tych
"obracając się przeciw tym, których..."?

Arrow po szeregach powstańców
zamiast "po" daj "w".

Arrow jego zbroja była wgnieciona lub przebita w wielu miejscach, oznaka otrzymania wielu ran
"a jego zbroja była wgnieciona i poprzebijana w wielu miejscach, co dobitnie świadczyło o otrzymanych w walce ranach"? albo jakoś inaczej. Ogólnie to zdanie nie ma ładu i składu.

Arrow nadejściu armii Lorda Sarafana ruszającego, by odbić Niższe Miasto
to ta armia nadchodzi czy rusza?

Arrow mamy Nosgoth do ocalenia
taa... "we have Nosgoth to rescue" - prawda, że ładnie brzmi. Szkoda, że tylko po angielsku. Po polskiemu kompletnie beznadziejne.

Jak przeczytam resztę, to wstawię. Na razie tylko tyle, ale i tak myślę, że to wystarczy.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Śro 22:11, 29 Lut 2012 Powrót do góry

Arrow " pirokinetyka kolejnymi ranami. Nagle ranny przeciwnik
Powtarzasz się. XD "

Nie rozumiem, choć pewnie masz rację. Wiele tracę przy bliższym poznaniu. Razz

Arrow "- Wielki Mistrz nie należy do takich, co
Nie wiedziałam, że Sebastian wyraża się jak jakiś trzepakowy pozer."

Tego też nie kapuję. Sebastian jest głęboko przekonany, że Lord Sarafan jest zbyt super, by dać się wciągnąć w zasadzkę zastawioną przez bandę ludzi i parę młodocianych (jak BO1 Kain) wampirów, co to nawet pazurów nie mają porządnych. Razz

Arrow " - SARAFAAAAN!!! ZA NOSGOOOTH!!! - ryknął dziko, a czterdzieści dziewięć głosów mu zawtórowało.
A pfff... Poza tym słowo "Sarafan" się odmienia. "

Przydałyby się jakieś sugestie, jak to inaczej zapisać. Chciałem zaznaczyć, że Sebastian naprawdę potężnie "darł ryja", "Sarafan" to w znaczeniu "Zakon Sarafan", nie chciałem tego napisać "Sarafanie". To takie bardziej hasło, przynajmniej ja tak to widziałem.

Reszta poprawiona i zmieniona. Już nie chce mi się robić dopisków remastered.

-------------

Arrow "W obu nawach bocznych Katedry
a już myślałam, że wiatraka. "Katedry" won! "

To były przedmioty użytku sakralnego! Surprised

Arrow "Nosili białe stroje złożone z nogawic, butów do kostek i koszul na które nakładali jasne szaty skracane pasami z materiału.
WTF?! Żebym nie wiedziała jak są ubrani, to pomyślałabym, że noszą same nogawki, półbuty (może trampki, bo do kostek?), koszulę (w kratkę?) i... co to jest " jasne szaty skracane pasami z materiału"? "

Arrow "Pozostali pójdą jak bydło na rzeź.
Było ich 115, to o jakich "pozostałych" chodzi? Nie kumam. "

Chodzi o tych przestraszonych cywilów, co się tam z tyłu gromadzą i śmierdzą. Razz Część postanowiła powalczyć, ale reszta woli sobie posiedzieć i poczekać na rezultat walki. Jak Sarafanie wygrają to będzie fajnie, a jak nie wygrają to będzie problem.

Arrow " że te szczeniaki
chodzi o ludzi, czy młodziki? A jak o ludzi, to tych w katedrze, czy na zawnątrz? "

Młodziki. Te młode wampiry. Marcus mógł użyć Charm na Kainie, ale tylko by wykryć jego myśli, a skoro nie każdy wampir to Scion of Balance no to z takimi fledgeling mógł mieć więcej szczęścia.

Dokonałem paru zmian, zobaczymy jak to będzie funkcjonować.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
robaczek
Starożytny wampir


Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:42, 05 Mar 2012 Powrót do góry

Odpowiedzi na pytania:

Arrow " pirokinetyka kolejnymi ranami. Nagle ranny przeciwnik
Powtarzasz się. XD "

Nie rozumiem, choć pewnie masz rację. Wiele tracę przy bliższym poznaniu. Razz

Arrow "- Wielki Mistrz nie należy do takich, co
Nie wiedziałam, że Sebastian wyraża się jak jakiś trzepakowy pozer."

Tego też nie kapuję. Sebastian jest głęboko przekonany, że Lord Sarafan jest zbyt super, by dać się wciągnąć w zasadzkę zastawioną przez bandę ludzi i parę młodocianych (jak BO1 Kain) wampirów, co to nawet pazurów nie mają porządnych. Razz

Rozumiem co chciałeś powiedzieć, tylko zwrot jak "takich, co..." raczej do Sebastiana nie pasuje. Pasuje do jakiegoś szczyla z podwórka, a nie kogoś, kto aspiruje do wyższej kasty albo i jest/był szlachcicem. Może "Wielki Mistrz nie jest istotą, która..."? Chyba brzmi bardziej dystyngowanie... ale ja się nie znam. Mr. Green

Arrow " - SARAFAAAAN!!! ZA NOSGOOOTH!!! - ryknął dziko, a czterdzieści dziewięć głosów mu zawtórowało.
A pfff... Poza tym słowo "Sarafan" się odmienia. "

Przydałyby się jakieś sugestie, jak to inaczej zapisać. Chciałem zaznaczyć, że Sebastian naprawdę potężnie "darł ryja", "Sarafan" to w znaczeniu "Zakon Sarafan", nie chciałem tego napisać "Sarafanie". To takie bardziej hasło, przynajmniej ja tak to widziałem.

No właśnie mnie się wydawało (i pewnie nie tylko mnie), że to nie hasło, tylko Sebastian krzyczał do innych Sarafan (poza tym kiczowato brzmi Mr. Green). A o odmianie tego słowa było gdzieś na forum. Ogólnie były dwie wersje. Ja odmieniam tak:
M) Sarafan / Sarafanie
D) Sarafan / Sarafan
C) Sarafanowi / Sarafanom
B) Sarafan / Sarafan
N) Sarafanem / Sarafanami
M) Sarafanie / Sarafanach

Arrow To były przedmioty użytku sakralnego! Surprised
Mr. Green

-----------------------------------------------

Arrow Wygląda na to, że po tym powstaniu wyjdzie nawet potężniejszy niż wcześniej.
że powstanie jedynie go wzmocni?

Arrow sukces Generała stałby się kompletny
jakiego generała? Bo wygląda to tak jakby Lord Sarafan miał na myśli jakiegoś wojskowego.

Arrow z twarzy Nosgoth
od kiedy Nosgoth ma twarz? O.o

Arrow brodząc po kostki w krwi
we krwi

Arrow a teraz zostali porwani przez tłum
jaki tłum?! Przecież napisałeś, że tam był batalion. O żadnym tłumie mowy nie było.

Arrow Nikt nie ocalał by zanieść wieść o niepowodzeniu misji, Lord Sarafan bez żadnych przeszkód zdołał dotrzeć do Twierdzy.
To zdanie jest bez sensu. O co w nim w ogóle chodzi?

Arrow Co to jest Kamienna Twierdza?

Arrow Pancerze wyglądały na umagicznione
Że jakie?! Że co?! Że jak?! Że sobie jaja robisz?! O.o

Arrow Na środku piersi
Na środku piersi to Kain miał dziurę jak Raziel mu wyrwał serce. A pfff... A może tak: "po środku na piersi", hm?

Arrow a na palcach lśniło kilka pierścieni... w szponach Voradora.
No comment...

Arrow mocno uderzył w ziemię
o ziemię

Arrow że tak stracił kolejną bliską mu istotę
"w ten sposób" albo "w taki sposób"

Arrow ale nie był w stanie pomóc młodzikowi ... której nie był w stanie ocalić
powtarzasz się

Arrow całą swą rozpacz i gniew
dopiero napisałeś o ledwie iskrze, a tu już mamy rozpacz i gniew? Się na coś zdecyduj, o!

Arrow przepołowiłoby go wpół
a masło to jest maślane. Można kogoś przepołowić nie na pół? XD

Arrow Nosgoth nareszcie stanie się wolne
Może lepiej "będzie" zamiast "stanie". W ogóle wolno pisać "stanie"?

Arrow Dlaczego boisz się śmierci, Voradorze?
A gdzie napisałeś, że Vorador się bał? Nigdzie tego nie widzę.

Arrow naiwną głupotą, Wampiry!
głupota z zasady jest naiwna, poza tym Lord walczy tylko z Voradorem i dlatego to "wampiry" tu nie pasuje.

Arrow Lord Sarafan ciął Reaverem, ale ostrze nigdy nie dosięgło celu. ... Zdezorientowani Sarafanie
WTF?! Dopiero był tam Vorador z Lordem Sarafan, skąd się wzięli ci Sarafanie i te wampiry-cienie? Zmaterializowali się? Pogubiłam się... reszta czytelników pewnie też. A następny akapit niczego kompletnie nie wyjaśnia. Jest tak samo oderwany od całości jak i to. Ni z gruszki, ni z pietruszki, Lord niby został ogłuszony, ktoś tam koło niego stoi, nie wiadomo skąd się tam wziął. Totalna dezorganizacja.

Arrow dochodząc do wniosku, że znaleźli się poza jego zasięgiem.
"i doszedł do wniosku..."

Arrow Ruszamy za nimi, ja widzę w tej mgle, poprowadzę was. Wampiry nie mogą uciec.
Nadajemy telegram: Ruszamy za nimi STOP ja widzę w tej mgle STOP poprowadzę was STOP Wampiry nie mogą uciec STOP To nie jest zdanie, tylko wystrzały z karabinu maszynowego. XD

-----------------------------------------------

Arrow ale to nie było możliwe
"lecz teraz było to niemożliwe"?

Arrow Lord Sarafan okazał się zbyt potężnym, by móc go pokonać.
Coś mi nie pasuje w tym zdaniu. Nie wiem dokładnie co, ale mi nie pasuje... pomyślę nad nim jeszcze. XD

Arrow Zaczajenie się na nich
To wskazuje, że ktoś zaczaja się na Voradora i jego ekipę, a nie Vorador na jakąś ofiarę.

Arrow większość wampirów już wyginęła
"wyginąć" nie da się w walce. W walce można "zginąć".

Arrow stąd duża część kryjówek stanie się niepotrzebna, gdyż nie będzie nikogo, kto mógłby je zamieszkać
mr. obvious hehe czytelnik nie jest aż tak głupi

Arrow Może lepszym byłoby
rozwiązaniem?

Arrow poderżnąć sobie gardła i oszczędzić cierpienia... Zanim to może nastąpić
to wskazuje, że nastąpi poderżnięcie sobie gardła

Arrow nie tracąc tropu, by móc kontynuować pościg
znaczy... o co chodzi? Co ma mi powiedzieć zdanie po przecinku? I jak się to ma do tego, co jest przed nim?

Arrow podjąć pospieszną naradę
To zdanie sugeruje, że wcześniej się już naradzali, a tak nie było.

Arrow Twarz uzupełniały krótki, szeroki nos i spiczaste uszy.
Uzupełniał.

Arrow długie lata praktyki
praktyki w czym?

Arrow - Zostaniemy razem z tobą. - zaprzeczyli
jak mogli zaprzeczyć, skoro stwierdzili?

Arrow - Możliwe, że macie rację. Spodziewałem się waszej reakcji, choć chciałem iść sam. Trudno, razem możemy więcej zdziałać.
O mamo, dwa razy już to przerabiałeś... 1) Rozdwojenie jaźni? "poradziłbym sobie" (czyli spadać na bambus), "przybyliście w samą porę (czyli dobrze, że przyszliście, bo bym sobie nie poradził), "co was zatrzymało tak długo" (czyli co tak długo, zaraz by mnie zabili) WTF?! 2) A pfff... XD tu dopiero "ty głupcze, nie otwieraj, bo nam wrażą miecze w zadki!", a tu zaraz "idę z wami! A co będę siedział!" a idź mi. ^^

Arrow rozejrzał wokół siebie
wokoło?

Arrow unieruchomiony, prawdopodobnie nieprzytomny, obalony podstępnym atakiem
przecież wcześniej już się podniósł i im kazał gonić Voradora! W dodatku sam ruszył za nimi! AAAaaaaa!!!!11111one

Arrow prawdę jest iść dalej
było iść dalej?

Arrow świeciły co raz mocniejszym
"coraz" razem

Arrow nadbiegli mu na pomoc
przybyli mu z pomocą?

Arrow Siła pędu krwiopijcy zatrzęsła jego ciałem, upadł na kolana
Skoro przyjął skok "na klatę" to jakim cudem upadł na kolana. Powinien raczej upaść na plecy. Ale ja się nie znam.

Arrow przydatne gdy trzeba było czekać
przydatna! Metoda jest rodzaju żeńskiego.

Arrow nieortodoksyjny ruch
na jaki?!

Arrow przód głowy krwipijcy
twarz?

Arrow rozpłatając część twarzy
rozpłatując

Arrow przez siłę huraganu
przez huragan

Arrow Ostatnie co jeszcze zobaczył, to nadbiegających zakonników prowadzonych przez Lorda Sarafan. Potem kojąca ciemność otoczyła go swym całunem.
To w nowym akapicie. Poza tym "nadbiegający".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Wto 21:47, 06 Mar 2012 Powrót do góry

Arrow "Lord Sarafan ciął Reaverem, ale ostrze nigdy nie dosięgło celu. ... Zdezorientowani Sarafanie
WTF?! Dopiero był tam Vorador z Lordem Sarafan, skąd się wzięli ci Sarafanie i te wampiry-cienie? Zmaterializowali się? Pogubiłam się... reszta czytelników pewnie też. A następny akapit niczego kompletnie nie wyjaśnia. Jest tak samo oderwany od całości jak i to. Ni z gruszki, ni z pietruszki, Lord niby został ogłuszony, ktoś tam koło niego stoi, nie wiadomo skąd się tam wziął. Totalna dezorganizacja. "

Lord Sarafan był zbyt zajęty gadaniem do Voradora, by zauważyć podkradających się wampirzych asasynów. Musiałem go jakoś wybronić, stąd rezultat był łatwy do przewidzenia. Cóż, uroki prequeli.

Arrow "Pancerze wyglądały na umagicznione
Że jakie?! Że co?! Że jak?! Że sobie jaja robisz?! O.o "

Jakie znowu jaja? Umagiczniony, inaczej enchanted. Spotkałem się już z takim wyrazem, choćby grając w słynne cRPG Baldur's Gate. Miecz umagiczniony +2 +1 od zimna. Wink

Arrow "- Możliwe, że macie rację. Spodziewałem się waszej reakcji, choć chciałem iść sam. Trudno, razem możemy więcej zdziałać.
O mamo, dwa razy już to przerabiałeś... 1) Rozdwojenie jaźni? "poradziłbym sobie" (czyli spadać na bambus), "przybyliście w samą porę (czyli dobrze, że przyszliście, bo bym sobie nie poradził), "co was zatrzymało tak długo" (czyli co tak długo, zaraz by mnie zabili) WTF?! 2) A pfff... XD tu dopiero "ty głupcze, nie otwieraj, bo nam wrażą miecze w zadki!", a tu zaraz "idę z wami! A co będę siedział!" a idź mi. ^^ "

Dobra... // Czekaj no, niech ja znajdę widły!// Zmieniłem. // Obleję kubkiem wrzątku!! // Teraz brzmi sensowniej. // Nabiję na pal, grrr!!!

Ekhem! No tak, na czym to ja skończyłem? Wink

Arrow "unieruchomiony, prawdopodobnie nieprzytomny, obalony podstępnym atakiem
przecież wcześniej już się podniósł i im kazał gonić Voradora! W dodatku sam ruszył za nimi! AAAaaaaa!!!!11111one"

Nieeee, to było tak:
1. Lord Sarafan ochrzania Voradora, próbuje zabić go Reaverem.
2. Wampiry znienacka ogłuszyły go. Voradora zabrano i w nogi.
3. Mniej więcej w tym samym momencie przybiegli Sarafanie, glyphowi rycerze bez żadnego rozkazu pognali za niedobitkami. Normalni zakonnicy otoczyli Lorda Sarafan szczelnym kordonem, by strzec jego bezpieczeństwa.
4. Wielki Mistrz dość szybko doszedł do siebie. Ochrzanił żołnierzy i potem ruszył za glyphowymi rycerzami.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Nie 17:37, 01 Kwi 2012 Powrót do góry

Odcinka jeszcze nie ma. Jak pisałem na Shoucie, zacząłem od czegoś, co lepiej wstawić jako zakończenie. Mogę dodać, że Faustus pojawi się bezpośrednio, a nie tylko wspomniany. Zakończę tym "sezon 1" jeśli powstanie kontynuacja to pytania mam następujące (przy czym tłumaczę kilka spraw):

1. Czy odpowiada wam tematyka? To znaczy, czy chcecie, bym pisał nie tylko o "akcjach" Sarafan, czy też coś z wampirem jako głównym bohaterem? Wprowadziłem nową wampirzą postać, więc miałbym wtedy okazje rozbudować jej charakterystykę (choć mogę zrobić to samo, kiedy będzie spotykał się z Sarafanami). Muszę jednak zastrzec, że najważniejsi w tej erze są Sarafanie, na nich będę się skupiał, no i na Sebastianie, gdyż to z myślą o nim wymyśliłem tytuł tej historii.

2. Na jakim bohaterze mam się najbardziej skupiać? Na Sebastianie? Na Lordzie Sarafan? Czy na kimś innym? "Droga..." skupiała się najbardziej na Sebastianie, a Lorda pozostawiałem jako takiego, który choć nie bezpośrednio, to jednak w pewien sposób miał kontrolę nad przebiegiem całej historii. Wbrew pozorom to Lord Sarafan nawet na początku powstania rozdawał karty, gdyż tak długo jak ma Reavera i Kamień Nexus to wciąż wygrywa, a nie ma Kaina który mógłby go powstrzymać Razz.

3. Od początku chciałem zrealizować te dwie finałowe walki, Sir Martin vs Baal miała służyć jako wprowadzenie tego wampira. Ci dwaj będą dla siebie jak Kain i Lord Sarafan. Imię wampira wybrałem nieprzypadkowo "pan, władca", gdyż ma spore znaczenie jako zaufany porucznik Voradora i rządzi podległymi wampirami.

Z kolei na walkę Vorador vs Lord Sarafan też długo czekałem, aż będę mógł ją zrealizować, choć finał starcia był raczej dość oczywisty. Miałem jednak okazję, by zaprezentować Voradora, który mimo posiadania pewnej mocy (i nie wzięty z zaskoczenia jak w BO2) nie jest w stanie przeciwstawić się Lordowi Sarafan, co zmusi go do rewizji metod. Odtąd wampiry będą skupiać się na aktach sabotażu.

4. W kolejnych odcinkach wyjdę poza granice Meridian poznanego w BO2. Poznamy trochę Nosgoth z ery +200 do +400.

5. Cóż, Seer chyba wkręciłem trochę dziwnie w przebieg akcji, ale aż się prosiło by Lord Sarafan spotkał Seer. Starałem się, by mówiła o rzeczach tajemniczych i odległych, a fakt, że udzieliła porady i informacji Lordowi Sarafan uznałem za pasujący do jej charakteru, zostawiając ją otoczoną mgłą tajemnicy tak jak wcześniej. Dla kogo ona w końcu pracowała??? Razz

6. Tak, podaruję sobie te wszystkie nawy boczne, przedmioty użytku sakralnego i przewracanie się o własne flaki, Robaczku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Nie 17:39, 01 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dj Olo
Wampir


Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 287 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:16, 01 Kwi 2012 Powrót do góry

1.Daj trochę wampira
2.Lord Sarafan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
robaczek
Starożytny wampir


Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:16, 01 Kwi 2012 Powrót do góry

1. Osobiście jestem za pokazaniem akacji z dwóch perspektyw. Może tak jedna część z perspektywy Sarafana, a druga wampira?

2. i 3. Przykro mi to mówić, ale z całej plejady postaci, o których napisałeś, najwięcej charakteru ma sir Martin, a więc postać, która w tej chwili jest drugoplanowa. Przypuszczam, że nie było to twoim zamierzeniem, ale tak dziwnie wyszło. To coś, nad czym możesz sobie pomyśleć i wyciągnąć wnioski. Mr. Green

Tego Baala ledwie kojarzę. Sebastian był jak zwykle (dla mnie zawsze był nudny i tu nic się nie zmieniło. Po prostu opisałeś tą postać tak, jak to z teguły sobie wyobrażałam. Jakby go w ogóle nie było, z pewnością bym nie płakała). Lord Sarafan jedynie mnie irytował, ale cóż, w grze też nie był zbyt interesującą postacią, więc temu się nie dziwię.

Interesujące byłoby dla mnie napisanie czegoś w rodzaju Baal vs Martin. Jeśli zdecydowałbyś się na dwutorową fabułę, to miałbyś czas rozwinąć postać tego wampira i bliżej przedstawić postać Sarafana, a o to ci chyba chodzi, prawda? Nieprzypadkowo przecież wybrałeś lata BO2.

4. OK. Chociaż dziwię się, że nie chcesz skorzystać z zakamarków Slumsów czy Niższego Miasta, które na wojnę podjazdową z Sarafanami nadają się idealnie.

5. Znasz moje zdanie na temat tego rozdziału, to co się będę jeszcze produkować. Mr. Green

6. Znaczy... będą, czy nie będą? I can't wait! Moja klawiatura za 20zł aż się pali, by coś na ten temat napisać, hehe. Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Pon 16:58, 02 Kwi 2012 Powrót do góry

No wiesz, z Sebastianem i Lordem Sarafan wiele zrobić się nie dało. Mógłbym zrobić ich bardziej odpowiadających twoim gustom, ale w imię trzymania się realiów i pewnego kanonu, mam związane ręce. Gdybym przegiął to podniosłoby się larum, że niszczę serię, że jestem podwójnym agentem Edwarda i co tam jeszcze. Razz Fakt, że ich wizerunek zgadza się z przedstawionym osobiście uznaję za sukces, gdyż najzwyczajniej w świecie mi się podoba. Razz

Dobra, streszczę szybko jak widzę poszczególne, te ważniejsze postacie.

Sebastian jak dobrze wiemy jest ambitny i żądny władzy, ma wysokie mniemanie o sobie i wiarę we własne możliwości. Z czasów służby jako jeden z wyższych oficerów w armii Kaina przetrwały jego znajomość sztuki wojennej, jak również umiejętności dowódcze. Ma dobry kontakt z żołnierzami, którzy darzą go głębokim szacunkiem, z pewną wzajemnością zresztą. Wystarczy przejrzeć sobie jego rozmowę w drugim odcinku z jednym z dawnych legionistów Kaina - Sebastian odpowiedzialnie traktował swoją funkcję jako dowódca odpowiadający za innych, co paradoksalnie nie przeszkadzało mu w jego "nawróceniu" na stronę Sarafan, każe to sugerować że jednak grzechy typu kłamstwo, fałsz i zdrada nie są mu obce, choć jest niemal fanatycznie lojalny wobec Lorda Sarafan (chciał wysadzić Kamień Nexus razem ze sobą i Kainem).

Jego przybocznym towarzyszem jak również adiutantem jest właśnie Sir Martin, rycerz starający się pozostać w zgodzie ze swymi sarafańskimi ideałami, co nie jest łatwe w tych mrocznych i brutalnych czasach. Jako elitarny żołnierz Zakonu Sarafan, dostąpił zaszczytu założenia glyphowej zbroi i dostępu do specjalistycznego szkolenia w walce z wampirami. Jak mogliśmy się kilkukrotnie przekonać, jest trzeźwo myślącym człowiekiem, będącym w stanie podjąć przemyślane i racjonalne decyzje. Na bieżąco dostosowuje się do zaistniałych sytuacji, ale stara się myśleć z wyprzedzeniem. Oprócz tego jest zdolnym wojownikiem, który mimo swych ułomności (wampiry są szybsze i silniejsze, posiadają Mroczne Dary) jest w stanie walczyć i zabijać krwiopijców z wielką skutecznością, mimo że do pewnego momentu nie dysponował żadnymi magicznymi mocami. Czym były te niebieskie pociski, jakich użył w finałowej walce? Mogliśmy spotkać Inkwizytorów Sarafan, którzy rzucali ochronne tarcze kinetyczne, leczyli i wzmacniali pociskami (SR2, Def)? No to mamy nowego Inkwizytora, władającego być może mocami światła, co jednak na to powie Lord Sarafan, który "monopolizował" magię glyphów?

No tak, sam szef wszystkich szefów. Lord Sarafan, znany pod wieloma imionami. Ma skłonności do patosu, nieprawdaż? Pragnie dobrze dla swej rasy, jak również dla całego Nosgoth (pośrednio dla ludzi), ale gorącą nienawiścią darzy Elder Goda jak również Wampiry. Jego ciało, umysł i dusza są wypaczone uwięzieniem w Demon Realm, przez co Lord Sarafan ostatecznie kończy popełniając liczne zbrodnie ze szlachetnych pobudek. Może trochę przesadziłem, ale nie ma co kryć: ma skłonności do wywyższania się, wymierzania sprawiedliwości w sposób jak najbardziej bolesny i krwawy, ale potrafi też docenić tych, którzy są mu lojalni. Pod jego rządami Nosgoth wchodzi w nową erę technologicznego rozkwitu, a Wampiry zostają zepchnięte do podziemia. Zaplanowałem dla niego parę rzeczy, więc na nieszczęście Robaczka jeszcze go zobaczymy.

O postaciach takich jak Vorador czy Marcus mówiąc szczerze nie chce mi się specjalnie rozpisywać. Vorador był wcześniej rzeźnikiem z Lasu Termogent, potem zmienił się w ciepłe kluchy, nie wiem co tu jeszcze napisać. Razz Marcus miał okazję zaprezentować swój "Charm" w pełnej krasie, również na innych wampirach. Przedstawiłem go jako konesera sztuki, może trochę dandysa, pogardzającego pospólstwem, ze skłonnościami do sadyzmu.

Nowy wampir, Baal, jest świeżo wprowadzony. Specjalnie długo kryłem jego postać, dopiero w pełni go ujawniając na koniec odcinka. Efekt trochę kuleje, ale niestety wirtuozem nie jestem. Chciałem zestawić go z Martinem na zasadzie przeciwieństw, gdyż wbrew pozorom mają ze sobą wiele wspólnego, jest jednym z podkomendnych Voradora, dowódcą Łowców Cieni, również elitarnej jednostki, cenionym przez swego "ojca". Hmm, aż się prosi, by dodać Umah i mielibyśmy już dość przyzwoity obraz najwyższego szczebla drabiny dowodzenia Cabal.

Nie powiedziałem, że porzucam Meridian na stałe. Razz Nosgoth jest dość spore, a władza Lorda Sarafan chyba nie ograniczała się do samego miasta? Byłaby też okazja do zastanowienia, jak mogłoby wyglądać życie w ówczesnym Nosgoth. Nie będę robił wycieczki krajoznawczej, ale gdyby tak zobaczyć zniszczone Filary...

Jestem pewien, że nagle odkryjesz w sobie manię prześladowczą na punkcie wielu innych rzeczy, innych niż wywracanie się o flaki, kolumny, przedmioty użytku sakralnego i nawy boczne.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Czw 18:49, 05 Kwi 2012 Powrót do góry

Epizod VI. Czystka cz. I


Sir Martin gwałtownie zerwał się z ziemi, głośno wciągając powietrze i odruchowo łapiąc się za pierś. Po chwili stwierdził, że został położony na posłaniu, a jego zbroja leżała złożona w kącie namiotu na dużej, mosiężnej skrzyni. Było jeszcze małe krzesło i prosty stolik na którym leżało kilka buteleczek i maści leczniczych. Pamięć rycerza dotycząca ostatnich wydarzeń powoli wracała z powrotem. Pamiętał, jak razem z grupą glyphowych rycerzy ścigał Voradora i jego eskortę. Pamiętał, że zaatakowano ich. Pamiętał, że stoczył walkę z potężnym wampirem, który nazywał się Baalem. Nie wyglądał na starego wampira, ale nie dało się zaprzeczyć jego sile. Rycerz nagle doznał olśnienia: by ocalić życie, użył magii! Do tego nie byle jakiej: to była magia światła!

Pamiętał dawne legendy i podania z odległych czasów, które niegdyś czytał w Zakonnej Bibliotece. Pożółkłe karty odsłaniały przed nim historię pierwszego Zakonu Sarafan, którego najwyższą elitę tworzyło siedmiu rycerzy: Wielki Mistrz Malek Paladyn, Wielki Inkwizytor Raziel oraz Inkwizytorzy Turel, Dumah, Rahab, Zephon i Melchiah. Dokonali wielkich czynów w walce z Wampirami, ale niemal wszyscy zginęli w rzezi Kręgu Dziewięciu, pięćset lat przed Upadkiem Filarów.

Oczy Martina rozszerzyły się, pełne podziwu, jak zawsze kiedy myślał o Inkwizytorach, szczególnie o jednym z nich. Raziel... Był bohaterem, kimś wyjątkowym. Choć nie używał magii światła, był w stanie walczyć i wygrywać. Spisano wiele opowieści dotyczących Raziela i jego pięciu podkomendnych, ale w obiegu jak i w wierze prostego ludu krążyło wiele innych legend, czyniących z Inkwizytorów wręcz półbogów. Sir Martin bardzo chciał podążyć drogą Raziela. Zostać Wielkim Inkwizytorem Najświętszego Zakonu Sarafan i wprowadzić Nosgoth w nowy, wspaniały wiek.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przed jego namiotem stała grupa ludzi, która już od dłuższej chwili toczyła rozmowę. Zanim jednak zdążył skupić się na przedmiocie dyskusji, do namiotu wpadł sam Lord Sarafan, asystowany z tyłu przez dwójkę przybocznych. Zmieszany rycerz próbował zerwać się z posłania, by przywitać Wielkiego Mistrza, ale zabrakło mu sił i opadł z powrotem. W oczach Hyldena błysnęła aprobata, którą można było dostrzec tym łatwiej, że te oczy nie płonęły już intensywną zielenią, ale pozostawały matowe i spokojne.
- Oszczędzaj siły. Jesteś jeszcze zbyt słaby, by wstać. Na szczęście twa słabość niedługo minie i raz jeszcze powstaniesz, by zniszczyć zło kryjące się w ciemnościach. - wyrzekł Lord Sarafan. - Dobrze się spisałeś.
- Czy... Vorador...? - wychrypiał rycerz.
Cień gniewu przemknął przez twarz Hyldena, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił. Odetchnął głęboko, by nie okazać emocji człowiekowi.
- Niestety, nie udało się. Zdołali uciec, ale już wygraliśmy. Teraz, rozproszeni i zrozpaczeni, nie przeciwstawią się naszej potędze.
- A co z żołnierzami, którzy ścigali Voradora?
- Wrócił jeden, ledwo żywy. Opowiadał o tym, że spotkali jakiegoś straszliwego potwora, wilka chodzącego na dwóch nogach, zwanego wilkołakiem. To jakaś wampirza mutacja, ale wygląda na to, że chociaż zabił dwóch, to trzeci w końcu zdołał go pokonać. Na jego ciele widać ślady kłów i szponów. - odpowiedział Lord Sarafan. - Nie jestem zadowolony z tego obrotu spraw, ale już niedługo znajdę Voradora, przetrząsnę całe Meridian, całe Nosgoth ale znajdę go. Nie umknie mej zemście.

Sir Martin zwiesił głowę i spojrzał na swoje ręce, jakby dostrzegł na nich coś wstrętnego. Krew swych towarzyszy. Wysłał ich na śmierć, choć myślał, że sam się na nią skazał, kiedy tamten wampir niemal go zabił. Nie mieli szans ich złapać. Rycerz w głębi swej duszy wiedział, że jeszcze długo te myśli będą go dręczyć.
- Wielki Mistrzu... Czy mogę prosić o odpowiedź na dręczące mnie pytanie? Dotyczy ono moich... nowych mocy. - zapytał wahającym się głosem.
- Chcesz zapytać o swój nowo odkryty dar? - dokończył Lord Sarafan. - Spodziewałem się, że będziesz chciał wiedzieć coś więcej. Magia jest silna w tym świecie, ale nie każdy jest w stanie ją dostrzec i z niej korzystać. Potrzebowałeś wielkiego wydarzenia, by przełamać blokadę swej duszy. Masz wielkie możliwości, jak je wykorzystasz, zależy wyłącznie od ciebie.
- Pozwól mi powołać do życia Inkwizytorów Sarafan i oddaj ich pod me dowództwo, panie. Nasz Zakon stanie się niezwyciężony, kiedy połączymy magię światła z magią glyphów! Wykorzystajmy tę moc w szlachetnym celu, nie odrzucajmy jej.

Lord Sarafan nic nie mówił, tylko słuchał uważnie wywodów rycerza, ostrożnie rozpatrując tę prośbę z dwóch perspektyw. Mógł mu pozwolić, ale czy ta magia nie byłaby zagrożeniem dla jego planów? Czy Ludzie nie staną się zbyt niezależni, czy nie zapragną wyzwolenia zarówno od Wampirów jak i Hyldenów? Oczywiście, kiedy zainspirowany starożytnym Zakonem Sarafan powołał swój własny, dowiedział się również o istnieniu władających magią Inkwizytorach, którzy byli kluczem do pokonania Wampirów władających potęgą Mrocznych Darów. Lord Sarafan nienawidził krwiopijców, ale nie był głupcem.
- Niech tak będzie. Inkwizytorzy powstaną raz jeszcze, by wesprzeć naszą sprawę i ocalić świat przed mrokami nocy. Niedługo wydam w tej sprawie oficjalny dekret, teraz trzeba pokonać resztki buntowników i... Rozprawić się ze zdrajcami.


***

Straszliwa eksplozja wstrząsnęła ziemią, a w uszach Sebastiana zapadła głucha cisza, kiedy zatoczył się i upadł na ziemię razem ze swoimi ludźmi. W całkowitym milczeniu obserwował, jak bezgłośne krzyki wampirów Cabal i ich ludzkich sojuszników ginęły w ognistym piekle, wywołanym eksplozją kilku generatorów glyphowych, jakie przed chwilą zostały zdetonowane w głębi tunelu prowadzącego do Dzielnicy Przemysłowej, a wcześniej zablokowanego przez siły Cabal. Ci, którzy nie zginęli w płomieniach, dopełniali żywota ginąc pod tonami gruzu.

Sebastian przypomniał sobie wówczas sugestię jednego z głównych inżynierów, by użyć ładunków wybuchowych w celu przełamania blokady, utworzonej z pancernych wozów i kamieni. Wampir rozkazał wówczas wyprowadzić atak mający na celu odwrócić uwagę buntowników, by Sarafanie mogli podłożyć ładunki w kluczowych miejscach, czyli stropach podtrzymujących tunel. Eksplozja doprowadziłaby do zawalenia i zabicia czy to przez wybuch, czy przez gruz, żołnierzy wroga.

Atak został wyprowadzony z Dzielnicy Przemysłowej, by Cabal nie nabrało podejrzeń, a na tyłach blokady Sarafanie pod dowództwem Sebastiana rozmieścili ładunki. Zakonnicy po obu stronach koordynowali swoje ruchy z perfekcyjnym wyczuciem czasu, dzięki funkcjonującym przekaźnikom glyphowym, którymi przekazywali między sobą wiadomości, odczytywane potem przez inżynierów. Kiedy więc ładunki zostały podłożone, Sarafanie wycofali się spod blokady, a potem doszło do detonacji.

Słuch wracał do Sebastiana, który w końcu ośmielił się wstać i dokładniej rozejrzeć po zdewastowanym otoczeniu. Sarafanie podążyli jego śladem. Wyglądało na to, że atak zakończył się całkowitym sukcesem. Przed sobą widzieli tylko gruz i płomienie, żaden człowiek nie mógłby przeżyć czegoś takiego. Człowiek... Sebastian znał siłę wampiryzmu i miał przeczucie, że ktoś z jego gatunku mógł przeżyć, ale wejść w te szalejące piekło zakrawało na szaleństwo.
- Lordzie Sebastianie, zadanie zostało wykonane, wynośmy się stąd, zanim dojdzie do kolejnego wstrząsu. - powiedział jeden z glyphowych rycerzy. - Musimy zameldować o naszym sukcesie Wielkiemu Mistrzowi.
- Zrobimy to, kiedy będę pewny, że nikt oprócz nas tego nie przeżył. - odrzekł wampir. - Musimy tam wejść i dokonać zwiadu. Chodźcie za mną. Jeśli kogoś znajdziecie, dobić. Żadnych jeńców, nie będziemy mieli z nich żadnego pożytku.
- Rozkaz, mój panie. - rycerz zasalutował i poszedł przekazać rozkaz dalej.

Sebastian ostrożnie poprowadził Sarafan wzdłuż zdewastowanego tunelu. Wbrew jego przypuszczeniom nie znaleźli nikogo żywego, a przynajmniej w ludzkim znaczeniu tego słowa. Znaleziono kilka oparzonych i przygniecionych odłamkami wampirów, które szybko zabito, gdyż nie były w stanie stawić żadnego oporu.
- Więcej wampirów może być pogrzebanych pod gruzami. Wyczuwam ich słabą obecność, są na skraju ostatecznej śmierci. Niestety potrzebujemy specjalistycznego sprzętu, by się do nich dostać. - rzekł Sebastian. - Mogą przeżyć wiele dni bez pożywienia, ale jeśli je odkopiemy, będą zbyt słabe by uciec. Wyślijcie wiadomość na drugą stronę. Zablokujcie wszelkie możliwe przejścia, jakie zdołacie znaleźć, przede wszystkim oba wyloty tunelu, na wypadek gdyby jakoś się wydostali lub ktoś przyszedł im na pomoc. Nie dopuszczać nikogo.

Sebastian zabrał ze sobą kilku Sarafan i udał się do Niższego Miasta, by zdać raport Wielkiemu Mistrzowi o powodzeniu misji wyzwolenia Dzielnicy Przemysłowej. Kamień Nexus był zabezpieczony.

***

Znaleźli się w jednym z licznych, niczym nie wyróżniających się domów Zagłębia Przemytników. Budynek możnaby równie dobrze nazwać ruderą, gdyż niczego lepszego nie dało się w nim dostrzec. Pełno w nim było różnych gratów i śmieci, po wszystkich pokojach rozrzucone były przedmioty codziennego użytku i oręż, głównie jednoręczne miecze, topory, buławy i sztylety. Na podłodze widać było wiele śladów krwi. To była jedna z kryjówek Cabal, do których uciekli pokonani powstańcy. Pościg podążający ich tropem trafił aż tutaj, ale teraz stanęli w miejscu. Powstańcy jakby zapadli się pod ziemię. Przybysze postanowili dokładnie przeszukać cały dom. Sprawdzili kuchnię i cztery dość przestronne pokoje, ale nikogo nie znaleźli. Już mieli opuścić budynek, kiedy odkryli tajne przejście. Po prostu jeden z mężczyzn postanowił oprzeć się o ścianę, by chwilę odpocząć, ale zamiast tego przypadkiem wcisnął jedną z cegieł w środek ściany, odsłaniając tajne przejście, które z głośnym chrzęstem otworzyło się przed pościgiem. Odkrywca szybko zawołał towarzyszy.

- Szefie, chyba coś znaleźliśmy. - powiedział zamaskowany mężczyzna. - powinieneś to zobaczyć.
- Oby to było ważne... - mruknęła postać, która właśnie wychyliła się z cieni.
- Nie wzywalibyśmy cię bez powodu, panie... - wydukał drugi ze zgromadzonych.

Większość z nich wyglądała jak typy spod ciemnej gwiazdy. Nosili stare, wytarte zbroje skórzane i ciemne, garbowane spodnie. Ich twarze były zakryte czarnymi maskami, lub dokładnie wytatuowane w przedziwne wzory, których znaczenie było trudne do odgadnięcia. Przy pasach mieli przytroczone miecze i nabijane ćwiekami pałki, którymi posługiwali się z wielką werwą. Co najdziwniejsze, towarzyszyło im kilku rycerzy Sarafan, na których co jakiś czas spoglądano z niepokojem. Zakonnicy odpłacali się groźnymi spojrzeniami, ale obie strony godziła jedna postać, właśnie ta, która wyszła z cieni.

Mężczyzna ubrany był w karmazynowy płaszcz o wysokim kołnierzu z założonymi złotymi naramiennikami, spięty w pasie szerokim, pozłacanym pasem z doczepionymi fioletowymi wstęgami. Płaszcz opadał aż do kolan, gdzie kończył się pośrodku wąskim rozcięciem. Całości ekstrawaganckiego ubioru dopełniały ciemne spodnie oraz wysokie wojskowe buty tego samego koloru. Na dłoniach nosił czarne rękawice z których otworów na palce wychodziły długie, wywołujące odruchowy lęk szpony. Twarz wampira była kredowobiała, ale miała w sobie pewne drapieżne piękno, choć efekt psuły wąskie, zaciśnięte usta, symbolizujące okrucieństwo i wyrachowanie. Uwagę zwracały świecące się intensywną żółcią punkty w oczodołach wampira. Kruczoczarne włosy nosił spięte w długi warkocz, opadający do bioder.

- Tajne przejście. - mruknął krwiopijca. - Sprytne zagranie z ich strony. Dobra robota, John, świetnie się spisałeś. Przygotujcie się, na pewno czekają na nas na dole, mogę wyczuć odór tchórzostwa, jaki wydzielają. Sarafanie oferują dziesięć sztuk złota za głowę buntownika człowieka, a dwadzieścia za wampira!

Wśród bandytów rozległy się szmery i gwizdy podziwu. To były spore pieniądze, obecni rycerze Sarafan potwierdzili słowa Faustusa, dodając animuszu zgromadzonym. Z głośnym okrzykiem wpadli do piwnicy. Rozbłysło światło i wywiązała się brutalna, bezpardonowa walka, w której wszelkie chwyty były dozwolone, a nawet zalecane. Podwładni Faustusa walczyli zaciekle, by zarobić, tym bardziej, że "Szef" był w pobliżu i lubił karać za wszelką niesubordynację, z czego czerpał pewną radość, która wzmacniała jego poczucie ważności.

Sam wampir był w swoim żywiole. Robił wielki użytek ze swego Mrocznego Daru Skoku. Piwnica była rozległa, gdyż należała do większych kryjówek Cabal w tym rejonie. Powstańcy skorzystali z tajnego przejścia, by w odpowiednim momencie wynurzyć się z ukrycia i zaatakować Sarafan niczym spod ziemi. Faustus wymykał się wszelkim atakom swych wrogów, śmiejąc się i chichocząc na przemian, kiedy przelatywał poza zasięgiem ostrzy swych wrogów. Czasem kontratakował, skacząc na buntowników i rozszarpując ich na strzępy swymi szponami.

Faustus stanął oko w oko z jednym z wampirów. Błysnął kłami i zaatakował, nie żywiąc żadnego współczucia dla swego pobratymca. Wymiana ciosów nie przyniosła żadnego rozstrzygnięcia, dzięki sprawnej pracy nóg obu krwiopijców. Szybko połączyli się znowu w śmiertelnym tańcu. Faustus chichotał, kiedy wymieniali między sobą cięcia i pchnięcia, czerpiąc przyjemność z walki, która go bawiła. Sfrustowany przeciwnik popełnił błąd, zniecierpliwiony wyprowadził potężne, szerokie cięcie, które wybiło go z rytmu. Faustus szybko wykorzystał powstałą lukę i zaatakował. Wampir krzyknął boleśnie, pazury Faustusa naznaczyły jego pierś głębokimi, obficie krwawiącymi rowami. Zdążył jeszcze zablokować kilka cięć, ale sługa Sarafan narzucił zbyt szybkie tempo walki, by ranny mógł powstrzymać jego ofensywę. Pokonany, upadł na kolana, całkowicie bezsilny, czekający na swój koniec.

Faustus uśmiechnął się triumfalnie i z głośnym chichotem podskoczył do góry, znikając w ciemnościach otaczających belki podtrzymujące sufit piwnicy. Pokonany wampir zacharczał głośno i splunął krwią, uniósł umęczone oczy do góry.
- Nadchodzę! - zawołał odległy głos.

Oczy skatowanego krwiopijcy rozszerzyły się przerażone, ale jedyne co zobaczył to czerwony cień i pięć płonących szponów, które zakończyły jego nieżycie.

------------------

Brakuje jeszcze Marcusa, ale to w następnym odcinku. Nie chciało mi się go dopisywać. Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Pon 14:27, 09 Kwi 2012, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
robaczek
Starożytny wampir


Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 1:00, 06 Kwi 2012 Powrót do góry

pierwsza! Mr. Green

---------------------------

Arrow Dokonale wielkich czynów w walce z Wampirami,
Dokonali

Arrow a nie chcę byś coś sobie zrobił.
Dobzie, mamo. a mogie dostać batonika? A pfff... przez takie teksty Lord Sarafan wygląda na przedszkolankę, a Sarafanie jak małe dzieci.

Arrow Ciągle mamy Nosgoth do ocalenia,
I po co ja się tu produkuję, skoro i tak ciągle robisz te same błędy, a?
Cytat:
mamy Nosgoth do ocalenia
taa... "we have Nosgoth to rescue" - prawda, że ładnie brzmi. Szkoda, że tylko po angielsku. Po polskiemu kompletnie beznadziejne.


Arrow - Niestety, nie udało się. Zdołali uciec, (...) Vorador zdołał uciec.
<facepalm1>

Arrow Czy... Mogę o coś prosić...? Oraz zapytać? Chcę...
Dobzie, mamo. a mogie dostać oranżadkę? Mr. Green Od kiedy Lord Sarafan taki uczynny i odpowiada na pytania... ee... ludzkiego bydła?

Arrow ważąc obie szale wagi.
Znaczy położył te szale na wadze i je ważył. A pfff... żeby coś ważyć, to trzeba to położyć na szali, a nie szalę na wadze, bo... cóż... szale są częścią wagi.

Arrow w głębi tunelu prowadzącego do Dzielnicy Przemysłowej, (...) Atak został wyprowadzony z Dzielnicy Przemysłowej,
<facepalm2>

Arrow pracowali ze sobą w ścisłej współpracy
I przypominam ci, że masło to jest maślane.

Arrow dzięki funkcjonującym przekaźnikom glyphowych, którymi przekazywali wiadomości, które na miejscu były oczytywane przez inżynierów
<facepalm3>

Arrow Słuch stopniowo wracał do Sebastiana,
A to on gdzieś poszedł? Słuch znaczy? Mr. Green Może lepiej "wracał do Sebastiana".

Arrow nikt nie mógłby przeżyć czegoś takiego (...) ktoś mógł przeżyć (...) nikt oprócz nas tego nie przeżył
<mega-facepalm4>

Arrow w ludzkim sensie tego słowa.
znaczeniu

Arrow rozrzucone były różne przedmioty,
Zrób to dla mnie i napisz, że były to przedmioty użytku sakralnego Mr. Green

Arrow ale zamiast tego przypadkiem wcisnął jedną z cegieł w środek ściany
A już myślałam, że do szafki ją wcisnął...

Arrow odsłaniając tajne przejście, które z głośnym chrzęstem odsłoniło
<facepalm5>

Arrow Mężczyzna ubrany był karmazynowy płaszcz
zapomniałeś o "w"

Arrow rękawice z otworami na palce zakończone długimi, wywołującymi lęk szponami
z tego zdania wynika, że otwory miały "palce zakończone długimi, wywołującymi lęk szponami"

Arrow w zmrużonych oczodołach wampira
Od kiedy to oczodoły mrugają, a?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Smisi
Sarafan


Dołączył: 25 Gru 2010
Posty: 88 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Za dobry jesteś żeby tam trafić...

PostWysłany: Pią 20:01, 06 Kwi 2012 Powrót do góry

W porównaniu do serii "Zwiadowców" to jest Sprite-m O.O


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Sob 14:27, 21 Kwi 2012 Powrót do góry

Dobra, ostatnia część. Jeśli powstanie ciąg dalszy, to przedstawię go w innym temacie. Z pewnością trochę sknociłem końcówkę, nieco dziwnie mi brzmi, a jakieś błędy znając życie po drodze też się znajdą. Razz Niektóre powtórzenia są celowe.

------------------

Epizod VI. Czystka cz. II

Słońce powoli i niepewnie wysuwało się znad widnokręgu, jakby nie było pewne, czy oświetlić swymi szkarłatnymi promieniami skutki czynów, jakich dokonano przez ostatnie dni. Powstanie dobiegało końca, a dla mieszkańców miasta Meridian nadszedł czas rozliczenia, gdyż Sarafanie z obrońców ludzkości przemienili się w sędziów i katów, nagradzających wiernych, a karzących zdrajców, którzy ośmielili się paktować z wampirami.

Cabal razem ze swoją armią broniło się jeszcze w kilku punktach miasta, ale ich upadek był kwestią czasu. Bowiem w sercach powstańców wzbierała rozpacz na widok mocno przerzedzonych, lecz wciąż przewyższających ich liczebnością i wyszkoleniem oddziałów Zakonu Sarafan, dumnie kroczące w długich szeregach najeżonych stalą. Sarafanie głośno śpiewali marszowe pieśni o pokoju, ładzie i wspólnym budowaniu lepszej przyszłości, złotej ery, w której nawet mroki nocy będą bezpieczne dla zwykłego człowieka. Dodawali tym otuchy tak sobie, jak i zwykłym, niezamieszanym w walki, pragnącym jedynie spokoju mieszkańcom Meridian.

Pochód Sarafan zatrzymał się przed Ratuszem, położonym na Rynku Głównym Niższego Miasta. Od niego wychodził na plac szeroki balkon, na którym stał sam Lord Sarafan, obserwujący defiladę swych wojsk w otoczeniu wyższych dygnitarzy obecnego rządu. Po jego lewicy stał Marcus razem z Biskupem Meridian, po jego prawicy Sebastian z Inwizytorem Martinem Cohenem. Za Wielkim Mistrzem znalazł się Faustus razem z szeregiem ważniejszych oficerów, ministrów, kapłanów i rajców miejskich.

Nie odbywała się tu jednak wyłącznie defilada. W centrum Rynku ustawiono wielki podest, wokół którego kłębili się mieszkańcy miasta, z niecierpliwością czekający na wydarzenie, którego już wkrótce mieli być świadkami. Na podeście zostały ustawione długie rzędy szubienic, a gdzie niegdzie kaci ostrzyli już swe topory, z kolei dla "specjalnych gości", przygotowano już długie, drewniane pale.

Kiedy defilada wojsk Zakonu zakończyła swój obchód, otaczając mieszkańców, jak też i podest szczelnym kordonem, wprowadzono skazańców. Rozległ się zwielokrotniony, metaliczny szczęk łańcuchów, a wśród tłumu rozeszły się szmery zaciekawienia i strachu.

Wśród jeńców znajdowali się zarówno ludzie, jak i wampiry, można było odróżnić obie rasy jedynie po kłach, szponach, szpiczastych uszach i nienaturalnych, żółtych oczach, gdyż twarze ludzi były równie blade jak wampirze, ze strachu lub wycieńczenia. Zdarzali się jednak hardzi skazańcy, którzy głośno złorzeczyli całemu światu i przepowiadali, że kiedyś era Sarafan dobiegnie końca, za co płacili bolesnymi ciosami od eskortujących ich strażników, którzy dbali o zachowanie porządku.

Ponura procesja długo nie chciała dobiec końca, gdyż na ten plac sprowadzono setki, a może nawet tysiące więźniów, tylko po to, by ponieśli karę za sprzeciwienie się Zakonowi Sarafan. W międzyczasie jednak zgromadzeni mieszkańcy miasta woleli zaprezentować swą lojalność wobec zwycięzców, głośno wiwatując na cześć Sarafan lub przeklinając pokonanych powstańców. Jedni robili to ze szczerego serca, drudzy woleli nie wychylać się z tłumu i robić to co wszyscy, by sami nie musieli dołączyć do skazanych.

Sam Wielki Mistrz czekał cierpliwie, aż pochód dobiegnie końca, nie spieszyło mu się zbytnio, gdyż długo czekał na tę chwilę i delektował się każdą upływającą sekundą, choć wiedział, że miał do dyspozycji całą wieczność.

Kiedy wszyscy aktorzy znaleźli się na scenie, Lord Sarafan uznał w końcu, że może zabrać głos.
- Posłuchajcie mnie, mieszkańcy Meridian, posłuchajcie mnie, mieszkańcy Nosgoth, posłuchajcie mnie nawet ci, którzy sprzeciwiacie się Zakonowi Sarafan! - wezwanie przeszło niczym podmuch wiatru przez zgromadzone tłumy, elektryzując je i pobudzając do wysłuchania Władcy Nosgoth, wobec którego nikt nie mógł pozostać obojętny. - Od chwili, kiedy spotkaliśmy się tutaj wszyscy razem, minęło długie pięćdziesiąt pięć lat. Wówczas, kiedy Cesarz Wampirów, Kain, zginął z mej ręki, a Stwory Nocy poniosły klęskę, rozpoczęliśmy budowę Nowego Ładu! Teraz stajemy tutaj po raz kolejny, raz jeszcze zwycięscy w walce z tymi, którzy stanęli przeciw nam! - Lord Sarafan dla podkreślenia wagi swych słów wyciągnąć opancerzoną pięść w kierunku tłumów. - Tym razem jednak, to była wojna bratobójcza, kiedy jeszcze tak niedawno razem pracowaliśmy, by zmienić coś na lepsze, oczyścić świat z wampirzej plagi! Wydarzenia ostatnich dni napełniają mnie wielkim bólem, niemożliwym do pomieszczenia w mym sercu... Dlaczego daliście się omamić pustym obietnicom Wampirów? Dlaczego wystąpiliście przeciw Zakonowi Sarafan, który dał wam spokój, bezpieczeństwo, doprowadził was do technologicznego rozkwitu i zamierzał czynić to dalej?! Dlaczego tak straszna myśl w ogóle narodziła się w waszych umysłach?! - krzyknął głosem naznaczonym tak wielkim bólem, że sami mieszkańcy Meridian, a nawet niektórzy skazańcy, poczuli wyrzuty sumienia. Wystąpili przeciw tym, którzy jedynie chcieli ich dobra, nie bacząc na własne. Sarafanie walczyli i ginęli, chroniąc ich przed demonami, czyhającymi na nich w ciemnościach. Po twarzach ludzi zaczęły płynąć łzy. Nikt nie pozostał obojętny wobec Lorda Sarafan, siły jego charyzmy i potęgi jego głosu.

- Teraz jednak spoczął na mnie ciężar wiekopomnej decyzji, jaką zmuszony zostałem podjąć. Dla was, więźniowie, nie ma już żadnego ratunku, jesteście skażeni, przeklęci na wieczność. Mogę jednak ocalić innych, tych którzy zdołali oprzeć się pokusie zdrady! - nagle w Lordzie Sarafan zaszła zmiana, stał się zimny i bezlitosny. - Zaczynajcie!

Zakonnicy ruszyli wykonać polecenia Wielkiego Mistrza. Mieszkańcom zdawało się, że skazańców dobierano w jakimś szczególnym porządku, jakby dla każdego zaplanowano inny sposób śmierci. Jednym z pierwszych, których czekała zguba, był sam Przewodniczący Meridiańskiej Gildii Kupców, Joachim Bauck, ubrany w podarte i zczerniałe ubranie, które kiedyś musiało olśniewać swą ekstrawagancją. Dygotał i trząsł się na całym ciele, kiedy dwóch Sarafan zgodnie z instrukcjami, zabrało go w miejsce, gdzie ustawiano drewniane pale. Oczy kupca wytrzeszczyły się do granic możliwości. Jąkając się i charcząc na przemian, powiedział dwóm żołnierzom, że jako Przewodniczący Gildii może ich hojnie wynagrodzić za okazanie łaski. Zakonnicy odpowiedzieli po raz trzeci, że przecież za zdradę został odarty ze wszelkich godności. Joachim był w delirium i już chciał zapytać ich po raz czwarty, kiedy wciśnięto mu do ust kawał sznura i podprowadzono pod ostrze pala.
W końcu pierwsze krzyki bólu i agonii rozeszły się po placu, docierając do uszu stojących na balkonie Ratusza Meridian dygnitarzy. Niektórzy zadrżeli, widząc tyle przemocy i śmierci, ale Lord Sarafan razem ze swoimi wampirami, uśmiechnął się lekko. Sir Martin razem z pozostałymi rycerzami zachowali obojętny wyraz twarzy, jak na karnych żołnierzy przystało.
- Co dalej, Mistrzu? - zapytał Sebastian. - Jakie masz wobec nas plany?

Lord Sarafan uśmiechnął się tajemniczo.
- Wobec każdego z was mam wielkie plany, moi słudzy. Teraz jednak chodźmy... Wciąż mamy wiele do zrobienia...
- Droga, którą podążysz, będzie naszą drogą. - obiecał Sebastian.

Wszyscy przyklękli przed Lordem Sarafan, dzierżącym w dłoniach Soul Reavera, a wciąż mającym na twarzy uśmiech...

C.D.N


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malek dnia Nie 20:50, 22 Kwi 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
robaczek
Starożytny wampir


Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:32, 22 Kwi 2012 Powrót do góry

Malek napisał:
Dobra, ostatnia część. Jeśli powstanie ciąg dalszy, to przedstawię go w innym temacie.

I dobrze, plik na LoK:A zrobił się nieznośnie ciężki i długi. Ale to akurat komplement. Mr. Green

Malek napisał:
Niektóre powtórzenia są celowe.

już nie mogę się doczekać. Oczywiście nie zapomniałeś dopisać w nawiasie (to powtórzenie jest celowe!)? Mr. Green

----------------------------------

Drugi akapit chyba będzie lepszy jak poniżej, ale to tylko moje zdanie. Nieco zmieniłam kolejność, poza tym to twoje.
Arrow Cabal razem ze swoją armią broniło się jeszcze w kilku punktach miasta, ale ich upadek był kwestią czasu. Bowiem w sercach powstańców wzbierała rozpacz na widok mocno przerzedzonych, lecz wciąż przewyższających ich liczebnością i wyszkoleniem oddziałów Zakonu Sarafan, dumnie kroczące w długich szeregach najeżonych stalą. Sarafanie głośno śpiewali marszowe pieśni o pokoju, ładzie i wspólnym budowaniu lepszej przyszłości, złotej ery, w której nawet mroki nocy będą bezpieczne dla zwykłego człowieka. Dodawali tym otuchy tak sobie, jak i zwykłym, niezamieszanym w walki, pragnącym jedynie spokoju mieszkańcom Meridian.

Od tego budynku wychodził
Arrow Od niego

odbierający defiladę
Arrow może "patrzący", a?

przygotowano już długie, drewniane pale.
Arrow O, teraz już nic się nie ukryje! Marzenia senne Maleka, śni o tym co noc, tylko boi się przyznać, ha! Mr. Green

zarówno Ludzie, jak i Wampiry
Arrow wydaje mi się, że wielkie litery są zbędne.

ze strachu lub z wycieńczenia
Arrow "z" won!

gdyż na ten plac sprowadzono setki
Arrow a już myślałam, że na tamten. "ten" won!

Jedni robili to ze szczerego serca, drudzy woleli nie wychylać się z tłumu i robić to co wszyscy, by sami nie musieli dołączyć do skazanych.
Arrow http://www.youtube.com/watch?v=tZsVP2WoE9E Mr. Green

Sam Wielki Mistrz czekał cierpliwie, aż pochód dobiegnie końca, nie spieszyło mu się zbytnio, gdyż długo czekał na tę chwilę i delektował się każdą upływającą sekundą, choć wiedział, że miał do dyspozycji całą wieczność.
Arrow eee, o co chodzi w tym zdaniu? i jak już będziesz przy wyjaśnianiu, to od razu je popraw.

nie schodził z jego twarzy...
Arrow a myślałam, że z czyjejś innej. "jego" won! albo napisz to inaczej, np. "i który wciąż miał na twarzy uśmiech."


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Nie 15:03, 22 Kwi 2012 Powrót do góry

"I dobrze, plik na LoK:A zrobił się nieznośnie ciężki i długi. Ale to akurat komplement. "

Razz

"Drugi akapit chyba będzie lepszy jak poniżej, ale to tylko moje zdanie. Nieco zmieniłam kolejność, poza tym to twoje.
Cabal razem ze swoją armią broniło się jeszcze w kilku punktach miasta, ale ich upadek był kwestią czasu. Bowiem w sercach powstańców wzbierała rozpacz na widok mocno przerzedzonych, lecz wciąż przewyższających ich liczebnością i wyszkoleniem oddziałów Zakonu Sarafan, dumnie kroczące w długich szeregach najeżonych stalą. Sarafanie głośno śpiewali marszowe pieśni o pokoju, ładzie i wspólnym budowaniu lepszej przyszłości, złotej ery, w której nawet mroki nocy będą bezpieczne dla zwykłego człowieka. Dodawali tym otuchy tak sobie, jak i zwykłym, niezamieszanym w walki, pragnącym jedynie spokoju mieszkańcom Meridian. "

Dzięki.

" O, teraz już nic się nie ukryje! Marzenia senne Maleka, śni o tym co noc, tylko boi się przyznać, ha! "

Lol. Trochę żałuję, że twórcy nie wymyślili innej formy zabijania wampirów i innych elementów społecznych. Czytelnikom przychodzą do głowy dziwne rzeczy, nie wiem co biorą, ale niech przestaną. Wink

"zarówno Ludzie, jak i Wampiry
wydaje mi się, że wielkie litery są zbędne. "

Taki problem w nazewnictwie: czyli Hyldeni, czy hyldeni?

"Jedni robili to ze szczerego serca, drudzy woleli nie wychylać się z tłumu i robić to co wszyscy, by sami nie musieli dołączyć do skazanych.
http://www.youtube.com/watch?v=tZsVP2WoE9E "

Właśnie tak! W końcu udało mi się coś jasno i klarownie przekazać! Wiadomo, że lojaliści wiwatowali szczerze, ale opozycja czy trochę bardziej niezadowoleni obywatele woleli siedzieć cicho. Kilka wolnych szubienic czy pali by się jeszcze znalazło...

"Sam Wielki Mistrz czekał cierpliwie, aż pochód dobiegnie końca, nie spieszyło mu się zbytnio, gdyż długo czekał na tę chwilę i delektował się każdą upływającą sekundą, choć wiedział, że miał do dyspozycji całą wieczność.
eee, o co chodzi w tym zdaniu? i jak już będziesz przy wyjaśnianiu, to od razu je popraw. "

Nie spieszyło mu się po prostu, chciał odprawić cały "ceremoniał": mowę porywającą tłumy, ogłaszanie wyroków, wymierzanie sprawiedliwości... Po prostu Lord Sarafan jakiego kochamy/ nie kochamy. Razz Wiem, że nie lubisz go, ale jakbym go zrobił innego to zaraz zaczęto by we mnie rzucać mięsem, że kanon niszczę. Wink Zerknij do pierwszego odcinka, Sebastian był tylko troszkę wulgarny, a już szukaliście okazji by mnie pogonić widłami. (hehe)

"nie schodził z jego twarzy...
a myślałam, że z czyjejś innej. "jego" won! albo napisz to inaczej, np. "i który wciąż miał na twarzy uśmiech.""

Jak już uprzedzałem na początku, trochę głupio brzmią te ostatnie słowa, a nie byłem w stanie znaleźć porządnej alternatywy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
robaczek
Starożytny wampir


Dołączył: 05 Wrz 2007
Posty: 875 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:38, 23 Kwi 2012 Powrót do góry

Malek napisał:
Czytelnikom przychodzą do głowy dziwne rzeczy, nie wiem co biorą, ale niech przestaną. Wink

Eee tam, herbatka nie fermentuje. Mr. Green

Malek napisał:
Taki problem w nazewnictwie: czyli Hyldeni, czy hyldeni?

Z tego co pamiętam ze szkoły to jest tak. Każda nazwa, która nie jest nazwą własną jest pisana małą literą. Wyjątkiem są rzeczy rzadkie lub niespotykane i nieznane szerszej widowni. A więc Hylden, ale centaur, wampir, ale Sarafan. Zgodnie z tą regułą wampiry i centaury znają niemal wszyscy ludzie na świecie (pomimo iż to stwory fantastyczne), więc ich nazwa jest taka sama jak każdy inny rzeczownik. Przecież nie napiszesz Pies i Kot, tylko pies i kot. Ale już mało kto zna Hyldenów i Sarafan, więc by podkreślić te słowa pisze się je wielką literą. Taka jest teoria i moje wspominki, jeśli ktoś wie na pewno, niech potwierdzi lub mnie poprawi. Smile

Malek napisał:
Właśnie tak! W końcu udało mi się coś jasno i klarownie przekazać!

Mr. Green

Malek napisał:
Sebastian był tylko troszkę wulgarny, a już szukaliście okazji by mnie pogonić widłami. (hehe)

To taki eufemizm, prawda? Mr. Green

Malek napisał:
Jak już uprzedzałem na początku, trochę głupio brzmią te ostatnie słowa, a nie byłem w stanie znaleźć porządnej alternatywy.

To jak wiesz, że głupio brzmi, to popraw.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malek
Starożytny wampir


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 731 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malek's Bastion (Inowrocław)

PostWysłany: Pon 20:09, 23 Kwi 2012 Powrót do góry

Rzecz w tym, że już poprawiłem, co było do poprawienia. Wink Ciągle źle?

Cytat:
To taki eufemizm, prawda?


No przecież nie miotał k... ani ch... Razz Może trochę okazał mało szacunku dla wampirzycy płci żeńskiej, ale przecież parytet jest, choćby wśród naszych sejmowych baranów. Wink Spokojnie jednak, w życiu codziennym (conocnym?), Sebastian jest dobrze ułożony i wychowany, przepuszcza w drzwiach, kłoni się przed Lordem Sarafan, pije krew w dystyngowany sposób, tylko na ulicach czasem lubi robić bałagan, na czym zwykł go przyłapywać Kain (ale Scion miał z reguły amnezję albo zanik pamięci, więc na następny dzień nic nie pamiętał Razz )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)